The XX
••• Crystallised •••nie poruszaj się powoli, robię kroki w twoją stronę
dźwięki rozbrzmiewają, echo, czy uczy to twoje uczucia?
nie
mówisz, że jestem głupi, że odsuwam to na bok
ale spal nasz dom, bo nie wyjdę żywy•••••
TW: obrażenia fizyczne, napaść, duszenie
Garmadon odciągnął mnie na bok, aby spróbować wyśledzić nasz ogon przez gęste, fantazmatyczne chmury, podczas gdy Wu i Misako gorączkowo rozmawiali ze sobą w tle.
Wyjrzałam przez iluminator, a strach wypełnił moje wnętrzności jak deszcz w studni. Gdzieś tam, ukryte w połaciach ciemnego nieba, ciało Lloyda było pilotowane przez ducha, pragnącego jakiejś zemsty. Gdzieś tam Morro gonił nas z chorą nieustępliwością.
Moje oczy skanowały chmury. Każdy cień, każda pociemniała mgławica oszukiwała mnie, myśląc, że to on. Nie byłam pewna, czy to, że go nie widziałam, było dobre, czy złe.
— Gdzie powinnam pójść? — Zapytałam.
Garmadon potrząsnął głową. — Ukrywanie się nie ma sensu. Zmysły Lloyda są zbyt wyostrzone. Jeśli ukryjesz się sama, a on cię znajdzie... — Jego głos zamarł z wahaniem, zanim odchrząknął. — Nie, najlepiej będzie, jeśli zostaniesz z nami.
Moja dłoń zacisnęła się na rękojeści katany. —... okej. — Bo gdyby znalazł mnie samą, pewnie by mnie zabił.
Nigdy wcześniej nie wątpiłam w umiejętności ninja i z pewnością uważałam Lloyda za najlepszego wojownika, jakiego historia miała do zaoferowania, ale może było to z mojej strony naiwne. Morro wyprzedził Lloyda i odparł każdy atak drużyny, ledwo się pocąc. Porażka była nieunikniona. To było ostre sprawdzenie rzeczywistości, a ja balansowałam na granicy niedowierzania.
Teraz naprawdę wątpiłam w umiejętności ninja i z pewnością nie mogłam dodać niczego, co mogłoby zwiększyć nasze szanse na przetrwanie w zbliżającym się konflikcie. Widziałam, że nasze szanse na przezwyciężenie tego malały z każdą sekundą, a moje ciało trzęsło się ze strachu, który wydawał się pierwotny. Moje żyły mrowiły od chorego dreszczu przerażenia.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo drżałam, dopóki Garmadon nie położył mi ręki na ramieniu. Ciężar jego cichego pocieszenia wbił mnie z powrotem w siebie, ale to nie powstrzymało dreszczy. Nigdy wcześniej nie radziłam sobie z tak głębokim strachem. Mój umysł ciągle przeskakiwał pomiędzy myślami, nawet gorzej niż zwykle.
— Przejdziemy przez to. — Uspokoił, a łagodny, obiecujący wyraz jego zielonych oczu sprawił, że trudno było w niego zwątpić. — Musimy mieć nadzieję.
Nadzieję. Jak to, co zostało wyryte na mieczu Lloyda, którym ledwo mogłam władać. Nadzieja. Trudno było mieć nadzieję, kiedy wszystko, co czułam, to zagłada, kiedy bolała mnie klatka piersiowa, a moje moce już mnie do niego nie przyciągały. Jak miałam mieć nadzieję w takiej chwili?
CZYTASZ
𝐭𝐡𝐞 𝐛𝐮𝐭𝐭𝐞𝐫𝐟𝐥𝐲 𝐞𝐟𝐟𝐞𝐜𝐭 | 𝐥. 𝐠𝐚𝐫𝐦𝐚𝐝𝐨𝐧
FanfictionUkłony dla autorki: [przepisywane po raz 1938473] *Ukłony dla mnie w przyszłości [coś się odwaliło i muszę na nowo tłumaczyć 20 rozdziałów]* Gdyby to zależało od y/n l/n, czytałaby całe lato. Zagubiona w historycznych książkach, powieściach przygodo...