Rozdział 1

1.3K 22 0
                                    

Blaire

W końcu nastał ten długo wyczekiwany dzień. Po czterech latach intensywnych studiów na prestiżowym uniwersytecie w Nowym Jorku, stanęłam na krawędzi nowego rozdziału w moim życiu. Właśnie zakończyłam studia i byłam gotowa wrócić do Chicago, miasta, które zawsze nazywałam domem. Czułam ekscytację i radość, która rozlewała się po całym moim ciele, gdy stanęłam na płycie lotniska, wdychając chłodne, miejskie powietrze. To był moment, na który czekałam od dawna. Staż w Infinity, prestiżowym miejscu, które mogło otworzyć mi drzwi do kariery, był szansą, której nie mogłam przegapić.

Choć zawsze marzyłam o studiach w Nowym Jorku, to opuszczenie domu nie było łatwe. Najbardziej tęskniłam za ciepłem, które czułam, gdy byłam blisko najbliższych. Mój ojciec miał mieszane uczucia co do mojej decyzji. Choć nie powiedział tego wprost, wiedziałam, że wolałby, abym została w Chicago, gdzie mógłby mieć mnie zawsze na oku. Rodzice byli nadopiekuńczy od zawsze, co z jednej strony sprawiało, że czułam się kochana, ale z drugiej, ich troska bywała przytłaczająca. Każdego dnia dzwonili do mnie, pytając, jak się czuję, czy wszystko w porządku. Nie ograniczali się tylko do telefonów; czasami, bez uprzedzenia, pojawiali się w Nowym Jorku, żeby "zobaczyć, jak mi idzie". Byłam wdzięczna za ich miłość, ale potrzebowałam przestrzeni, żeby się rozwijać i odkrywać świat na własną rękę.

Mój brat Alexander był jak kopia naszych rodziców, jeśli chodzi o nadopiekuńczość. Jego „opiekuńcze" zachowanie bywało wręcz irytujące. Czuł się odpowiedzialny za to, aby żaden chłopak nie zbliżył się do mnie za bardzo, co według niego było formą ochrony. Jego strefa ochronna była nie do pokonania. Każde moje nieporozumienie w kwestiach osobistych kończyło się długimi rozmowami, które mogły trwać godzinami. Choć wiedziałam, że chce dla mnie dobrze, jego nadzór czasem sprawiał, że czułam się jak dziecko, które wciąż potrzebuje opieki.

Po opuszczeniu lotniska z trudem ciągnęłam za sobą walizki, które wydawały się ważyć więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo zmęczenia po długiej podróży, ekscytacja na myśl o Chicago wciąż we mnie pulsowała. Miasto, którego światła migotały w oddali, witało mnie swoim tętniącym życiem, a ja nie mogłam się doczekać, by stać się jego częścią. Uśmiechnęłam się, patrząc na rozświetlone ulice, wdychając chłodne, wieczorne powietrze pełne energii i obietnic nowych przygód.

Podeszłam do pierwszej wolnej taksówki, a kierowca, starszy mężczyzna o zmęczonych oczach, wysiadł, by pomóc mi z walizkami. Zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu, podając mu adres mojego domu. Gdy ruszyliśmy, patrzyłam przez okno na miasto, które stawało się coraz bardziej znajome. Neonowe światła, gwar uliczny, tłumy ludzi przechodzących przez ulice — wszystko to tworzyło niepowtarzalną atmosferę.

Gdy zbliżaliśmy się do naszej posesji, widok za oknem zmienił się w malowniczy krajobraz wielkiej bramy z eleganckimi kolumnami, strzegącymi dostępu do naszej rezydencji. Ochroniarz podszedł do okna taksówki. Uśmiechnęłam się, widząc, że to Thomas, nasz wierny ochroniarz.

"Co mogę dla Państwa zrobić?" zapytał, patrząc na kierowcę.

„Cześć, Thomas," odpowiedziałam radośnie, gdy dostrzegł mnie w tylnej części taksówki.

„Panna Vanderbilt, co za niespodzianka!" zawołał z szerokim uśmiechem, machając ręką, by otworzyć bramę. Jego entuzjazm był zaraźliwy, a ja poczułam, jak radość powraca do mojego serca.

Taksówka wjechała na naszą rozległą posesję, której idealnie zadbany ogród był oświetlony miękkim światłem lamp. Ogród wyglądał jak z bajki – piękne klomby kwiatowe i starannie przycięte żywopłoty tworzyły elegancki krajobraz, a ich wygląd świadczył o trosce i staranności, jaką poświęcano ich pielęgnacji.

Without AffectionsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz