Rozdział 36

50 7 1
                                    

Kolejne dni mijały Alanowi bardzo spokojnie. Po ubogim w sen weekendzie nadszedł nowy tydzień. W końcu mógł nadrobić niedobory snu.

Poranki lub popołudnia miał wolne, jeśli nie miał zmiany w kawiarni. Pozostały wolny czas spędzał na nauce. Przy zaocznym trybie nauki dostawał dużą dawkę nowego materiału, w krótkim czasie. By dobrze ją przyswoić potrzebował to sobie jeszcze rozłożyć w czasie w ciągu całego tygodnia, podczas, którego powtarzał materiał.

W środę z samego rana chwilę nacieszył się wolnym domem. Po obudzeniu się postanowił wybrać się krótką przebieżkę. Po powrocie puścił sobie głośniej muzykę na telewizorze i powoli przygotowywał się do długiego dnia.

Wziął prysznic, zjadł śniadanie, przejrzał notatki z wykładów. Nim się obejrzał musiał wychodzić do pracy.

Zostawił dom w niemal nienagannym stanie i miał nadzieję, że gdy do niego wróci nie zastanie go w dużo gorszym.

W kawiarni zjawił się o tej samej porze co zawsze. OD razu przeszedł na zaplecze witając się po drodze z współpracownikami.

– Jak ruch? – Spytał, gdy się przebierał.

– Nie najgorzej. Nie nudzisz się, ale też z wszystkim idzie się wyrobić. – Odparła Aurora. – Zajść po coś do sklepu?

– Możesz, żeby jutro nie trzeba było. Pieczywa starczy jeszcze na kolację, ale z śniadaniem może być krucho. Nie wiem czego tobie brakuje, ale jakbyś wzięła mi kawę zbożową i napój owsiany byłbym wdzięczny.

– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się, zbierając do wyjścia. – Miłej pracy. – Pożegnała się i opuściła zaplecze.

Alan poprawił pracowniczy uniform. Zdecydowanie odpowiadał mu ten kawiarniany strój niż ten z klubu. Koszulka polo w odcieniach brązu, ciemne spodnie i fartuch. Czuł się w tym pewniej.

Rozpoczął dzień w pracy, zbierając zamówienia od gości zajmujących stolik oraz klientów biorących coś słodkiego na wynos. Czas mijał mu nawet przyjemnie.

Uśmiechnął się, gdy zobaczył wysokiego mężczyznę ubranego w granatowy garnitur z nieco przygaszoną miną wchodzącego do kawiarni.

Blondyn zabrał swój notes i podszedł do zajętego przez niego stolika.

– Cześć Viva. Ciężki dzień w pracy? – Przywitał się.

– Nienawidzę swojej pracy. – Odparł zmęczonym tonem.

Potarł swoją twarz dłonią, po czym przejechał po krótkich czarnych włosach.

– Nie myślałeś o zmianie? Podać to co zawsze?

–Po takim czasie ciężko zmusić się do zmiany. – Pokręcił głową. – Tutaj mimo wszystko mam stałe godziny pracy, wolne wieczory i weekendy i nie najgorsze zarobki.

– Ale jesteś nieszczęśliwy.

– W weekend zobaczysz mnie uśmiechniętego.

– Wiem.

– Tak, to co zawsze, ale daj podwójną bitą śmietanę. – Odpowiedział w końcu na wcześniej zadane pytanie.

Alan skinął głową i wrócił za ladę. Zaczął przygotowywać zamówienie dla mężczyzny. Po chwili zaniósł mu lodowy deser z bakaliami i podwójną ilością bitej śmietany.

– Smacznego. W razie czego wołaj.

– Dzięki ci słońce.

Alan zostawił go samego, wracając do pracy. Aurora miała rację. Ruch był, lecz niewielki. Każdy miał czas na obsłużenie przychodzących gości, posprzątanie po wcześniejszych i dokładanie schodzącego towaru.

Bad RomanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz