Rozdział 13

111 15 0
                                        

Wszyscy uważnie patrzeli na piłkę, na przemian obserwując sekundy pozostałe do końca meczu. Na hali dało się słyszeć krzyki niemal całej publiczności. Wielu z niej ściskało barierki, wychylając się poza nie, jakby chcąc wesprzeć duchowo graczy na boisku w ich ostatnich chwilach.

– Tak! – Krzyknęli wszyscy, gdy piłka rzucona przez Ryana wpadła wprost do kosza.

Rywale przejęli piłkę, lecz nie zdążyli wykonać żadnego ruchu czy rzutu.

– Jesteśmy w finałach. Miejsce na podium mamy w kieszeni! – Krzyczał Paul do przyjaciela, rozradowany jakby sam był jednym z zawodników.

– Szkoda, że finały nie są tutaj rozgrywane. Ominęłoby nas w piątek kilka lekcji. – Zauważył Alan.

Młodszy nieustannie obserwował Ryana, a gdy złapali razem kontakt wzrokowy, posłał mu dumny uśmiech.

– Dobrze, wracamy do klasy. – Odezwała się nauczycielka mająca z nimi lekcje.

Blondyn wraz z resztą klasy udał się w stronę gabinetu. Przez całą drogę wszyscy dyskutowali między sobą o zakończonym meczu.

– Proszę wszystkich o spokój! Na szczęście mecze się już zakończyły i możemy wracać do lekcji. – Oznajmiła zadowolona. – I tak przez to wszystko jesteśmy trzy tematy do tyłu. Ja nie wiem kiedy my to nadrobimy.

Uczniowie powoli wyciszyli się, a nauczycielka mogła zacząć prowadzić lekcję. Ku uciesze wszystkich nie trwała ona zbyt długo.

To była ostatnia godzina zajęć dla klasy Alana, dlatego blondyn mógł udać się prosto do domu. Trafił tam jako pierwszy. Ryan z znajomymi jak po każdym udanym meczu, wybrali się na miasto uczcić sukces. W przedpokoju zastał mamę, szykującą się do wyjścia.

– Jak im poszło? – Spytała szybko Lucy.

– W piątek grają w finałach. Gorzej niż trzecie miejsce już być nie może.

– Żeby mu tak w nauce szło jak w sporcie. – Westchnęła kobieta. – No nic, obiad macie gotowy. Do zobaczenia, słońce.

Mama posłała szybkiego buziaka w stronę syna, po czym wyszła do pracy.

– No i znowu jesteśmy sami. – Odezwał się do Pitagorasa. – I nadal masz te plamki. – Dodał niezadowolony, patrząc na grzbiet zwierzaka.

W pierwszej kolejności jednak zamierzał nakarmić kota, który krzykiem domagał się obiadu. Kocie jedzonko wylądowało w zielonej miseczce, a następnie jedzenie z garnka wylądowało talerzu. Miseczka znalazła się na podłodze, a talerz na stole.

Alan i Pi ze smakiem spożywali obiad, wsłuchując się w dźwięki muzyki wydobywające się z komórki chłopaka. Po posiłku oboje zalegli w salonie. Alan leżał na boku oglądając telewizję, a kocur położył się wygodnie w zgięciu jego kolan.

Chłopak zmarszczył brwi słysząc otwierane drzwi wejściowe. Zdziwiony spojrzał na godzinę. Jeszcze wcześnie.

– Co tak wcześnie?! – Krzyknął do brata.

Przez chwilę w korytarzy słychać było krzątaninę, a zaraz pojawił się w salonie.

– Bo co niektórzy to cieniasy i już musieli wracać do domu.

Ryan znikł na chwilę by powrócić z paczką chipsów zamiast obiadu, które Alan obrzucił złowrogim spojrzeniem.

– Przesuń się.

Chłopak jedynie podniósł się na rękach, robiąc trochę wolnego miejsca, które starszy wykorzystał. Położył głowę na nogach bruneta, robiąc sobie z nich poduszkę. Paczka chipsów wylądowała po drugiej stronie mężczyzny. Kot nadal spał niczym niewzruszony.

Bad RomanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz