Rozdział 31

22 4 0
                                    

Mia
- Wykończysz się - powiedział Brock, który siedział na sofie w moim gabinecie.
- Nic mi nie jest - próbowałam bezskutecznie przekonać przyjaciela 
- Masz te koszmary już zbyt długo. Nie wysypiasz się. Wiesz do czego może doprowadzić brak snu? Liczne choroby, otyłość, depresja...- wymieniał Brock. Słyszałam to już od niego wiele razy, jednak ja uważam że przesadza.- Powinnaś udać się do psychiatry.
- Nie ma takiej opcji!- powiedziałam zbyt nerwowo. Brock od razu wyczuł zmianę w moim tonie - To znaczy... Nie ma sensu. To tylko nerwy. Zacznę brać suplementy z melatoniną, to powinno pomóc.- Brock patrzył się na mnie nieprzekonany. Z jego oczu biła troska. - wiesz, że wczorajszego wieczoru Rider został sam na sam z siostrą Liama, Zoe?- próbowałam odwrócić od siebie uwagę. Brock doskonale o tym wiedział i tym razem dał za wygraną. Opowiedziałam mu o wczorajszym dniu. On za to sprzedał mi informacje, że Amber się zatruła i od dwóch na zmianę rzyga no i... to drugie.
- Moje informacje były ciekawsze - zarzuciłam przyjacielowi ze śmiechem
- Ej- powiedział przez łzy - chciałaś wiedzieć co u nas to ci powiedziałem. Biedna Ambi nie wychodzi z łazienki.- zrobiło mi się szkoda przyjaciółki, biedactwo.
- Bierz utarg i spadaj do żony.
- Tak, jest. - powiedział Brock salutując i wychodząc z gabinetu.
Robiłam wszystko na autopilocie  faktury, zamówienia, rozliczenia. Z transu wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu
Jay
- Hej braciszku - uśmiechnęłam się do telefonu
- Czemu mnie to w ogóle nie dziwi, że ty już na nogach- usłyszałam jego cichy śmiech
- Jakbym spała, a ty byś mnie obudził, rozpętało by się piekło.- powiedziałam mega poważnie
- Nie, dziękuję. Mam to z Caroline, spróbuj ją obudzić przed budzikiem, a już nigdy nie zaznasz spokoju. Raz popełniłem ten błąd wciąż odpokutowuje  - zaśmiał się do telefonu, zapadła chwila ciszy, po czym zapytał- wszystko tam u ciebie w porządku?
- Brock cię nasłał - to nawet nie było pytanie tylko stwierdzenie
- Martwi się- zaczął brat
- Nic mi nie jest...- próbowałam go przekonać
- Mia...
- Jay...
- Nie powiesz mi? O co chodzi z tymi koszmarami? Brock twierdzi, że trwają już za długo i powinnaś z kimś to skonsultować, a skoro on tak mówi to musi być coś na rzeczy. Jest coś na rzeczy? Mia musisz mi mówić takie rzeczy, bo...
- Jay- powiedziałam łagodnie
- Do dupy jestem bratem - zaśmiał sie smutno - jakiś facet musi do mnie dzwonić, bo sam nie wiem, że z moją siostrą dzieje się coś złego...- słyszałam w jego głosie poczucie winy, często je u niego słyszałam. Jay obwiniał się o wiele wydarzeń z mojego życia, ale prawda była taka, że w tamtych momentach nic nie mógł by zrobić. Jest też wciąż przebity, że mieszkamy tak daleko od siebie i widujemy się tylko na święta.
- To nie koszmary, tylko wspomnienia.- przerwałam bratu jego monolog
- Wspomnienia?- zapytał zdziwiony
- Z nocy aresztowania Travisa...
- Ja pierdole- brat zaklął i wciągnął głęboko powietrze
- Brock uważa, że powinnam iść z tymi "koszmarami" do psychiatry albo psychologia...
-NIE...- szybko przeszkodził mi brat - Mia nie możesz... - słyszałam w jego głosie panikę- przecież wiesz, że...
- Wtyki są wszędzie - dokończyłam za niego.- Tak wiem...- znów zapadła między nami cisza
- Więc Liam Stone, tak?- zapytał po chwili. Zatkało mnie to była tak świeża sprawa, że nie zdążyłam mu powiedzieć
- Skąd ty? Ale jak? Kiedy? KTO?! - ostatnie pytanie zadałam ostrzejszym tonem na co Jay się zaśmiał.
- Więc to prawda- teraz śmiech Jeya był głośny i wyraźny - w końcu Cię dorwał - śmiał się coraz mocniej
- Co jak to "w końcu mnie dorwał"?- zapytałam zdziwiona
- Przestań Mia, chłopak już w podstawówce za tobą latał jak szczeniaczek. A jak zostałaś skazana to zaczął robić zadymy i non stop pakował się w kłopoty.- argumentował Jay
- Zawsze pchaliśmy się w kłopoty, to żaden argument - powiedziałam
- Mia... Nie wiesz tego ode mnie, ale nieoficjalnie wiem, że jak powiedziałem mu, że umarłaś chłopak popił jakieś silne leki wódką...- zmroziło mnie. Liam wspomniał, że ciężko to przeżył, ale to mnie zmiażdżyło.
- Co? Co ty mówisz? Liam by nigdy nie próbował...- zaczęłam się jąkać
- Nie twierdzę, że chciał się zabić-  wtrącił się Jay- ale może chciał...- brat zrobił krótką pauzę - Na chwilę zapomnieć. - nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czy to możliwe, że on czuł coś do mnie? Wtedy sobie przypomniałam jego reakcje po kolacji na której odprawiam Jerre'go, na słowa, że mi się podobał "niewiarygodne".
Może jednak jest dla nas nadzieja?
Porozmawiałam z bratem jeszcze ponad godzinę o jakiś lekkich tematach o dzieciakach, chłopakach z warsztatu. Niby wiem, że Jay prowadzi warsztat samochodowy, jednak wiem też, że prowadzi jakieś interesy mniej legalne o których stara się żeby nikt nie wiedział. Jednak ja tak samo jak jego żona Caroline mamy świadomość, że on robi coś czego nie powinien. Ale kim, a jestem żeby go oceniać. Po rozmowie z bratem skończyłam faktury i inne rzeczy które musiałam dziś zrobić.
Wróciłam do domu już od progu uderzył mnie cudowny zapach, ruszyłam do jego źródła. Liam siedział w kuchni, a zapach unosił się z piekarnika. Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
- Ale pięknie pachnie - pochwaliłam Liama. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. Kiedy podchodziłam do piekarnika, żeby zobaczyć co tam piecze, Liam przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie tak namiętnie, że aż nogi się pode mną ugięły. Każdy nasz pocałunek jest lepszy od poprzedniego i teraz było tak samo. Za każdym razem lepiej i lepiej. Pocałunek był namiętny i tak potężny, że poczułam go absolutnie wszędzie. Po tym pocałunku, dziękowałam mu w myślach, że mnie przytrzymywał, bo na pewno bym osunęła się na podłogę. Miałam problem z uspokojeniem oddechu. Musiałam się pozbierać o tym powitaniu i pooddychać powietrzem, gdzie nie ma Liama.
- Założę coś wygodniejszego i do ciebie wrócę - powiedziałam już wycofując się z kuchni i kierując się do sypialni. Kiedy weszłam do pomieszczenia totalnie mnie zatkało. Na łóżku leżał ogromny bukiet czerwonych róż. Były piękne. Podeszłam do nich i delikatnie je podniosłam, żeby się nie pokłuć. Jakie było moje zdziwienie kiedy dojrzałam, że kwiaty nie mają kloców. Usiadłam z nimi na łóżku wciąż przyglądając się im jak zahipnotyzowana. Poczułam pojedynczą łzę na policzku. Mam dwadzieścia siedem lat i nigdy nie dostałam kwiatów. Nigdy. Faceci z którymi byłam myśleli, że skoro jeżdżę na motorze, znam się na motoryzacji i na codzienne raczej jestem chłodna w relacjach międzyludzkich, to takie gesty nie zrobią na mnie wrażenia albo że  po prostu nie lubię dostawać kwiatów. Przytuliłam się do bukietu i zaciągnęłam się ich zapachem. Patrzyłam się na nie jak na jakiś cud świata. Położyłam się z nimi wciąż je wąchając i zasnęłam...
Obudziłam się na zachód słońca. Byłam w szoku że udało mi się tyle przespać. Wzięłam bukiet żeby go wsadzić do wody i opuściłam sypialnie. W salonie siedział Liam robił coś na telefonie, a w tle leciał telewizor na jakimś podcastcie. Podeszłam do Liama od tyłu i dałam mu buziaka w policzek.
- Dziękuję Ci! Są piękne - powiedziałam zachrypniętym po śnie głosem. Liam spojrzał na mnie i się dumnie uśmiechnął
- Dały ci odrobinę szczęścia, więc było warto.- powiedział wstając z sofy i idąc w moim kierunku - Wyspałaś się?- zapytał
- Tak. - odparłam, czułam się głupio, że tak odleciałam, a on siedział tu sam. Zaczęłam sprawdzać szafki w poszukiwaniu jakiegoś naczynia do którego, mogę dać kwiaty- mogłeś mnie obudzić- popatrzył się na mnie jak na kosmitkę, wyciągałam z szafki wysoki dzbanek.
- Dzbanek? - zapytał Liam ignorując moją uwagę o pobudce, kiedy nalewałam do naczynia wody i wsadzam do niego kwiaty.
- Tak- odparłam - Nie mam wazonu- powiedziałam unikając jego spojrzenia - jakoś nie często dostaje kwiaty... - odparłam próbując udawać że to nic wielkiego. Liam podszedł do mnie i objął mnie od tyłu.
- Będziesz musiała kupić wazon - oznajmił dumnie.

Nie Jej winaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz