Rozdział 42: Wyprawa w las.

7 1 0
                                    

 Prawie wszyscy zebrali się już w salonie i czekali aż Lovi przeteleportuje ich w rodzinne strony Miriam. Jennifer próbowała oderwać od siebie ojca który ja przytulał i był zmartwiony tym że jego córa znika na cztery miesiące. Inni natomiast chwilowo się rozsiedli na kanapach a Lovi widząc, że zaczynają ziewać postanowił coś zrobić.

-Gdzie jest ten gówniarz?-zapytał się Lovi patrząc się na wszystkich wzrokiem bazyliszka.

-Powiedział, że pójdzie do Lachesis i zaraz wróci.-odpowiedział mu lekko ziewający Ambrosius.

-To takie słodkie, że chce się dobrze pożegnać z siostrą.-powiedział miłym głosem Charlie. Po jego słowach Ambrosius i William się na siebie spojrzeli ale szybko oderwali od siebie wzrok.

-Ja po niego idę a wy się przygotujcie.-powiedział Lovi po czym skierował się w stronę schodów.

Tym czasem w pokoju Lachesis....

Lachesis patrzyła się spokojnym wzrokiem na brata, który siedział przed nią na podłodze i się nie ruszał. Lachesis z łatwością rozpoznawała emocje jakie odczuwają inni ale jakoś nigdy nie mogła zrozumieć zachowania swojego brata, który zachowywał się inaczej niż każde inne żywe stworzenie. Lachesis czujnie obserwowała brata i czekała aż się w końcu poruszy. Fokion spojrzał się na nią opiekuńczym czułym wzrokiem i położył rękę na jej głowie.

-Wybacz, że zostawiam cię samą na tak długo.-odezwał się Fokion czułym głosem. Lachesis spojrzała się na niego spokojnie.

-Spokojnie nic mi się nie stanie przez te cztery miesiące.-powiedziała Lachesis a Fokion uśmiechnął się do niej łagodnie. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Tak mało słów potrzebowali aby się rozumieć aby o siebie dbać aby być dla siebie wszystkim co najważniejsze. Ciszę przerwał Lovi który wszedł z kopa do pokoju.

-Kurwa ała z czego są te drzwi?-powiedział Lovi który z bolącą nogą od kopnięcia do skakał na jednej nodze do łóżka.

-Z kamienia.-odpowiedziała mu spokojnie Lachesis.

-Ta to wszystko wyjaśnia.-powiedział łagodnie Lovi.-Nie chcę was pośpieszać ale to zrobię bo reszta tam na dole ziewa a James chce zadusić przytul asami Jennifer na śmierć. Więc czy już się pożegnaliście?

-Tak możemy już iść.-powiedziała spokojnie Lachesis wychodząc z pokoju. Lovi spojrzał się na Fokiona który wstał z podłogi i skierował się w stronę drzwi.

-Zostawiam wam moją siostrę pod opiekę...-powiedział Fokion pnie patrząc się na Loviego który poczuł na sobie nie przyjemne ciarki i jakąś dziwną energię od Fokiona.-Idziemy na dół?

-Tak chodźmy.-odpowiedział mu Lovi i wyszedł zza Fokionem z pokoju.

Na dole w salonie...

Jennifer już wszystkich ogarnęła i stali i czekali na Loviego który po chwili zszedł ze schodów.

-Gotowi na podróż której nikt się nie spodziewał i nikt jej nie potrzebował rok temu.-zapytał się Lovi stając na środku salonu.-Widzę zajebisty entuzjazm na twarzach.

-No a jak.-powiedziała Shila, która jak zawsze była wesoła. Lovi się uśmiechnął i wyczarował portal na środku salonu.

-Yusuf przekazuje Ci jastrzębia. Masz o niego dbać.-powiedział Lovi po czym dał zdziwionemu Yusufowi jastrzębia w ręce.

-Ale ja...

-To nie mój pomysł tylko panicza Liama więc się nie kłóć z tą decyzja bo Ci zaufał.-uciszył go Lovi a Yusuf spojrzał się na Liama który łagodnie się do niego uśmiechnął.-No dobra kto przechodzić.

Miriam stanęła przed portalem i spojrzała się na niego zmartwionymi oczami. Jack widząc to podszedł do niej i delikatnie złamał ją za dłoń. Miriam spojrzała się na Jacka który uśmiechnął się do niej.

-Nie bój się będę przy tobie nie jesteś z tym sama.-powiedział Jack po czym Miriam uśmiechnęła się do niego łagodnie. Miriam postawiła krok do przodu i razem z Jackiem przeszła przez portal.

-Powodzenia.-powiedział łagodnie Liam patrząc się na Jennifer.

-Dziękujemy damy z siebie wszystko co najlepsze.-odpowiedziała mu Jennifer. Po chwili przez portal przeszła Emilii której pomogła zrobić to Jennifer, za siostrę przez portal wszedł Yusuf trzymający przy sobie delikatnie jastrzębia. Po chwili przez portal przeszła a raczej wleciała w niego Shila, po Shili przez portal wszedł William i Charlie któremu Lachesis przed przejściem wręczyła karteczkę w dłoń. Jennifer, Ambrosius i Fokion stali w salonie. Fokion jeszcze obserwował ze zmartwieniem siostrę.

-No chodź idziemy.-powiedział Ambrosius który pociągnął Fokiona za rękaw i razem z Jennifer przeszli przez portal.

Po przejściu przez portal wszyscy wylądowali w lesie, który był ciemny i ponury. Liście pospadały już praktycznie ze wszystkich drzew a choinki pozginały się w dziwny sposób. Jennifer przeliczyła wszystkich i ruszyli za Miriam aby dojść do umówionego miejsca gdzie mieli czekać na nich jej bracia. Shila wesoło dreptała przez las zresztą tak jak pozostali. Ambrosius obserwował to raz Jennifer która zastanawiała się nad tym jacy są bracia jej najlepszej przyjaciółki to raz na Fokiona, który nadal myślał o tym, że zostawił Lachesis. Podróż na wyznaczone miejsce nie zajęła im dość długo szybko dotarli na małą polankę. Gdy Shila na nią wleciała to coś wyskoczyło z krzaków i rozległ się huk...

Wysoki chłopak o ciemnych brązowych włosach które z przodu były ścięte krótko a z tyłu miał dosyć długiego warkocza. Jego twarz miała ładne męskie rysy ale i jego twarz była podobna do delikatnej twarzy Miriam. Miał ładne ubrania i ala pelerynkę zarzuconą na lewym i prawym ramieniu.

Chłopak przyłożył Shili miecz do szyi.

-Zabieraj ten miecz albo wsadzę Ci go w dupę.-powiedziała zdenerwowana Shila kładąc palec na mieczu chłopaka i patrząc się mu prosto w oczy. Chłopak nawet nie miał czasu jej odpowiedzieć bo drugi z braci wylądował na ziemi.

-Przepraszam nic Ci nie jest.-powiedział Charlie pochylając się nad zdziwionym chłopakiem, który zaszedł Charliego od tyłu i został przerzucony przez jego plecy. Twarz chłopaka leżącego na ziemi najbardziej przypominała twarz Miriam. Maił włosy ulizane na lewą stronę i w odróżnieniu od pierwszego brata nie miał warkocza. Ubrany był w luźne ciuchy i na lewym ramieniu miał długi materiał. Chłopak szybko wstał i otrzepał się z ziemi i popatrzył się wrogim wzrokiem na Charliego.

-Widzę, że nasi goście już przybyli.-za drzew wyszedł trzeci z braci miał najbardziej poważną twarz włosy zaczesane na prawą stronę ubiór dopracowany i wygładzony. Emilii spojrzała się na niego i od razu wiedziała, że to on jest mózgiem w tym towarzystwie. Chłopak uważnie się jej przyjrzał a potem przerzucił wzrok na Yusufa, który patrzył się na niego poddenerwowanym wzrokiem.

-Moi piękni bracia jak wyrośli.-powiedziała Miriam podchodząc do braci i po kolei delikatnie łapała ich za policzki. Epifani najstarszy z warkoczem, Hysen najmłodszy z włosami ulizanymi na lewo, Kalistrat najmądrzejszy i najspokojniejszy z rodzeństwa.

-Mamo.-powiedzieli bracia jednocześnie a wszyscy inni się zdziwili tym, że nazywają Miriam matką.

-Miło mi was poznać. Jestem Jennifer.-powiedziała uśmiechnięta Jennifer podchodząc do braci przyjaciółki.

-Miło nam. Jestem Kalistrat.-powiedział chłopak podając Jennifer dłoń. Do Jennifer podszedł Fokion a bracia Miriam cofnęli się do tyłu. Uśmiechnięty Fokion nie wiedział o co im chodzi.

-Spokojnie Fokion nie jest groźny.-Miriam uspokoiła braci którzy po raz pierwszy widzieli takiego dużego wilkołaka. Fokion uśmiechnął się do nich wesoło.

-Proponuję abyśmy udali się już do obozu w lesie robi się ciemno wcześniej.-powiedział Kalistrat i wszyscy się z nim zgodzili po czym ruszyli w drogę do obozu...

Miłość w nowiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz