Rozdział 16

53 9 0
                                    

Okres świąt Bożego Narodzenia był dla obu barci dosyć wyjątkowy. Może i w zeszłym roku Ryan pierwszy raz nie spędzał ich z matką i Alanem, tylko z rodzinom swojego ojca. Czuł się obco i nieswojo, trochę jak nieproszony gość.

Jednak w tym roku, pomimo że był w znanym domu wśród najbliższej rodziny Lucy, z którą zawsze spędzali ten czas, to czegoś brakowało. A konkretnie Alana, który w tym czasie spędzał czas ze swoim ojcem i jego partnerem.

Dla młodszego również były to nietypowe święta, lecz cieszył się z możliwości spędzenia kilku dni z tatą. Bez żadnych nerwowych sytuacji z mamą, która zawsze musiała stresować się wszystkim i wszystkich bardziej niż powinna oraz warczącego bądź ignorującego go brata.

Oboje wysilili się jedynie na krótkiego esemesa z życzeniami dla siebie.

Po trzech dniach osobno, rodzina w końcu spotkała się w domu. Atmosfera nieco się polepszyła. Alan już nie gniewał się tak na mamę, chociaż w głębi nadal jeszcze żywił do niej żal.

Jeśli chodzi o Ryana, za którym młodszy nieco się stęsknił, to nadal wszystko pozostawało po staremu. Blondyn coraz mniej wierzył w poprawę ich relacji. Nie potrafił go okłamać i obiecać, że już nic do niego nie czuje i zapewnić, że mogą zachowywać się jak wcześniej. Po prostu by nie umiał.

Aktualnie trwał okres między świętami a nowym rokiem. Pogoda za oknem zdawała się być stabilna, bo może i było zimno, a ziemię pokrywała niewielka warstwa śniegu jak przystało na zimę, to nie zapowiadały się żadne nagłe zmiany pogody.

– Wychodzę! – Oznajmił Ryan kierując się w stronę wyjścia.

– Gdzie? – Od razu spytała Lucy, będąc ciekawa gdzie wybiera się jej starszy z synów.

– Spotykam się z Lisą.

– Nie wracaj zbyt późno. – Poprosiła jedynie.

Alan siedział w salonie z skwaszoną miną, słysząc jak brat ubiera buty i kurtkę, po czym wychodzi z domu. Nadal za każdym razem było ciężko mu znieść spotkania bruneta z dziewczyną.

Wiedząc, że jeśli zostanie na kanapie to będzie się zadręczał i myślał, co ta dwója robi razem, postanowił się czymś zająć. Udał się na górę by przebrać się w sportowe ciuchy, odpowiednie do panującej na dworze pogody.

– Też wychodzę. – Poinformował mamę Alan.

– A ty gdzie?

– Pobiegać. – Odparł jakby to była oczywistość.

– W taką pogodę?

– Nie pada, a chodniki są odśnieżone. Nic nie stoi na przeszkodzie.

– Dobrze. – Westchnęła ciężko. – Tylko uważaj na siebie. Żebyś mi się nie rozchorował. Niedługo wracacie do szkoły.

Odpowiednio ubrany chłopak wyszedł na dwór i rozpoczął bieg. Początkowy chłód szybko ustąpił miejsca ciepłu i zmęczeniu. Ulice i chodniki były puste, co tylko dodatkowo umilało ten czas.

Po niemal godzinie biegu zwolnił nieco tempo, by dać sobie chwilę na złapanie oddechu i zaraz ruszyć z powrotem. Nim jednak wrócił do swojego wcześniejszego tempa, zatrzymał się i zrobił dwa kroki w tył za budynek, obecnie zamkniętej, niewielkiej kawiarni na skraju parku.

Wychylił się delikatnie licząc, że pozostanie niezauważony. Para znajdowała się całkiem blisko niego. Miał tylko nadzieję, że nie skręcą w jego stronę.

– Zatrzymaj się! – Zażądał Ryan, chwytając nadgarstek kobiety, lecz ta jednym sprawnym ruchem wyrwała mu go.

– Impotent. – Warknęła obraźliwie w jego stronę.

Bad RomanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz