35. Escape

507 48 87
                                    

Tym razem nic mi się nie śni. Zwyczajna pustka, czerń przed oczami. Czyli co? Sny i wizje się skończyły? Nie mam pojęcia...

Czuję delikatne szarpnięcie za ramię. Po chwili co raz mocniej ktoś mnie szarpie... Nie dadzą mi spać mędy jedne.

Leniwie otwieram oczy. O mało co zawału nie dostaję.

Spodziewałbym się każdego, ale nie tego gościa z rysunków Sally.

Wybałuszam oczy. Przecieram je. Nie ma go. Ja pierdykam... Nade mną stoi strażnik, który po chwili wręcz zwala mnie z łóżka i prowadzi znowu ze skutymi rękami.

Ile spałem? Chyba kilka godzin skoro za oknami z kratami jest jeszcze jasno.

Przez to oszołomienie nawet nie zarzucam strażnikowi ciętej riposty.

Ten korytarz nie jest pusty. Co jakiś czas widzę jedną osobą gdzieś zmierzającą. I nie są to tutejsi pracownicy.

Ci ludzie patrzą na mnie dziwnym wzrokiem. Raczej smutnym. Co dziwne. Czyżby żałowali, żałowali swoich czynów? Nie... Nie wierzę w to. To prędzej chęć wolności. Na pewno nie żal za to, że komuś coś zrobili, chociaż to coś to jest mało powiedziane...

Nagle strażnik otwiera dziwne drzwi przed nami i rzuca mną na ziemie.

Co oni sobie myślą? To, że gram wariata nie oznacza, że mogą mną rzucać co chwila o ziemię jak workiem kartofli!

Szybko powstaję. To wygląda jak biały pokój z białymi ścianami i niczym innym. Brak okien jedynie ta jasność od lamp.

Coś mi tu nie gra. Drzwi zostają zamknięte na spust.

Po chwili mojego zmieszania słyszę głos, który z ogromnym spokojem oświadcza mi, że mają do mnie kilka pytań.

Cóż wyczuwam tutaj jakiegoś psychiatrę. Przynajmniej po pytaniach.

Przez długi czas prowadzimy rozmowę na temat mordowania dzieci.

Mam ochotę zrobić im ciekawą niespodziankę.

Gdy zostaje mi zadane kolejne pytanie po prostu milcze i opieram się stając w jednym z rogów ściany i puff znikam.

Nagle słyszę jakiś alarm. I to głośny. Jakbym conajmniej zwiał. A tak na prawdę ja sobie tylko stoję w rogu pokoju nic sobie z tego nie robiąc.

No kto by pomyślał, nie? Takie zamieszanie.

Ale to jeszcze nie czas, gdy chcę stąd uciec. Staję przy drzwiach. Po chwili słyszę jak ktoś próbuje otworzyć drzwi więc się pojawiam.

Po chwili jeb- do środka wpadają antyterroryści.

Nie zauważają mnie.

- No co tam panowie?!- podnoszę głos żebym brzmiał w miarę wyraźnie.

Aić... To całe zniknięcie ma jedyną wadę. Chyba przygłuchłem na prawe ucho przez ten alarm.

Just Save Them /FNAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz