23. It wasn't good idea

542 55 13
                                    

Ostrzeżenie: smutny rozdział

___________

- Yyy... yyyy...yyyyy....- zaciąłem się z wrażenia.
Golden na szczęście mnie szturchnął w ramię widząc to.
"Dzięki przyjacielu"- pomyślałem.
- No my... Ten... No... Tak se wpadliśmy... Chcieliśmy wam powiedzieć... Yyy... Że...- mówię próbując skleić swoją wypowiedź w całość.
- Że nie będzie nas caluśki dzień i nie martwcie się jakby co- ta mhm świetnie Golden wybrnąłeś z sytuacji. Congrat stary...
- To ja idę z wami- powiedział Blooden/ Shadow.
Przyjrzałem się jego włosom.
Dobra jest ok.
Sytuacja pod kontrolą.
Odetchnąłem z ulgą.
Golden też zresztą.
- Na pewno? Wyruszasz z nami w tą super hiper mega tajną misję wyjścia na miasto?- pyta Golden z lekką złośliwością.
- Ech daj spokój- mówię do niego- Jak powiedział, że idzie to idzie- posłałem naszemu czarnemu przyjacielowi ciepły uśmiech. ( Dop. od autorki: proszę bez skojarzeń o murzynach xD)
- Jeeeeejjj!- ucieszył się chłopak- To kiedy lecim?
- Może być nawet i teraz- odpowiedział mu Golden.
Shadow szybko powstał i podszedł do nas.
Gdy wyszliśmy z pokoju na korytarz Golden objął mnie ramieniem i wręcz przyciągnął w swoją stronę (???)
- To co przyjacielu? Jakie plany?- pyta mnie zupełnie ignorując idącego, że tak powiem w cieniu (bardzo dosłownie) Shadow'a.
- Nie mam- wzruszam ramionami- To był twój pomysł więc ty się głów.
Chłopak milczy.
Spoglądam kątem oka na to jak wygląda to całe poruszanie się cieniami.
(Wiesz nie miałem takiej możliwości, gdy Blooden mnie gonił).
- A ty serio nie możesz wyjść na słońce.
- Mogę, ale raz że mnie razi w oczy, to dwa mój wygląd jest inny.
- Jaki?- dopytuję.
- Heh... Zaraz się dowiesz.
Wychodzimy poza pizzerię.
Czekamy aż nasz drogi cień wyjdzie w końcu.
No i wychodzi.
Jego czarne ubrania stają się srebrne. Włosy zaś ma białe.
No przyznaję szczęka mi opadła.
- Ej to ty powinieneś w tym układzie nazywać się "Silver"- Golden wybucha śmiechem.
- Jak dla mnie jest ok- stwierdzam żeby dodać chłopakowi otuchy.
- Wiesz to nie to, że się boję wyjść ino po prostu w tych kolorach czuję się bardzo nieswojo- stwierdza.Tym sposobem jesteśmy grupką 3- osobową.
Ja jestem właśnie czarno- biały plus te moje fioletowe paski na policzkach, Golden jak się domyślasz prawie cały złoty, zaś Shadow w tym wypadku srebrny.
- Mam pomysł... Lecimy do mojego domu- stwierdzam.
Oni tylko wybałuszają oczy.
- No co? Zabieram kilka swoich rzeczy. M.in chociażby MP3 o ile jeszcze tego nie wywalili. A poza tym może chociaż zobaczę swoich rodziców.
Tym sposobem lądujemy u mnie.
Gdybyś ty widział miny moich sąsiadów, gdy mnie widzą.
A małe dzieci z podwórka dziwnie się cieszą.
Przypominamy taki gang.
Ale zasadniczo nim nie jesteśmy.
A i jeszcze po drodze minęliśmy tamtą przeklętą przeze mnie ulicę.
Nie. ON się nie pojawił.
Ale jego dawni koledzy owszem.
Wiesz te dwa tępaki- osiłki.
Myśleli, że jesteśmy ich kolejnymi ofiarami.
Ale nieee... Nie tym razem.
- A-a-a- kiwam przecząco palcem jako ostrzeżenie, żeby nie próbowali ani nas drasnąć- Co? Nie pamiętacie mnie? O mnie się nie zapomina...- robię diabelską minę.
Oni chcą się wycofać. Ale chyba jakoś nogi odmawiają im posłuszeństwa.
- Hmm... A jednak nie jesteście tacy twardzi... Vincent nie umie sobie dobierać ludzi.
W tej chwili doznają olśnienia.
Rzucają się biegiem w przeciwną stronę, tak jakby ich stado lwów goniło.
Potem już nasza trasa mija spokojnie.
Lądujemy u mnie w domu.
- Proszę bardzo rozgośćcie się- mówię, gdy wchodzimy do domu przez drzwi ze szczegółem takim, że ich nie otwieramy.
Oni dają nura na kanapę w salonie i co z tego wynika?
Standardowo TV.
Tia odcięcie od świata zewnętrznego, poza pizzerią robi swoje.
Opuściłem ich na moment, by właśnie wlecieć do swojego pokoju.
Wlatuję przez drzwi. Rozglądam się.
Wszystko na swoim miejscu, albo przynajmniej tak mi się wydaje.
Podchodzę do swojego biurka. Wszystko tak jak zostawiłem zanim wyszedłem z Dianą do pizzeri.Podchodzę do okna.
Nie sądziłem, że kiedyś stęsknię się za tym widokiem na ogród sąsiadów.
Nagle zostaję czymś mocno zdzielony po głowie od tyłu. Obracam się powoli, a tu dostaję z patelni w twarz.
- Ej! Ej! Chwila! Spokojnie!- wyjękuję między kolejnymi uderzeniami i podnoszę ręce w geście, że nic złego nie zrobię.
Osoba przede mną rzuca patelnię w bok.
Albo raczej kobieta, która nijak mi się kojarzy.
Nagle zarzuca mi ręce na szyje i się przytula.
- Ja wiedziałam... Że wrócisz! Ha! Jednak nie jestem wariatką!
Rozpoznaję w tym głosie głos mojej mamy. Ale to nie ten sam głos...
- Mój mały Timmy wrócił...- mówi pod nosem.
Osobiście nie wiem co powiedzieć.
Jestem szczęśliwy, że ją widzę.
Jednak moje szczęście mija, gdy spoglądam w jej oczy.
Niegdyś takie kochane i ciepłe, a teraz pełne szaleństwa i bólu.Jest strasznie zmieniona, zaniedbana... To nie ta sama kobieta, którą znałem.
Spoglądam na jej nadgarstki.
Mnóstwo cięć. Mnóstwo...
Więcej niż u mnie, gdy żyłem.
- Teraz... Mogę umrzeć!- wykrzykuje moja mama.
Nie wiem skąd, ale wyciąga nóż kuchenny.
- Mamo? Proszę cię odłóż ten nóż...- mówię ze spokojem.
Ona mnie w ogóle nie słucha.
Nim daję radę jakkolwiek zareagować wbija go sobie w serce.
- Boże! Nie!- podbiegam do niej, gdy jest za późno.
Znowu moje serce pęka z bólu. Nie wiem co robić...
A nawet gdybym zrobił to było by za późno.
Nawet nie mam siły, żeby płakać.
Poczucie winy znowu na mnie spada.
Totalny brak sił... Totalny bezwład.
Nawet nie kontroluję momentu, w którym opadam na podłogę, przenikam przez nią i ląduję centralnie na stole w salonie gdzie siedzą moi przyjaciele i o coś się kłócą.
- Boże! Tim?- pytają na raz gdy są już obok mnie.
Ja tylko wzdycham.
Shadow przykłada rękę tam gdzie powinno być moje serce.
- Ech... Jego matka się zabiła- mówi po chwili.
Potem nastaje cisza.
Podnoszą mnie ze stołu i usadawiają na kanapie.
A ja się osobiście czuję jakbym był w innym świecie.
Myślami jestem gdzieś hen hen daleko.
Po chwili do mojego " mózgu" jakby właśnie doszła informacja mówiąca to co się stało.
Przewracam się na bok i chwytam pierwszą lepszą poduszkę, w której mogę się wypłakać.
Moi wierni przyjaciele cały czas są obok.
Nie wiedzą co mają zrobić.
W końcu żadne słowa nie wypowiedzą tego co czuję.
Jestem po prostu jak świeca, która się wypala powoli.
Nie wiem czemu, ale nagle powraca mój stary zwyczaj nucenia smutnych piosenek w trakcie smutku.Tym sposobem po mojej głowie krąży taki refren:

"Jak tu żyć? Kiedy iść nie mamy już dokąd i po co,
O czym śnić? Kiedy najgorsze koszmary przychodzą nocą,
Jak znaleźć dziś nasz cel gdy wokół lśni głupców złoto,
a pośród tych chwil wciąż płynie ten potok i łzy co przestały już ufać oczom." ***


- Może lepiej tutaj zostańmy?- proponuje Golden.
- Lepiej nie- mówi po chwili Shadow.
- Ch- chodźmy stąd- w końcu odezwałem się po kilku godzinach.
Na szczęście zapadł już wieczór.
Nie chciałbym, żeby ludzie na ulicy widzieli mnie w takim stanie.
- Lepiej ci?- spytali jednocześnie z troską w głosie.
- Niezbyt... Heh...- w końcu odkleiłem się od poduszki, która zmieniła swój kolor z białego na czarny.Tak więc wracamy.
Nawet nie zabrałem swoich rzeczy, które planowałem wziąć...
Wychodząc rzucam ostatnie spojrzenie na mój były dom.
Światełko tli się w moim pokoju.
Patrzę się w te okna jak zahipnotyzowany.
Po chwili światełko gaśnie.
I ten rozdział musi zostać zamknięty.
Szybko odwracam smutny wzrok i wbijam go w ziemię, wracając do pizzeri...

____________________

***- refren piosenki "Zmęczony Smutkiem" aut. Skor



Just Save Them /FNAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz