dziewiętnaście

105 9 85
                                    

Beatenberg
••• Stamina •••

dlaczego tak trudno jest przejść z jednej rzeczy do drugiej?czy wyobrażasz sobie swój stan gorszy niż jest?porównujesz się do postaci z mitologii?twoja metamorfoza musi być na wyciągnięcie ręki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

dlaczego tak trudno jest przejść z jednej rzeczy do drugiej?
czy wyobrażasz sobie swój stan gorszy niż jest?
porównujesz się do postaci z mitologii?
twoja metamorfoza musi być na wyciągnięcie ręki

•••••

TW: krew, wzmianki o wymiotach

Dach klasztoru był przesłonięty bezgwiezdną nocą i ukryty wśród ciemnego baldachimu lasu pod nami. Nie wiedziałam, że przybyliśmy, dopóki smok Lloyda nie zaczął schodzić.

Milczałam, trzymając się mocno łęku siodła przede mną. Poczułam, jak krew kapie mi z uszu i nosa, jednak za bardzo szanowałam wysokość, na której lecieliśmy, aby kusić los i ocierać się o niego. To nie tak, żeby los pozwolił mi umrzeć. Wyglądało na to, że byłam przez to spętana tak samo jak Lloyd.

Przypuszczam, że moja niepewność nie mogła mnie już uderzyć słowami „jesteś oszustem”, jeśli można na tym polegać.

To była ulga, jak sądzę, ale została ona znacznie przyćmiona przez pulsującą migrenę żyjącą za moimi oczami. Musiałam zrobić wszystko, żeby nie przewrócić się przez siodło i nie zemdleć. Mogłabym przynajmniej mieć na tyle godności, żeby to zrobić na solidnym gruncie, dziękuję bardzo.

Smok wylądował z cichym chrzęstem żwiru i potrząsnięciem głową, pozostawiając smugę świecącej mgły, która rozproszyła się w powietrzu niczym zielone gwiazdy. Kiedy o trzeciej nad ranem wszyscy byli w klasztorze, w lesie panowała cisza. Zwykle słyszałam wszelkiego rodzaju stworzenia i letnie owady. Teraz jedyne, co słyszałam, to słaby szelest liści i od czasu do czasu pohukiwanie sów. Nie mogłam się zdecydować, czy podobała mi się ta wyjątkowo cicha scena, czy też wydawała mi się rozbrajająca.

Lloyd pomógł mi zejść z siodła i wydobył się ze mnie bolesny jęk, gdy moje i tak już obtarte stopy dotknęły żwiru. Spojrzał na nie i westchnął. — Och, słońce.

— Wszystko mnie boli. — Mruknęłam. Jego smok szturchnął mnie w łokieć z pomrukiem, po czym natychmiast zniknął, podczas gdy Lloyd podniósł mnie, by uratować moje zadrapane palce u nóg. — Czy to normalne w przypadku proroctw? Czy takie bycie kontrolowanym jest normalne?

Słysząc niezręczną ciszę Lloyda, sucho załkałam z porażki i schowałam głowę pod jego brodę. Świetnie – na pewno nie byłam oszustem, ale i tak byłam w wielkim bałaganie. Mam nadzieję, że nie zalałam jego kombinezonu krwią. Potem zdałam sobie sprawę, że i tak był już postrzępiony i zakrwawiony. Właściwie, jak bardzo był ranny?

— Załatwimy to. — Obiecał Lloyd, wchodząc po schodach prowadzących do wejścia. — Radziliśmy sobie z gorszymi rzeczami.

A też tak świetnie spałam. — Powiedziałam cicho.

𝐭𝐡𝐞 𝐛𝐮𝐭𝐭𝐞𝐫𝐟𝐥𝐲 𝐞𝐟𝐟𝐞𝐜𝐭 | 𝐥. 𝐠𝐚𝐫𝐦𝐚𝐝𝐨𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz