Z myślą, że to strażnicy odwracam wzrok od drzwi w stronę sufitu. Łapie mnie senność. I wszystko było by w porządku, gdyby nie pewien huk gdzieś po mojej prawej stronie. Obracam głowę. Oho widać przyszli współlokatorzy. ( jakkolwiek by to nie brzmiało odnośnie celi w więzieniu) Przyglądam im się z zaciekawieniem. 3 kolory- 3 maski- niebieska, czarna i biała. Gościu z niebieską maską widocznie się wkurzył na Fioletowego skoro najzwyczajniej w świecie zrzuca go z łóżka. I wiem doskonale, że na tym się nie skończy.
- Znowu wy?- wstaję szybko- Przykro mi, ale to mój prywatny worek treningowy, a więc nie macie prawa GO tknąć.
Niesamowite, że do tego doszło... To na prawdę cud, że zacząłem GO bronić. Ale cóż sytaucja mnie do tego skłoniła. Zresztą nie jestem na tyle bez serca.
Cała trójca zaczęła coś mruczeć pod nosami.
- Kto by pomyślał, że tak szybko tutaj wrócisz- stwierdził z wyraźnym wstrętem ten w czarnej masce.
- Ja akurat mam swój cel. Raz stąd uciekłem- drugi raz też dam radę. I przy okazji mam szczęście. Jakoś was przetransportuję na miejsce i moja rola się skończy na tym.
- Ja tam się nigdzie nie ruszam- stwierdził ten w niebieskiej masce.
- A mnie to nie interesuje! Jak nie po dobroci to po złości...
Vincent już się ogarnął i stanął za mną w geście prawdopodobnie gotowości do pomocy.
- Hmm... A jak nas wydostaniesz stąd?- spytał biały człowieczek, który do tej pory milczał.
- Mamy swoje sposoby nawet i sprawdzone wcześniej- wzruszam ramionami- Mam nadzieję, że nie będziemy musieli was wlec za sobą gdybyście jednak nie chcieli ruszyć stąd swoich tyłków.
- Do Slendera?
Skinam głową.
- Ech dobra... Na ten czas zawieszamy broń- stwierdził niebieski.
***
- Matko Boska!!! Jak się tobie udało uciec z takim pościgiem?!- pyta Vincent, który co chwila odwraca się do tytułu.
- Wcześniej nie było żadnego pościgu!
I tak to się kończy, gdy człowiek z innymi człowiekami próbuje wyskoczyć z drugiego piętra bez większego huku i przejść przez mury przenikając przez nie.
- Dobra rozdzielamy się! Do zobaczenia u Slendera! Na lewo marsz chłopaki!- stwierdza prawdopodobnie ten niebieski. I tyle co ich widzimy.
- Tim! Zatrzymaj się! Po jaką cholerę my biegniemy?!
Zwalniamy nasz bieg.
- W sumie masz rację. Radź sobie sam! Powodzenia!- zamieniam się w kij leżący koło mojej nogi.
- Ej! Zaczekaj na mnie! Ja ani nie wiem jak w co się zamieniać...
Dalej nie słyszę, gdyż jestem już bardzo daleko poza zasięgiem.
Po dosyć sporym odcinku spokojnego posywania się na przód ktoś się o mnie wywala.
CZYTASZ
Just Save Them /FNAF
FanfictionTim Waterson- nastolatek z depresją i bliznami na rękach. ON- psychopata, który nigdy się nie zawahał. Wieczni wrogowie- wieczna walka.