24. New Animatronics

588 56 11
                                    

Zaszyłem się na kilka dni w swoim pudle.
Czasami ktoś przychodził, żeby ze mną pogadać.
Jednak mimo wszelkich prób odchodził ode mnie bez jakichkolwiek reakcji z mojej strony. W końcu przy rozmowie była tylko cisza.
W końcu co mam mówić? Chyba nikogo to nie dziwi...

Gdy w końcu decyduję się wyjść czuję się bardzo ciężko.
To przez mój smutek.
Teraz mój wygląd idealnie oddaje to co czuję.
Nawet nie mam siły żeby zabić Vincenta.
Ale w "swoim świecie" wiem, że muszę jakoś się ogarnąć, mimo że obecnie to jest ciężkie do osiągnięcia.
Ledwo wyszedłem na rozświetlony korytarz, a już na mój widok zleciał się tłum.
Za oknami noc na szczęście.
Cieszyli się.
Nie chciałem ich smucić więc posłałem im najlepszy uśmiech, na jaki było mnie stać.

Pytają o różne rzeczy, ale mimo tego jakoś nie potrafię im odpowiedzieć.
Nie umiem się skupić na tym co mówią.
Może przez to, że mam coś w stylu migreny?
- Dobra rozejdźcie się!- na pomoc przychodzi mi Shadow.Posłusznie to wykonują.
- D-dzięki- mówię szeptem.
- Nie ma za co- posyła do mnie uśmiech- Nie martw się, ból głowy szybko minie. Kilka dni spędziłeś w ciemnym miejscu i to taki efekt. Uwierz, ale znam się na tym doskonale.
- Heh... Dzięki, że wraz z Golden'em ogarniasz wszystko...
- Spoko. Ktoś musi.
- Działo się coś w trakcie mojej nieobecności?
- Nie. Jeremy poinformował nas, że jutro przyjadą nowe animatroniki.
Przytakuję tylko głową.
- Ech mam tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...- mówię.
Chłopak milczy. Spuszczam głowę.
- Nie jest lepiej prawda?- wyrywa mnie z zamyślenia jego głos.
- Nie, ale nie chcę żebyście się przejmowali wszyscy.
- Mhm... Za kilka dni dojdziesz do siebie. Zobaczysz. Wystarczy, że się pojawią ci nowi. Wtedy wyleci ci to wszystko z głowy.
W tej chwili podlatuje do mnie Jeremy. Też się cieszy na mój widok.
- Cieszę się, że wróciłeś- mówi widocznie zadowolony.
Przemilczałem to.?
Myślałem, że jak wyjdę będą dopytywać o moje " spotkanie" z matką. Całe szczęście nie.
Po niedługiej rozmowie wracam do swojego pudła.
Uznałem, że muszę nabrać sił.
W końcu jutro znowu wracam do pracy.
Czyli nastąpi "wielki" dzień.

***

Impreza zaraz się zacznie.
Czuję swego rodzaju ekscytację. Na ten moment udaje mi się zapomnieć o swoim smutku i ogółem poprzednich zdarzeniach.
Wiem, że Marionetka dzisiaj ma być nieczynna.
W końcu dopiero otwierają.
W pierwszym dniu nie chcą wprowadzać animatroników do pracy.
Z tego, co się orientuję, w tym dniu roboty posłużą jako takie eksponaty.
Czyli inaczej mówiąc pojawią się wycieczki u nas. Ino bez przewodników.
Tia poczujemy się jak w takim muzeum.
Oczywiście obserwuję wszystko z perspektywy ducha.
Do budynku wlatuje dosyć spory tłum dorosłych i dzieci, nastolatków praktycznie nie ma nie licząc paru osób, które są tu chyba z przymusu.
Standardowo wtapiam się w tłum.
Tsa nikogo "nie dziwi" sam fakt, że z punktu widzenia trzeciej osoby noszę "makijaż" (czyt. mam na policzkach fioletowe, rzucające się w oczy paski).
Nie nie.
Każą nam zająć miejsca.
Okey.
Mój ponury humor poszedł w kąt także nie zniechęcam innych jeśli o to chodzi.
Dziwnym trafem po moich bokach siadają dzieci.
Tia. Ich rodzice siedzą trochędalej wraz z moimi "rówieśnikami".
Ale mi to tam już różnicy nie robi.
Zakładam, że " Purple" też mnie zauważył.
Raczej trudno by było nie zauważyć.
Jednak jakoś szczególnie mało mnie to obchodzi.
Siadam bardzo luzacko. Nogi wyciągnięte prosto i ręce skrzyżowane na piersiach.
Niestety przykuwam uwagę dzieci.
Są bardziej zainteresowane mną aniżeli tym co się dzieje na scenie (chociaż zasadniczo nic się nie dzieje jeszcze).
- A cemu mas paski na polickach?- pyta dziewczynka ubrana w malinową sukienkę, z blond włosami związanymi po obu stronach w kitki i trzymająca brązowego misia na rękach.
- Widzisz dziewczynko, robię tutaj za maskotkę pizzeri- strzelam pierwszą lepszą wymówkę.
- A dlacego maskotkom nie jest Freddy?- pyta jakiś chłopiec.
- Bo tak się złożyło- mówię najogólniej jak potrafię.
- Cemu wyglądas na smutnego?- pyta tamta dziewczynka.
- To przez te paski- stwierdzam.
- Nie. Ty jestes smutny ale tu- mówi pokazując w miejscu gdzie powinno być serce.
- Jesteś za młoda żeby to zrozumieć i zaufaj mi- lepiej żebyś nie rozumiała- mówię z lekkim uśmiechem po czym głaszczę ją ręką po głowie.

Po chwili na scenie pojawiają się wręcz przesłodzone wersje starych animatroników.
I nie- nie przesadzam w tym momencie.
Królik wygląda, albo jak gej, albo jakby był kobietą, zaś misiek już bardziej tylko jak gej.
Zaś wersja Chici kojarzy mi się mimo wszystko z Barbie. Jeszcze te kobiece kształty.
Chwytam się za głowę w geście zażenowania.
Potem pojawia się dyrektor pizzeri i coś na co wszyscy NIE czekali, czyli jego przemówienie.
Jedyny fragment który mnie zainteresował to to, gdy mówi o balonowym chłopcu i białej lisicy na miejsce Foxy'ego.
Dzieci jak i nastoletni wybrańcy padają ze znudzenia.
W końcu nastaje upragniona chwila, gdzie gościu kończy i można się rozejść w spokoju.
Dzieciaki się rozbiegają, jakieś grupki nastolatków też przy czym nie obyło się bez dziwnych spojrzeń skierowanych na moją osobę.
Zaś dorośli rozmawiają między sobą w najlepsze częstując się ciastem i innymi przekąskami.Zastanawia mnie owy Baloniarz.
Uznaję, że muszę go zobaczyć.
Jednak po drodze zatrzymuje mnie grupka rozchichotanych dziewczyn.
- Hej. My się przypadkiem nie znamy?- pyta jakaś blondi, która znacząco porusza brwiami.
- Yyy... Nie?
- No to się poznamy. Jestem Loren. A te dwie- wskazuje na rudą i brunetkę- to Kate i Izzy.
- Tim- podaję im rękę w geście uprzejmości.
- Co taki ktoś jak ty tutaj robi?
- Jestem maskotką firmy- mówię od razu.
- Hmm poza tym makijażem to jakoś nie wyglądasz- mówi do mnie uwodzicielskim głosem ta cała Loren.
- Na prawdę? Oj to jestem w szoku- robię zadziorną minę.
- Na prawdę- przytakują 2 pozostałe.
- Aić, czyli co moje maskowanie nie wypaliło?- pytam z ironią w głosie.
- Maskowanie? Przy nas nie musisz się maskować- mówi blondi i powoli się przysuwa do mnie.
Już powoli przybliża swoją twarz do mojej kiedy to kładę wskazujący palec na jej usta i mówię:
- Nie ma tak łatwo.
Delikatnie ją odsuwam od siebie po czym odchodzę.
Jednak ta trójca nie chce odpuścić.
Widać trafiły mi się głupie, a znane laski z miasta.
- Oj wy na prawdę nie odpuścicie?- pytam po chwili.
- Nie- mówi znowu ta przebrzydła blondyneczka.
- Nie macie co robić ino uganiać się po pizzeri dla małolatów za chłopakami?- chcę je zgasić, jakoś zniechęcić.
- Nie to, że nie mamy ino po prostu pilnujemy rodzeństwa.
- Tsa... Widać jak pilnujecie- mały, wredny uśmieszek pojawia się na mojej twarzy.
- No wiesz, ja np. jestem wolna, a kobiety potrzebują mieć kogoś u swego boku...- znowu ten uwodzicielski ton i znaczące spojrzenie.
W tym momencie przystaję.
Coś mi świta w głowie.
A mianowicie to, żeby je jakoś wystraszyć.
Podpieram się ręką o ścianę i kontynuuję tą jakże wciągającą rozmowę.
- Oj nie wiem, nie wiem- kiwam głową przecząco- Być ze mną to wielkie wyzwanie.
- To może uda mi się sprostać temu wyzwaniu?- pyta dziewczyna z nutką nadziei w oczach.
- Raczej nie.
- Niby dlaczego?
- Bo wiesz... Być z duchem? To takie trochę nie na miejscu- rzucam.
Już pojawia się na jej twarzy lekka złość.
- Duchem?- dziewczyna również podpiera się o ścianę na przeciwko mnie.
No i idealnie.
Nie mam tego w zwyczaju ale w drodze wyjątku już ten jeden jedyny raz gdzie jest to dobrowolne.-Tak.
Przestaję się podpierać o ścianę i ruszam przed siebie przenikając przez dziewczynę.
No to masz kobito uraz do końca życia gwarantowany.
Nim jakkolwiek dają radę zareagować znikam za rogiem.
Po chwili słyszę krzyk.
Powinienem wymyślić instrukcję o nazwie: " 10 sposobów ducha jak pozbyć się w kilka minut namolnych osób".
Po drodze mijam... (chwila ciszy)....Vincenta.
Nasze spojrzenie spotyka się.
Od razu widzę ten psychopatyczny błysk w JEGO oku i lekki uśmiech.
Dla odmiany robię kamienną minę, nie wyrażającą żadnych emocji.
Po chwili jest tym zmieszany nawet.
Ale cóż każdy idzie w swoją stronę.
Taaa w biały dzień na korytarzu, w którym każdy może się pojawić nie ma co ze sobą wojować.
I ON i ja doskonale o tym wiemy.
W końcu docieram tam gdzie ten Baloniarz powinien być.
Nie ma nikogo. Żadnych dzieci.
Ten Baloniarz to dzieciak.
Pulchna wersja Pinokia z cyrkowymi ciuszkami. W prawej rączce trzyma balon zaś w lewej tablicę z napisem "Balloons".
Jeszcze ustawiony jest przy karuzelach i innych takich.
Podchodzę do niego.
Przyglądam mu się i wybucham śmiechem.
No tak wszystko już wiadomo. Częściowo pomysł wzorowany na Marionetce. Czemu? Te rumieńce na policzkach. Wszystkie te wersje je mają.
Chłopiec powoli obraca głowę tak, że patrzy mi w oczy a po chwili po pokoju rozbrzmiewa takie:
~Hi~
Po chwili:
~Haha haha~
- No i z czego się szczerzysz- rzucam z przekąsem.
- Z tego co ty- rzuca Baloniarz, ale nie tym głosem co wcześniej.
Ten głos jest taki ludzki i wręcz dorosły co wygląda zabawnie.
- Yyy... A ty to kto?- pytam zaskoczony, wręcz zdziwiony.
- Ja? Ten, który mówił ci, że się jeszcze spotkamy ino w realu.

_______________

Dam dam dam dam xD
W tym wypadku:
Fredbear= BB xDD

~MangleTheGirlFox


Just Save Them /FNAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz