trzydzieści pięć

148 12 456
                                    

Flyte
••• Spiral •••

potykamy siękręcimy się w wiecznym paradygmacienasz świat się rozszerzai bez względu na to gdzie stojęcokolwiek robięspiralnie schodzę do ciebie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

potykamy się
kręcimy się w wiecznym paradygmacie
nasz świat się rozszerza
i bez względu na to gdzie stoję
cokolwiek robię
spiralnie schodzę do ciebie

•••••

TW: zakrzepła krew



Obudziłam się ze łzami w oczach.

Miałam koszmar, którego nie mogłam sobie przypomnieć i jedyne, co mi po nim pozostało, to odległe uczucie żalu i bezradności. Otarłam mokre policzki bezwładną dłonią, rozmyślając o ciężarze w mojej piersi. Moje ciało bolało od dzikości tysiąca słońc. Czy potrącono mnie ciężarówką?

Wzdrygnęłam się, gdy piorun oświetlił pokój przez iluminator. Następujący po tym grzmot wprawił Perłę w drżenie, a głęboki bas rozniósł się po morzu, przeszedł przez statek i dotarł do moich kości. Moja ręka poszukała ciała, które leżało obok mnie.

— Lloyd? — Wykrztusiłam oszołomiona, gdy mój dotyk niczego nie wykrył. Podniosłam głowę i spojrzałam na pustą poduszkę, a błyskawica niepokoju przeszyła moją pierś. Mój głos się podniósł. — Lloyd?

Ręka spoczęła na nodze nad moją kostką. — Tutaj, słońce.

Mój wzrok przesunął się w kierunku głosu Lloyda. Siedział na końcu łóżka, z kataną na kolanach i osełką w dłoni. Był wczesny poranek, więc mogłam zobaczyć wszystko w blasku świtu sączącym się przez okno, a jego zniszczone loki sprawiały, że wyglądał, jakby należał do zespołu rockowego z początku XXI wieku. Mój strach na tyle ustąpił, że mogłam docenić słodycz jego fryzury.

— Wszystko w porządku? — Zapytał Lloyd. Sięgnął w dół łóżka i otarł mój wilgotny policzek kciukiem i zmarszczył brwi. — Koszmar?

Skinęłam głową. Nie namawiał mnie, żebym powiedziała mu, o co chodziło, a ja nawet nie mogłam sobie przypomnieć. Mogłam jednak pokusić się o pewne przypuszczenie i byłam pewna, że Lloyd również. Otarłam kropelkę z kącika oka i wypuściłam powietrze, pozbywając się napięcia.

— Co robisz? — Zapytałam.

Lloyd spojrzał na miecz leżący na jego kolanach. To nie był jego miecz, ten z wygrawerowanym kanji oznaczającym nadzieję i błyszczący jak światło gwiazd, gdyż został utracony, gdy statek powietrzny Ronina opuścił nas przy grobowcu. Ale ten wyglądał równie zabójczo.

— Przygotowuję się. — Odpowiedział.

— Powinieneś odpoczywać.
 
— Próbowałem. — Lloyd podniósł miecz i przejechał po nim osełką. Długi, drapiący dźwięk nie był aż tak nieprzyjemny dla uszu. — Naprawdę tak było, ale obudziłem się i nie mogłem już zasnąć. Mogłem więc zrobić coś produktywnego.

𝐭𝐡𝐞 𝐛𝐮𝐭𝐭𝐞𝐫𝐟𝐥𝐲 𝐞𝐟𝐟𝐞𝐜𝐭 | 𝐥. 𝐠𝐚𝐫𝐦𝐚𝐝𝐨𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz