Rozdział 47

75 8 0
                                        

Alan obudził się i odetchnął pełną piersią. Był to pierwszy dzień, kiedy od samego rana nie czuł się jakby ktoś zablokował mu nos, a w gardło włożył ciernie. Czuł się całkowicie zdrowy, chociaż wiedział, że z takimi wnioskami należało być ostrożnym.

Jednak po zaledwie i aż trzech dniach ciężkiego przechodzenia przez gorączki i ogólne osłabienie, czuł się jak cudownie ozdrowiały.

Uśmiechnął się pod nosem, czując, że to będzie dobry dzień. Wstał z łóżka i przechodząc przez salon do łazienki uśmiechnął się pod nosem widząc śpiącego Ryana z cieknącą z ust śliną. Wyciągnął telefon i szybko zrobił zdjęcie. Nigdy nie wiadomo kiedy taki materiał się przyda, dobrze mieć asa w rękawie.

Po szybkiej toalecie przeszedł do kuchni. Tam zaczął przygotowywać śniadanie dla całej trójki. Uśmiechnął się szeroko, czując ramiona obejmujące go od tyłu.

– Dlaczego ty w dzień wolny wstajesz wcześniej niż ja muszę wstać na uczelnię?

– Jestem rannym ptaszkiem.

– Ty mi nie mów nic o rannych ptaszkach, kiedy za pół godziny muszę wychodzić i dodatkowo nie jesteśmy sami.

– Głupek. – Zaśmiał się krótko.

– Dużo lepiej wyglądasz. – Odezwał się Ryan składając na policzku młodszego krótkiego całusa.

– I tak się czuję. – Przyznał.

Alan zajął się przygotowaniem posiłku, a Ryan w tym czasie leniwymi ruchami przygotowywał dla nich kawę i napój kawopodobny.

Gdy siadali razem do stołu, pojawiła się Aurora. Zdawała się być w podobnym stanie co brunet. Nie do końca wyspana, najchętniej spędziłaby pod kołdrą jeszcze z godzinkę lub dwie.

– Nie wyglądasz. – Odezwał się Ryan wprost do kobiety. – Nie chcę wiedzieć jak wyglądałabyś po spaniu na kanapie.

– Uroczy i miły jak zawsze. – Skrzywiła się. – Poszłam spać z morką głową, poza tym siedziałam do późna nad książkami. – Odburknęła i upiła potężny łyk kawy. – Jak się cieszę, że już niedługo nie będę musiała oglądać cię z rana. – Odgryzła się.

Alan spojrzał na nich zdziwiony, a Ryana przełknął ciężko ślinę, czując się jakby został przyłapany na kłamstwie. Ara szybko zreflektowała się, że najwyraźniej powiedziała więcej niż powinna.

– Nie powiedziałeś mu jeszcze? – Zdziwiła się.

– Nie było kiedy. – Odparł cicho.

– A mówiłam ci, żebyś nie czekał z tym za długo. – Pokręciła głową. – Dobra, to ja idę jeść do sypialni. – Powiedziała wstając i zabierając ze sobą kubek oraz talerz z śniadaniem.

Alan patrzał wyczekująco na starszego, on natomiast uciekał wzrokiem czując się niczym skarcony szczeniak.

– Naprawdę mam cię ciągnąć za język? – Młodszy odezwał się jako pierwszy.

– Znalazłem mieszkanie. Wynajem zaczyna się od poniedziałku, ale w weekend będę mógł już zacząć przenosić swoje rzeczy.

– Gratulacje. – Powiedział, lecz w jego tonie nie było chociażby krzty szczerości czy radości.

– Wiesz, że tak średnio chce się wyprowadzać, a przynajmniej od ciebie. Ale sam zdajesz sobie sprawę, że spanie na tej kanapie nie jest najwygodniejsze, poza tym nadal czuję się trochę jak trzecie koło u wozu w tym mieszkaniu.

– Rozumiem. – Odparł niechętnie.

– Kocie, w końcu będziemy mieć jakiś kąt, gdzie będziemy mogli być sami, tylko we dwójkę. – Starał się go pocieszyć.

Bad RomanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz