Rozdział 10

132 13 0
                                        

Ryan siedział na przerwie na końcu korytarza uważnie obserwując Alana, który znajdował się na jego przeciwległym końcu. Młodszy siedział z swoim przyjacielem. Rozmawiali i śmiali się wspólnie.

– Ej, Ryan. – Zagadnął Jason. – Nie idziemy dzisiaj zaczepić gówniarza?

– Mam własne żarcie. – Odparł, wyciągając jedzenie z plecaka.

Poza tym obawiał się, że chłopak może nie mieć przygotowanego nic dla niego jak w dwa pierwsze dni tygodnia.

W poniedziałek może za bardzo polegał na młodszym, jednak w wtorek starszy sam przygotował sobie jedzenie, lecz Alan nawet go nie zabrał do szkoły. Dlatego dzisiaj wolał sam wziąć sobie jedzenie.

– Nie uważasz, że szczeniak robi się ostatnio za bardzo wyszczekany? – Kontynuował Evans.

Uważał. I to nie tylko w szkole. W domu również jakby coś go ugryzło. Co prawda nie drażnił się tak bezczelnie z Ryanem, jak już to miało miejsce, jednak nie można było powiedzieć, że nie dzieje się nic.

Alan zdawał się unikać starszego, lecz jemu nie przypominało to żadnych uników jakie robił dotąd. Już nie raz się pokłócili i nie raz mieli ciche dni, jednak teraz było jakoś inaczej.

Młodszy unikał Ryana podczas wspólnych posiłków, starał się siadać jak najdalej niego. Nie zaczynał żadnych rozmów i nie prosił o pomoc w nauce. Zdawał się całkowicie ignorować obecność starszego.

A Ryanowi jak nigdy to przeszkadzało. Cisza podczas posiłków z jego strony była niezwykle ciężka do zniesienia. Irytowało go nie zwracanie na niego uwagi. A dodatkowo młodszy przyciągał go w jakiś dziwny sposób bardziej niż zwykle.

Brunet w domu nie mógł oderwać wzroku, gdy mijali się w oczekiwaniu na zwolnienie łazienki. Zbyt długo zawieszał wzrok na nogach odziane w krótkie szorty i opinających bluzkach oraz w tych zbyt dużych na niego, gdy zdawało mu się, że był tylko w nich.

– Coś nie w humorze jesteś. – Odezwał się Antonio. – Problemy z Lisą.

– A daj spokój, kobieta podczas okresu gorsza niż smoczyca ze Shreka. – Burknął Ryan wywracając oczami.

– Ryan, idziesz dzisiaj na kosza? – Jason postanowił zmienić temat.

– Chyba się przejdę. – Stwierdził, przeżuwając kęs kanapki.

Nie miał ochoty siedzieć w domu, gdy Alan urządza jakieś ciche protesty.

Chłopak siedzący na drugim końcu korytarza starał się skupić na rozmowie z przyjacielem, jednak nie mógł powstrzymać wzroku, który co jakiś czas uciekał kontrolnie w stronę Ryana i jego przyjaciół, którzy siedzieli kilkanaście metrów na przeciwko niego.

Młodszy widział jak starszy je przyszykowaną przez siebie kanapkę. Był ciekaw czy po tych dwóch dniach, w których postanowił nie robić za jego stołówkę, starszy w końcu sam weźmie sobie jedzenie do szkoły. Najwyraźniej przeczuwał, że dzisiaj nic się nie zmieni.

Jednak czuł na sobie spojrzenie starszego, który chociaż tak daleko, to zdawał się wpatrywać wprost w niego. Alan ponownie skupił się na słowach przyjaciela i roześmiał z opowiadanej sytuacji.

– Powiem ci, że pragnę już weekendu. – Westchnął Paul. –­ Jutro w dodatku siedzimy w szkole chyba najdłużej ze wszystkich klas, a w piątek kończymy dopiero po siódmej lekcji. – Żalił się.

– Ja do piątku muszę skończyć tą głupią prezentację na historię. – Westchnął ciężko.

– Weź wpleć jakieś śmieszne ciekawostki. Ostatnio za takie duperele podwyższył Olivierowi ocenę, więc może tym razem też się uda.

Bad RomanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz