Vincent bierze uspokajający wdech.
- Zakładam, że nie dasz mi spokoju... Powiem krótko... Ta dziewczyna to jedna z moich "fanek" (dop.aut nie, nie fanek opowiadania, chyba byście się dziewczęta nieźle wkurzyły xD chodzi tutaj o fankę, ale taką ze szkoły) Raz wyznała mi miłość i... na tym się skończyło.
Nie ogarniam. Nie chcę już nic wiedzieć. Na prawdę...
Powoli przestaję się rzucać już w jakikolwiek sposób a więc Fiolet grzecznie zabiera swoją rękę. (Tsa... Mordercze spojrzenie przypomina mu kto tutaj rządzi)
- Nie ogarniam w tym układzie po co się tak rzucałeś o ten tytuł dla niej?- w końcu odzywam się już ze spokojem w głosie.
Czyli kłótnia została jednym słowem zażegnana przez co nawet i ta podłoga zaczyna wydawać mi się taka wygodna.
- Może ci przynieść poduszkę, co?- pyta nachylając się nade mną.
- Jasne... Najlepiej taką puchatą w krowie łatki.
- Wybacz, ale nie mamy tutaj takiej...
- A szkoda...
Lekki uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Chociaż po chwili coś jest nie tak. I to cholernie nie tak. Szybko staję się podenerwowany przez to, że nagle Vincent po tylu latach zwrócił uwagę na zdobienia na mojej twarzy.
- Hmm... I tak moja praca była lepsza...- stwierdza dotykając ręką mojego policzka.
- Jasne- robię ponurą minę- Się dusza artstyczna znalazła.
- No a nie? Musisz przyznać, ale odwzorowałem idealnie twój charakterek z tamtego czasu.
- Tsa... Oczywiście. W szczególności, że bardzo dobrze mnie wtedy znałeś. W końcu nic ino na mnie napadałeś z tymi swoimi gorylami. Bardzo fajny sposób na rozwinięcie znajomości...
- Daj już spokój, dobra?
- Czemu mam dać spokój?- w tym momencie poczułem ukłócie czegoś na kształt frustracji- Przecież zawsze byłem...- no już, wyduś to z siebie- ...przypadkową ofiarą? Tsa... Dokładnie. Rozumiem miejsce pozostałej piątki w tym wszystkim, ale nigdy nie zrozumiałem swojego. Jak żyłem, to starałem się ciebie unikać, żeby nie mieć jeszcze bardziej przesrane niż miałem. Więc się pytam: dlaczego?!
- Intrygowałeś mnie. Nikt mi się nigdy nie stawiał, a połowa ludzi wręcz zabiegała o moje towarzystwo...
- Ah więc to tak?!- przerywam mu- Uznałeś, że wszyscy muszą za tobą szaleć, tak?!
- Nie do końca. Chociaż twoja postawa zawsze mnie irytowała. Jak byliśmy dziećmi, chciałem się nawet z tobą zaprzyjaźnić, ale ty... mnie rozszyfrowałeś z góry.
- O czym ty do cholery mówisz?!
- Nie wiesz...? Przecież z góry się mnie bałeś... Jakbyś wiedział kim się stanę, jakbyś znikąd znał pewną część mojej osoby, którą ukrywałem przed całym światem.
- To nie ma sensu...- podpieram się łokciami o podłogę i spoglądam w oczy Fioletowemu.
- Dla ciebie nie ma, dla mnie ma... Byłeś moim przeciwieństwem. Teraz czy byś chciał czy nie, mamy wiele wspólnego...
CZYTASZ
Just Save Them /FNAF
FanfictionTim Waterson- nastolatek z depresją i bliznami na rękach. ON- psychopata, który nigdy się nie zawahał. Wieczni wrogowie- wieczna walka.