8. New Friends

782 74 2
                                    

- Panie MM?- ktoś puka w moje pudło. Tak tak znowu mnie przenieśli do piwnicy.
- Może nie przeszkadzajmy mu? - kolejny piskliwy głosik się odzywa, pukanie ustaje.
- Ale musimy z nim pogadać- tym razem odzywa się ktoś inny po czym zaczyna walić znowu w moje pudełko.
- Bożeeee... o co wam chodzi?- wyskakuję zirytowany, zapominając, że nie pracuję, więc dzieci już do mnie nie przychodzą.
Moim oczom ukazują się dzieciaki... Zaraz zaraz...
- Skąd? Się? Tu? Wzięliście? Jak?
- No jak to skąd? Pomógł nam Pan...- odzywa się dziewczynka.
Przyglądam się im.
To te martwe dzieciaki. Czyli... udało mi się. Jestem w szoku.
Zarazem czuję dumę.
Po chwili mojego "zawieszenia" ocknąłem się.
- Jak to zrobiliście?- pytam mając na myśli, to że są tutaj jako duchy a nie jako roboty.
- "To" czyli co? - pyta brązowowłosy.
- To, że jesteście duchami, a nie robotami.
- Normalnie- wybuchają śmiechem.
Widać wróciła ich dziecięca natura.
Kurcze a może ja też tak mogę? Ino nic o tym nie wiem. Rzadko kiedy myślałem o swojej duchowej postaci.
- Ale jak mam to zrobić?
- Najlepiej wyłącz robota. Potem zajrzyj wgłąb siebie. Poczujesz się lekko i wtedy wylecisz z animatronika jako duch- stwierdził blondyn.
Kurcze... czasem mówią jak dzieci, a czasem jak dorośli. Ciekawe.
Postanawiam spróbować. Co mi szkodzi?
Chociaż dziwne, bo teoretycznie jestem ich szefem, który dał im nowe życie, a teraz oni mnie uczą.
I tak ląduję przed nimi nie jako Marionetka, ale jako "ja".
- No i widzi Pan? To nie takie trudne- szczerzą się do mnie.
- Ej czy ja wam wyglądam na jakiegoś dorosłego człowieka, że mówicie do mnie Pan?- robię dla żartów obrażoną minę.
- Niee, ale nie wiemy jak masz na imię, a poza tym chwytliwie brzmi- mówią chórkiem.
Hmm co racja to racja. W końcu jakoś "Pan MM" jest chwytliwe.
- Dobra, mówcie jak chcecie, ale jakby co moje prawdziwe imię to Tim. I lepiej wróćcie do strojów. Przenikam przez pudło i wpadam do Marionetki.
Widać będzie pożytek z tych dzieciaków i to nie tylko w kwestii zemsty na Vincencie.

***

Po kilku dniach mam dosyć tych dzieci. One za życia nie były takie jak teraz.
Ciągle się ze sobą kłócą.
Jakby tego było mało co chwila się skarżą jeden na drugiego.
Do kogo z tym przychodzą? Do mnie.
A i wpadają na jakieś szalone pomysły w stylu jak rozwalić główną salę w ciągu 5 minut. Tym sposobem zapewniają sobie rozrywkę dla zabicia czasu i nudy. Z pewnej strony fajnie, że tak jest. Będąc jedynym duchem nudziło mi się co widać po moich wcześniejszych wpisach.
To była taka monotonność.
Wpadam na pomysł, że postraszę trochę Vincenta.
Energicznie wychodzę z pudła.
W tym czasie nauczyłem się bardzo praktycznej umiejętności znikania. Sam na to wpadłem. Okazało się, że dzieciaki tego nie umieją.
I dlatego za dnia kryją się w kostiumach.
Zresztą ktoś musi występować.
A bez nich roboty nie działają, są wyłączone.
Tym razem zamiast używać swojej niewidzialności postanawiam wtopić się w tłum.
Dzisiaj składa się, że przyszło sporo dorosłych osób.
Wylatuję z piwnicy. Potem już muszę chodzić.
Ale takie poświęcenie dla wystraszenia GO? To akurat nic.
Wpycham się do tłumu jak gdyby nigdy nic.
Spoglądam na scenę.
Mam ubaw. Świetnie udają te roboty.
Perfidnie staję przed sceną.
Trochę to wredne z mojej strony, ale cóż kocham ich drażnić. Mimo, że nie jestem taką chodzącą wrednotą jak niektórzy.
Występ zostaje przerwany. Roboty mają 2- godzinną przerwę
. Odchodzę od sceny.
Nagle ktoś mi "wskakuje" na plecy. To duch z Foxy'ego.
A tak a propo muszę ci ich przedstawić.
Miśkiem jest Andy, królikiem Peter, kurą Jennifer, a lisem Max, i oczywiście złotym miśkiem jest Less, który nie ma jak się pokazać w ciągu dnia.
-Hej koleszko, złaź ze mnie- zrzucam go.
- Ej no! Ty masz wolne cały czas a my występujemy- mówi półszeptem.
- No bo ja już swoje odpracowałem. Dołącza do nas reszta gromadki.
- Ej! Ja nie chcę całego tłumu ze mną- zwracam się do nich wszystkich.
- To co planujesz robić, że się tu pojawiłeś?- pyta Jen (czyt. Jennifer).
- Konkretnie? Nic. Może zrobić jakiś żart?
- Aaa...- zaczynają kapować o co chodzi.
Postanowiliśmy, że lepiej się rozdzielić. Każdy osobno.
Taka mini strategia w wersji, jak sprawić, aby ktoś myślał, że ma zwidy.
Każdy z nas co jakiś czas pojawia się w miejscach gdzie stoją strażnicy, w tym również i ON.
Proste a zarazem skuteczne w sumie.
To taki znak, że nie damy MU spokoju. A to dopiero taki początek.
W końcu zauważa mnie i innych.
Leci w kierunku toalet. A ja za NIM.
Ponownie jestem niewidzialny. Zamiast wchodzić przez drzwi wlatuję przez ścianę.
Stoi przed lustrem z opartymi rękami o umywalkę. A ja podlatuję od tyłu do NIEGO.
- Nie damy ci spokoju- szepcę MU do ucha.
Nie obraca się. Uderza ręką w lustro tak, że rozsypuje się w drobny mak.
Jest zdenerwowany. I to bardzo.
Przylatuje jakiś inny gościu i pyta co się stało.
Zaś ON odpowiada z ironią: " A co, nie widać?".
Zostawiam ich w "spokoju".
Wracam do reszty z informacją, że w najbliższym czasie zabawimy się.
Jedyną osobą, której przy tym nie ma jest Less. Ale zapewne przekażą mu tą cenną informację. Wracają do strojów. Ich przerwa zaraz się skończy.
Żeby już ich tak bardzo nie drażnić siadam przy odległym stoliku.
Nagle ktoś chwyta mnie za ramię. ( Może i to dziwne, ale nie jest tak, że jako duchy przez wszystko przenikamy. Gdyby tak było nie mógłbym stać np na podłodze.)
Obracam się.


Just Save Them /FNAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz