Ukłony dla autorki: [przepisywane po raz 1938473]
*Ukłony dla mnie w przyszłości [coś się odwaliło i muszę na nowo tłumaczyć 20 rozdziałów]*
Gdyby to zależało od y/n l/n, czytałaby całe lato. Zagubiona w historycznych książkach, powieściach przygodo...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
potykamy się kręcimy się w wiecznym paradygmacie nasz świat się rozszerza i bez względu na to gdzie stoję cokolwiek robię spiralnie schodzę do ciebie
•••••
TW: zakrzepła krew
Obudziłam się ze łzami w oczach.
Miałam koszmar, którego nie mogłam sobie przypomnieć i jedyne, co mi po nim pozostało, to odległe uczucie żalu i bezradności. Otarłam mokre policzki bezwładną dłonią, rozmyślając o ciężarze w mojej piersi. Moje ciało bolało od dzikości tysiąca słońc. Czy potrącono mnie ciężarówką?
Wzdrygnęłam się, gdy piorun oświetlił pokój przez iluminator. Następujący po tym grzmot wprawił Perłę w drżenie, a głęboki bas rozniósł się po morzu, przeszedł przez statek i dotarł do moich kości. Moja ręka poszukała ciała, które leżało obok mnie.
— Lloyd? — Wykrztusiłam oszołomiona, gdy mój dotyk niczego nie wykrył. Podniosłam głowę i spojrzałam na pustą poduszkę, a błyskawica niepokoju przeszyła moją pierś. Mój głos się podniósł. — Lloyd?
Ręka spoczęła na nodze nad moją kostką. — Tutaj, słońce.
Mój wzrok przesunął się w kierunku głosu Lloyda. Siedział na końcu łóżka, z kataną na kolanach i osełką w dłoni. Był wczesny poranek, więc mogłam zobaczyć wszystko w blasku świtu sączącym się przez okno, a jego zniszczone loki sprawiały, że wyglądał, jakby należał do zespołu rockowego z początku XXI wieku. Mój strach na tyle ustąpił, że mogłam docenić słodycz jego fryzury.
— Wszystko w porządku? — Zapytał Lloyd. Sięgnął w dół łóżka i otarł mój wilgotny policzek kciukiem i zmarszczył brwi. — Koszmar?
Skinęłam głową. Nie namawiał mnie, żebym powiedziała mu, o co chodziło, a ja nawet nie mogłam sobie przypomnieć. Mogłam jednak pokusić się o pewne przypuszczenie i byłam pewna, że Lloyd również. Otarłam kropelkę z kącika oka i wypuściłam powietrze, pozbywając się napięcia.
— Co robisz? — Zapytałam.
Lloyd spojrzał na miecz leżący na jego kolanach. To nie był jego miecz, ten z wygrawerowanym kanji oznaczającym nadzieję i błyszczący jak światło gwiazd, gdyż został utracony, gdy statek powietrzny Ronina opuścił nas przy grobowcu. Ale ten wyglądał równie zabójczo.
— Przygotowuję się. — Odpowiedział.
— Powinieneś odpoczywać.
— Próbowałem. — Lloyd podniósł miecz i przejechał po nim osełką. Długi, drapiący dźwięk nie był aż tak nieprzyjemny dla uszu. — Naprawdę tak było, ale obudziłem się i nie mogłem już zasnąć. Mogłem więc zrobić coś produktywnego.