Rozdział 7: Dom.

7 1 0
                                    

 Szkoła skończyła się dosyć szybko. Trójka głównych bohaterów zmierzała do domu Jennifer aby pouczyć się na sprawdzian. Jennifer mieszkała na obrzeżach miasta a tak dokładniej mówiąc w lesie. Jej dom był drewniany wyglądał jak domek wypoczynkowy nad morzem. Budowla bardzo ładna i wyglądająca na przytulną w środku. Na podejście stało duże terenowe auto. Należało ono do ojca Jennifer, który pracował w leśniczówce. Fokion podziwiał ładny domek i nie mógł wyjść z podziwu jakie piękne Jennifer hoduje kwiaty przy domu. Ambrosius natomiast był zmartwiony, że ojciec Jennifer nie jest w pracy. Łagodnie to ujmując ojciec Jennifer nienawidził Ambrosius. Jennifer natomiast niczym nieprzejęta weszła po schodkach na werandę i otworzyła drzwi. Chłopacy weszli do domu za nią. Ambrosius delikatnie zamknął drzwi za sobą tak aby nie robić hałasu. Stali w salonie i czekali na ojca Jennifer. Fokion oglądał cały salon wzrokiem. Było przyjemnie kamienny kominek, puszysty dywan na drewnianej podłodze, na środku stolik a obok niego jasna ładna kanapa. Po prawej stronie natomiast było przejście do kuchni.

-Córcia już jesteś.-dorosły mężczyzna o ciemnych brązowych włosach. Jego mina zmieniła się z wesołej na wyrażającą chęć mordu od razu gdy zobaczył Ambrosius i nieznanego mu Fokiona.- Widzę, że przyprowadziłaś przyjaciół.

-Tak.-odpowiedziała wesoło Jennifer i podbiegła się przytulić.

-Dzień dobry panie James.-powiedział Ambrosius kłaniając się nisko. Fokion popatrzył ze zdziwieniem na swojego rywala.

-Myślisz, że gdzie jesteś. Wyprostuj się.-odpowiedział sucho ojciec Jennifer. Ambrosius lekko speszony się wyprostował i unikał kontaktu wzrokowego z dorosłym mężczyzną.-Rozumiem, że przyprowadzasz tą wypłochę.

-Tato!-powiedziała Jennifer z zażenowaniem.

-A kim jest ten nowy?

-Mam na imię Fokion.-powiedział chłopak uśmiechnął się radośnie i podał rękę mężczyźnie. Ojciec Jennifer popatrzył się na niego pogardliwie. Fokion lekko przechylił głowę nadal się uśmiechając i zabrał rękę.

-Jennifer idź do pokoju ze swoja wy płochą. Ja chwile pogadam z tym Fokionem.-powiedział mężczyzna. Jennifer spojrzała się na Fokiona i uśmiechnęła się dodając otuchy chłopakowi. Dziewczyna i Ambrosius udali się na górę do jej pokoju.-Zostaw drzwi otwarte.

Mężczyzna popatrzył się na Fokiona po czym ręką pokazał aby chłopak za nim poszedł.

-Siadaj.

Fokion posłusznie wykonał polecenie i usiadł przy stole w kuchni. Naprzeciwko usiadł ojciec Jennifer. Atmosfera w powietrzu była tak gęsta, że można było ją ciąć nożem.

-Ile już znasz moją córkę?-zapytał się obojętnym głosem mężczyzna.

-Ponad miesiąc.-odpowiedział przyjaźnie Fokion. Mężczyzna na jego odpowiedź wypuścił powietrze z buzi ze zmęczeniem.

-Skoro przyjaźnisz się z moją córką to musisz być w czymś dobry.

-Umiem rąbać drzewo i wykonywać jakie cokolwiek prace fizyczne w sumie.-odpowiedział szybko Fokion po czym dodał jeszcze.-A i lubię jeszcze grać w piłkę.

-Teraz już cię kojarzę. Pisali w gazetce lokalnej o wygranej naszej drużyny miastowej i nowym zawodniku, który wbił punkt pod koniec.-powiedział mężczyzna. Fokion zauważył, że ojciec Jennifer wyglądał na bardziej zdenerwowanego.-Czyli należysz do drużyny tych buców.

Fokion zaczął powoli rozumieć o co tak naprawdę chodzi ojcu Jennifer w tej rozmowie.

-Wypłocha nie wybierał sobie tej ksywki, ale tobie pozwolę wybrać jak będę cię obrażać.- powiedział mężczyzna i gdy znowu miał się odezwać przeszkodził mu Fokion.

Miłość w nowiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz