18. Two steps back

589 58 3
                                    

Siedzę w swoim pudle. Ech...
Tak to mój sposób na izolację.
Poza tym czuję się winny trochę. Targają mną wyrzuty sumienia.
Ktoś puka w moje pudełko.
- Tim? Możemy pogadać?- słyszę głos Lili.
Bez zastanowienia wylatuję z pudła.
Dziewczyna natychmiast spuszcza głowę.
- Prze...Przepraszam- mówi z głosem przepełnionym żalem.
Chwytam dłonią jej podbródek i zmuszam, żeby spojrzała mi w oczy.
Rozpoznaję od razu, że płakała. Tego się przede mną tak łatwo nie ukryje.
- Nie... To ja powinienem przeprosić za ten mój wybuch...- mówię smutno.
Dziewczyna przytula się do mnie. Odwzajemniam uścisk.
- A teraz proszę cię uśmiechnij się- mówię po chwili ciszy.
Widzę jak kąciki jej ust podnoszą się do góry.
- Od razu lepiej...- odwzajemniam uśmiech i głaszczę ręką jej włosy.
Jestem pewien, że wyglądamy jak para zakochanych.
Ech, ale nie mogę ani zaprzeczyć ani potwierdzić.
- Ej Tim słuchaj- zwraca się śmiało- Chodźmy do Jeremy'ego. Z tego co zauważyłam nie za bardzo wie o co chodziło.
Przytakuję skinięciem głowy.
Rozłączamy się pod względem uścisku i zmierzamy w stronę biura jak gdyby nigdy nic.
Gdy jesteśmy na końcu korytarza, nazwijmy to holu, gdzie widać biuro, zauważam moich przyjaciół. Jednak w mgnieniu oka znikają, za pewne stali się od nowa pluszakami.
Wlatujemy do środka.
Jeremy stoi oparty o ścianę i pyta:
- Już wszystko ok?
- Tak...
- Tim, proszę cię weź tak nie strasz... Oni się tak ciebie wystraszyli, że wyglądają okropnie...
W tym momencie ja i Jeremy spoglądamy równocześnie w stronę pluszaków.
Wychodzą z nich, jako półżywe osoby, które za chwilę mają pożegnać się z tym światem.
Przede wszystkim wszyscy są bladzi.
Mają czarne, potargane, ułożone w nieładzie włosy, przy czym Jen ma je takie, jakby zagnieździły się u niej ptaki i wyleciały na zimę.
Mają strasznie martwy (jak na duchy) wzrok.
Nie jest on surowy.
Ja bym powiedział, że przepełnieni są smutkiem i rozpaczą.
Oczy nie są czarne (tak jak w moim wypadku w trakcie złości).
Mają swój naturalny a zarazem wyblakły kolor.
A ich ubrania? Też wyblakłe. Gdzie nie gdzie poszarpane, z dziurami itp.
Wyglądają jak bezdomne sieroty.
Chociaż dziwne, że wcześniej nie zauważyłem tego u Peter'a.
- Prze-przeszło ci?- pytają chórem dla pewności.
- Tak i to znacznie.
Oni milczą i spuszczają wzrok jakby byli winni jakiegoś przestępstwa.
- Słuchaj- zwraca się do mnie Jeremy- Nie powtarzaj tego, bo przy tym swoim krzyku oni wszyscy odnieśli wrażenie, jakbyś krzyczał na cały świat.
- Postaram się.
- T- to może my... lepiej...pójdziemy już?- proponuje Max.
Pozostali mu przytakują i wychodzą.
Chociaż, gdy mnie mijali wszyscy jednocześnie spojrzeli na mnie błagalnym wzrokiem mówiącym:
" nie zabijaj nas".
Gdy są już za zakrętem i rozchodzą się, nastaje cisza między nami.
Przerywa ją Jeremy:
- To co? Ja może zrobię kawy dla mnie i Lili? Ups no chyba, że czegoś nie wiem i ty też pijesz Tim?
- Ja? Nie- mówię krótko.
- Okey w takim razie usiądźcie, a ja zaraz wracam- mówi z entuzjazmem i leci do kuchni.
Ja zajmuję krzesło Jeremy'ego, a Lili swoje.
I tak nastaje jakieś nieznośne 10 minut ciszy.
Mam ochotę się zapaść pod ziemię.
W szczególności, że czuję jej wzrok na sobie.
Wlatuje Jeremy z kawą.
- Hej! A ty znowu swoje? Znowu mi krzesło zarypałeś?
- Jak widać- posyłam w jego stronę złośliwy uśmieszek.
Kładzie na biurku kawy.
Tym razem Lili ląduje na jego kolanach. Ech i zasadniczo wszystko jest spoko.
Dziewczyna ani nie protestuje, ani nic.
Jednak wciąż wlepia we mnie ten swój magiczny wzrok.
Jeremy patrzy to na mnie to na nią.
Zakładam, że już wie o naszej zażyłej relacji.
Po chwili dziewczyna odrywa od mojej osoby swoje spojrzenie.
Zaszczyca nim zaś Jeremy'ego.
On zaś wydaje się być lekko zawstydzony i przypadkiem wylewa sobie kawę na koszule.
- No nie no... Moja ulubiona...- mówi markotnie.
Lili natychmiast wstaje mu z kolan i jak to ona pyta czy wszystko ok.
Potem leci mu pomóc ze zmianą.
Zostaję sobie sam w biurze.
Oj, pewnie będzie się działo.
Będę czekał na opowieści Jeremy'ego o tym wszystkim.
Hmm... Tak mimo wszystko pasowaliby do siebie.
Chociaż pewnie, jak do czegoś dojdzie, to będę zazdrosny.
Tia niestety negatywne emocje co widać od początku mojego nowego życia zostały ze mną.
Ale cóż miłosna zazdrość wynika z troski o drugą osobę.
Tak to już jest...
Spoglądam jak zahipnotyzowany w tarczę zegara, praktycznie nie wykonując żadnego ruchu.
Wtem słyszę huk drzwi wejściowych.
Lecę sprawdzić o co biega.
Tak przy okazji mijam nową, zakochaną parę (na pewno wiesz o czym mówię ;) ).
Są tak pochłonięci sobą, że ani nie usłyszeli tego co ja.
Widzę jakiegoś człowieka.
Zakapturzony i zamaskowany, jakby wykonywał tajną misję.
Leci z narzędziami do naprawy.
W tym układzie podążam za tym ktosiem z czystej ciekawości.
Schodzimy na dół do piwnicy
. Potem w piwnicy znajdują się stalowe drzwi.
Gościu bez problemu je otwiera.
Za nimi jest jakiś bunkier.
A na jego końcu kolejne drzwi.
Wręcz identyczne do tych, które widziałem w wizji. On ściąga kłódkę. Wyłamuje zamki. Deski w niczym nie przeszkadzają więc po kij tam są.
Wchodzi do środka.
Ten sam wystrój co w wizji.
I pod oknem, przez które wpada światło księżyca, królik.
Ino zauważam, że nie jest taki poplamiony.
Gościu wyciąga narzędzia.
Nie mam bladego pojęcia po co on to robi.
W każdym bądź razie 5 minut coś poskrobał królikowi we wnętrzu i wyszedł.
Na chwilę nasz wzrok spotyka się.
Taki fail... Zapomnieć, że nie jest się niewidzialnym...
ON tylko wybucha śmiechem psychopaty.
- I tak jesteś tylko moją marionetką w mojej grze. Zawsze o 2 kroki za mną- mówi z błyskiem w oczach po czym wychodzi pewnym krokiem.
Niestety, ale tutaj muszę przyznać MU rację.
Ale czuję, że role już wkrótce się odwrócą.

_______________

Kurde kocham takie psychiczne teksty z nutką tajemnicy ;v

Mam nadzieję, że rozdzialik się spodoba wam ;)

Jeśli macie jakiś pomysł to piszcie w komach co mogłabym zrobić ciekawego w tym opowiadaniu?

~MangleTheGirlFox


Just Save Them /FNAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz