Aurora i Alan stali przed lodówką patrząc się w jej wnętrze i nie przejmując się uciekającym zimnem.
– Ej, co z wami? – Spytał Ryan, który przyszedł do kuchni po coś gazowanego. – Na co się tak gapicie?
Podszedł bliżej dwójki i powędrował za ich wzrokiem.
– Jak idzie się domyślić to moje. Chciałbym czasami zjeść coś porządniejszego niż zielenina. – Poczuł się dziwnie, kiedy wzrok dwójki wylądował na nim. – Co? Przecież ty, Ara, podobno nie jesteś tak rygorystyczna jak ten ekoświr.
– Tak. Ale... Przecież to jest z dwa kilo mięsa! Sory, ale taki kawał to ma prawo oburzyć. – Odezwała się spod lekko zmarszczonych brwi.
Ryan nie za bardzo rozumiał i chyba nie chciał rozumieć. Sto gram mięsa nie będzie jej oburzało, ale już niemal dwa kilo to nie godzi się na trzymanie w ich lodówce?
Brunet pokręcił głową, chwycił pierwszą nieprzezroczystą reklamówkę z brzegu, włożył do niej swoje mięso, następnie z powrotem odstawiając do lodówki.
– Teraz jeszcze bardziej wygląda jak trup w lodówce. – Skrzywił się Alan.
Ryan natomiast zaśmiał się pod nosem, bo reklamówka była akurat koloru czarnego.
– No co, pasuje przecież. Przynajmniej jasna sugestia co jest w środku. Brakuje wam jeszcze takiego suwaczka na środku czy jak?
– Ryan! – Oburzył się Alan.
Brunet ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
– Dobra, już się uspokójcie. Dwa dni i tego nie będzie. Mam położyć to za sałatą, by ten widok nie raził was w wasze wegańskie oczka?
Alan westchnął ciężko zrezygnowany. Odechciało mu się jeść. Wyszedł z kuchni mijając starszego. Aurora natomiast obrzucała go wściekłym spojrzeniem zielonoszarych oczy.
Ryan wyminął ją i nalał sobie szklankę napoju gazowanego. Cieszył się, że nie mają nic przeciwko niemu. Z pełną szklanką wrócił do salonu i usiadł obok Alana na kanapie.
– No nie bocz się tak na mnie. – Szturchnął go ramieniem. – I tak przez większość czasu jestem zmuszony jeść jak roślinożerca.
– Jak będziesz miał zamiar je przyrządzać, to nie mam zamiaru być w domu i nie wrócę, dopóki cały zapach gotowanej padliny się stąd nie ulotni. – Oznajmił twardo.
– A skąd myśl, że będę je gotował? Przecież mogę je usmażyć, upiec. Jest tyle możliwości.
Chłopak spojrzał na niego z obrzydzeniem.
– No nie patrz się tak na mnie. Mam je zjeść na surowo, to będzie dla ciebie lepsze? Bardziej humanitarne?
– Jesteś okropny. – Jęknął blondyn
Ryan cmoknął jedynie w jego stronę. Następnie odstawił szklankę i chwytając Alana jedną ręką oparł się o kanapę, ciągnąc chłopaka za sobą. Ten nie wyrywał się, usiadł wygodnie oparty o ciało starszego.
Chwila spokoju jednak nie trwała długo. Ten poranek zdawał się nie zaliczać do leniwych. Pomimo iż Ryan miał na późniejszą godzinę zajęcia, to już od samego rana zdawało się dużo dziać w ich kawalerce.
– Dobra. Trzeba ustalić jakieś zasady wspólnego mieszkania, bo zrobiło się nas dużo. – Oznajmiła Aurora wchodząc do salonu.
– No przepraszam was za to mięso. – Uniósł dłonie w górę w geście poddaństwa. – Na drugi raz każe je zapakować próżniowo pięciokrotnie, żeby zapach śmierci nie przeszedł na wasze warzywa.

CZYTASZ
Bad Romance
RomanceSzkoła średnia, czas wielkich pierwszych miłości. Skomplikowana sytuacja rodzinna, a jeszcze bardziej skomplikowana relacja w szkole. Co naprawdę może łączyć szkolną ofiarę i jego dręczyciela? Ilość rozdziałów: 50 Nowe rozdziały w poniedziałki, środ...