Rozdział 43

11 1 0
                                    

Jutro wleci epilog.

Neil

- Tamtędy można dostać się do piwnicy. - tłumaczył Max, wskazując konkretny punkt na planie działki, który zdobyliśmy. - To stary, zabytkowy dom. Udało mi się dowiedzieć, że Vance kupił go od jakiegoś dziadka, który był jedynym spadkobiercą i nie miał siły ani kasy na remont. Podpytałbym go o więcej szczegółów, ale jakoś miesiąc temu kopnął w kalendarz.

- Ciekawe, czy kopnął sam, czy Vance go do tego zmusił. - mruknąłem. Od kilku godzin tkwiliśmy w gabinecie Elliota, usiłując ustalić, co dalej. Podczas mojej wczorajszej wizyty w willi Vance'a Max i kilku innych chłopaków czekało na mnie w miarę bezpiecznej odległości, starając się pozostać niezauważonym. Mieli włączyć się do działania, gdybym nie wrócił w ustalonym czasie, albo zauważyliby, że Vance dokądś mnie wywozi. Gdy już stamtąd wyszedłem, po pewnej chwili zorientowałem się, że jestem śledzony. Celowo zwiodłem człowieka Vance'a w inną ulicę, by nie natknął się na moich kompanów i jednym ze swoich sprytnych sposobów przycisnąłem go do muru. Po nieco chaotycznej wymianie zmian zdradził mi, kiedy i mniej więcej gdzie Vance miał zamiar poustawiać swoich, by uniemożliwić mi, tak jak sam to nazwał, kombinowanie.

- Niezła historia. Zawsze sądziłem, że twój stary bije wszystkich na głowę w byciu skurwysynem, ale teraz wskoczył na jeszcze wyższy poziom. Myślałem, że już się nie da. - westchnął Max. Kiedy wczoraj wszystko mu opowiedziałem, obserwowałem tylko, jak jego oczy coraz bardziej wychodzą z orbit. Ja za to, choć wciąż musiałem przetrawić fakt, że mój ojciec sprzedał mnie innemu facetowi za bilet do Stanów, nie byłem zbytnio zaskoczony. Nie zdziwiłbym się nawet wtedy, gdyby zdecydował oddać mnie kanibalom żyjącym w buszu, gdyby ci w zamian coś mu tylko zaoferowali.

- Po kimś mam łeb do interesów. - zaśmiałem się ponuro. Max zerknął na mnie z zastanowieniem.

- Naprawdę zamierzasz to zrobić?

Znał prawdę. Wiedział, że byłbym w stanie zabić Richarda, który był przyczyną wszystkich moich problemów. Ja też musiałem płacić za jego grzechy, bo zadarł z nieodpowiednimi ludźmi. I owszem, wiele razy byłem bliski temu, by zrobić mu krzywdę. Nadal byłbym w stanie, ale nie wtedy, gdy żądał tego Vance. Dałem mu słowo, które zamierzałem złamać. Nie chciałem robić z nim interesów.

- To, co zamierzam, a czego chcę, to dwie różne sprawy. - odparłem. - Nie zabiję go. Nie z polecenia Vance'a. Właśnie dlatego ślęczymy teraz nad tymi durnymi planami. Richard nie zginie, a przynajmniej nie z moich rąk. Zginie Vance.

Max zacisnął mocno wargi. Nawet on musiał sądzić, że to dość ambitny cel, nawet jak na mnie.

- I co dalej? - spytał. Nie zamierzał odwodzić mnie od moich zamiarów, bo wiedział, że to tylko strata czasu.

- Rozbiję tę jego szajkę.

- A co, jeśli coś pójdzie nie tak?

- Zapewne zginę ja.

Milcząc, pokiwał głową. Poczułem nagłe wyrzuty sumienia.

- Wiem, że zachowuję się jak wariat i że to nie przelewki. Ale postaram się zrobić wszystko, by wyjść z tego obronną ręką. Gdy to się uda, będziemy mogli wrócić do swojego codziennego życia. Albo... zobaczy się.

Urwałem, bo nie lubiłem rzucać słów na wiatr. W mojej głowie panował istny chaos, a emocje wciąż próbowały przejąć nade mną kontrolę. Musiałem działać na tyle racjonalnie, na ile byłem w stanie, wyciszyć obawy i zaufać swojemu doświadczeniu. Im dłużej jednak nad tym myślałem, tym bardziej byłem przekonany, że na nic się to zda przy walce z Leonem.

The SinnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz