Moje marzenia o spokojnej nocy wręcz odchodzą wniwecz.
Ktoś w coś stuka. Trudno tego nie słyszeć.
Wychylam się z pudła a tu... Vincent ino majstrujący coś przy mojej pozytywce.
- Że też CIEBIE tu musiało przywiać...
ON ani na mnie uwagi nie zwraca.
Co za bezczelność...
Wkurzam się.
Gdyby nie spotkanie z Blooden'em zrobiłbym mu krzywdę i to dużą.
Ale w zasadzie straciłem na to ochotę.
Po chwili wyciągam go za kołnierz z room'u.
- Co nie zabijesz mnie?- pyta usatysfakcjonowany z widoczną pogardą.
- To tylko kwestia czasu. Zresztą nietylko ja roszczę sobie prawa do zabicia cię. Inni też tego chcą...
- Pfff... Zapłacisz mi za to co zrobiłeś mojemu kuzynowi! Tchórz!
- Sukinsyn!
Odchodzi.
Co ON robił przy tej pozytywce? Nie chcę wiedzieć.
Że mu odpuściłem...? Sam nie do końca wiem czemu.
Nie. To nie litość.
Chyba kwestia tego, że jestem pochłonięty sprawą Goldiego i Shad'a.Wylatuję w dosłownym tego słowa znaczeniu na dach.
Siadam na krawędzi dachu budynku.
Ech las, pole... I domki wszystkie pogrążone we śnie.
Patrzę na niebo.
Mnóstwo gwiazd... A po środku księżyc. Jest pełnia.
Kocham noc.
Najlepsza pora doby.
Jakoś tak na chwilę mogę odetchnąć.
Mogę zapomnieć o tym wszystkim.
Czuję się jak dawniej.
Jak dawniej, gdy to noc pomagała mi przetrwać i przygotować się na następny dzień upokorzeń i porażek.
Przymykam oczy.
Nawet przez moment czuję ten letni, nocny wiatr we włosach.
Jednak moja samotność nie trwa długo.
Czuję jak ktoś od tyłu obejmuje mnie w pasie.
Nie narzekam. Wręcz przeciwnie. Sprawia mi to swego rodzaju radość.
Po chwili słyszę za uchem głos:
- Nie przeszkadzam?
To Shadow. Świetnie. Przynajmniej on wrócił.
- Nie- mówię dalej mając zamknięte oczy.
- Czyli mogę się dosiąść?
- Jasne- otwieram oczy i obracam głowę w stronę Shad'a.
On to zauważa i kiedy tylko rozsiada się po mojej prawej stronie mówi:
- Spokojnie. To tylko ja, nie Blooden.
Po chwili dodaje:
- Groził ci?
- Trochę. Ale uwierz przebolałem to. Powiedział, że, cytuję: " ale spróbuj go tylko skrzywdzić to pożałujesz".
- Mhm... Zapomniałem ci wspomnieć, że jesteśmy jak bracia. Niby jest moim przeciwieństwem a chce mojego szczęścia.
Milczę zapatrzony w tarczę księżyca.
Momentalnie robi mi się zimno.
Naciągam rękawy na ręce.
Shad zauważa to.
Przytula mnie.
Ja o dziwo nie protestuję... Po moich myślach trzeba przyznać, że bardzo mi to odpowiada.
- Jakbyś zareagował gdybym ci powiedział, że chcę się z tobą tylko przyjaźnić?- pytam.
- Na pewno było by mi smutno. Ale nie nasyłałbym na ciebie Bloodena. Mimo wszystko jakby ci coś zrobił czułbym się winny. A on ma swoje skłonności sadystyczne. Nie tylko by cię przeleciał, zgwałcił, ale i zostawił półżywego.
Przytakuję niepewnie głową.
- Doskonale wiem... że... nawet jeślibyś nie chciał ze mną być... to... wybacz, że to mówię... ale... dalej bym cię... kochał- dokańcza z trudem.
Jestem trochę zdziwiony.
Obracam głowę w jego stronę.
Trwamy tam wpatrzeni w siebie.
Znowu ta moja niepewność i ta z pewnej strony niemożność do ucieczki.
Moja twarz zaczyna piec, mimo że do niczego jeszcze nie doszło. Podkreślam: JESZCZE.
- Słodki jesteś- mówi po chwili Shad, dalej patrząc w moje oczy.
Nie umiem wytrzymać pod presją tego spojrzenia.
Nie, to nie jest spojrzenie mówiące "pożądam cię". Właśnie nie.
To spojrzenie po prostu przewierca cię na wylot.
Przez takie coś automatycznie miękniesz.
Niby masz maskę, ale w środku cię to tak porusza i to szalenie.
Tak na prawdę nie wiesz czego się spodziewać, nie umiesz rozszyfrować zamysłów osoby, która cię przygniata tym spojrzeniem.
Swój wzrok kieruję w bok w ściśle nieokreślony punkt.Trwam tak chwilę.
Ale nieee...
Nie dane mi jest patrzeć na ten beton, na którym siedzę.
Shad chwyta mnie ręką za podbródek i obraca moją twarz w jego stronę.
Zatapiam się w tych złotych oczach. Znowu widzę tańczące płomyki.
Po chwili jesteśmy co raz bliżej i bliżej...
Mój umysł krzyczy. Moje ciało zaś odmawia posłuszeństwa.
Stykamy się czołami.
W tym momencie chłopak zatrzymuje się.
Nawet i waha.
Zaś ja? Rwę się do tego jak nigdy.
Nie wiem czy zmienił zdanie właśnie...
Ale wiem co czuję w tej sytuacji. Mój rozum już w ogóle przestał działać... Poszedł w kąt.
- Chcesz tego?- pyta szeptem Shadow.
Jednak moje oczy chyba mówią same za siebie- chcę... i to bardzo...
Tym razem to ja wręcz doprowadzam do pocałunku.
Sam po prostu podnoszę rękę, głaszczę go po policzku i dotykam jego warg swoimi.
Shad zdziwiony, ale i szczęśliwy oblewa się rumieńcem.
Potem już on przejmuje inicjatywę.
Wszystko jest cudownie dopóki nie przymykam oczu.
Momentalnie przede mną w mojej wyobraźni pojawia się Golden ze smutnym wyrazem twarzy co z automatu łamie mi serce.
Opanowuję się i przerywam to co sam zacząłem.
Czarnowłosy gdyby mógł pewnie zacząłby tańczyć ze szczęścia.
Nie zagłębiam się w tej wizji o Goldiem.
W tej chwili widząc szeroki uśmiech Shadowa moje serce natychmiast scala się.
Po chwili jednak poważnieje i pyta:
- Czy to coś znaczy?
Z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy przytakuję.
Chłopak jeszcze raz składa na moich ustach pocałunek co po raz drugi spotyka się z wzajemnością.Jednak ten jest krótszy niż poprzedni i bez wizji z Goldenem.
- Chodźmy już- mówię po chwili.
I tak wracamy.
Ino już nie jak przyjaciele, ale już jako para.
Nie trzymamy się za ręce.
Po prostu Shad mnie obejmuje.
Stwierdził, że chce mieć mnie blisko siebie.
Nie mam nic przeciwko.
Po chwili już nam wszyscy gratulują.
Tak... Poza Goldiem.
Po prostu go nie ma przy tym.
Po tym przyjęciu uznałem, że chcę już wracać do siebie do Marionetki.
Oczywiście Shad cały czas mi towarzyszy.
Mam wrażenie, że traktuje mnie jak skarb, jak drogocenną perłę, której nie chce stracić.
Jednak wiecznie nie może mnie obejmować.
W końcu przy wejściu zatrzymujemy się.
Na pożegnanie całuje mnie, ale w czoło.
- Pa kocie- mówi uwodzicielsko wręcz.
Odchodzi znowu stając się cieniem.
Obracam głowę w lewo.
Kilka metrów dalej stoi Golden.
Widzę tylko jak ociera czarną łzę z policzka i odchodzi ze spuszczoną głową.
Momentalnie moje serce obraca się w pył.
Ale już wybrałem... To z Shadowem chcę być.
On się musi z tym pogodzić.
CZYTASZ
Just Save Them /FNAF
FanfictionTim Waterson- nastolatek z depresją i bliznami na rękach. ON- psychopata, który nigdy się nie zawahał. Wieczni wrogowie- wieczna walka.