31. Let's play!

506 48 12
                                    

Słyszę pukanie w moje pudełko.
Uchylam wieko jako duch i wystawiam głowę.
To Shadow. Wrócił ze swoich wakacji.
Jest tak rozanielony, że aż zaraża tym uśmiechem.
- W końcu wróciłeś- stwierdzam.
W zasadzie długo go nie było. Jakieś 2 tygodnie? Coś w tych okolicach.
- Tak. A co? Stęskniłeś się?- mierzwi mi włosy.
- Może trochę- wzruszam ramionami poszerzając swój uśmiech.
Chłopak nic się nie odzywa.
Jednakże robi błagalną minę.
Doskonale wiem o co mu chodzi.
- No dobra. Wskakuj.
Po chwili Shad ląduje obok mnie w pudle Marionetki.
Kiedyś wspominałem, że zmieścić się tu we 2 osoby to tak na prawdę w sam raz.
Przy większej liczbie jest już ciasno.
- Ty ani nie wiesz, ile zabawy cię ominęło!- stwierdzam.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie- wzrusza ramionami.
- Serio? Alaska aż taka ciekawa?
- Żebyś wiedział. W szczególności, gdy jesteś gwiazdą. I wszyscy się do ciebie przystawiają. W końcu uznali mnie za wynaturzenie z Europy.
- Hahaha, bądź co bądź mieli rację- stwierdzam- A w jakim sensie przystawiają?
- W takim, gdy lecą na ciebie i dziewczyny i chłopcy. Chociaż z tym to była mordęga.
- Mam być zazdrosny?- poważnieję.
- Nie musisz skoro do niczego nie doszło. Chyba mnie nie doceniasz skoro myślisz, że jestem taki łatwy.
Kurcze coś czuję, że wlazłem na zły tor.
Zmieniam więc szybko temat:
- U nas też się działo. Mamy nowe święto w pizzeri- na mojej twarzy pojawia się chytry uśmieszek.
- Słyszałem już.
Zapada cisza.
Nie wiem czy mam mu to powiedzieć teraz... Może lepiej zaczekać?
Zauważam, że chłopak bada mnie wzrokiem.
Trochę to uciążliwe, wręcz stresujące.
Odwracam wzrok na swoje rękawy.
Mimo to dalej czuję to przeszywające spojrzenie.
Chyba pozwolenie na to aby tu wpadł nie było najlepszym pomysłem.
Po chwili czuję jego rękę na plecach, co mimowolnie powoduje u mnie dreszcz.
Szybko podnoszę głowę w jego stronę.
Przyznaję ale trochę jestem pierwszy raz w jego obecności zestresowany...
To pewnie przez to, że między mną a Goldiem doszło do pocałunku, gdy go nie było. Ale najgorsze jest to, że może to odkryć. Pamiętasz co było, gdy moja matka się zabiła? No właśnie...
Ciągle patrzę mu w oczy. Nie wiem co mam myśleć...
W końcu nic mi nie mówi jego spojrzenie.
Chyba pierwszy raz w życiu...
Chociaż on jeszcze tego nie odkrył skoro po chwili chce mnie pocałować.
Jednakże odsuwam się i spuszczam głowę.
- Coś nie tak?- pyta po chwili zmartwiony.
Nie wiem co mam powiedzieć.
Mam wielką kulę w gardle. Jednak odzywam się:
- Nic. Po prostu tak jakoś nie mam ochoty...
Świetne uzasadnienie.
Shadow dotyka ręką mojego czoła.
Czyżby przypuszczał gorączkę?
- Na pewno wszystko ok? Może źle się czujesz?- sugeruje.
- Niee... To nie to Shad... Chory nie jestem. Zresztą kto słyszał o tym żeby duch chorował?
- Nie wiem... To tylko moje sugestie- wzrusza ramionami.
Po chwili tak się składa, że ląduję w jego objęciach.
W pierwszej chwili znowu przeszedł mnie dreszcz.
Jednak co do tego przytulasa nic nie mam.
W końcu jeszcze z nim nie zerwałem. Ech to będzie trudne...

***

Później wszystko jest już normalnie.
Chociaż dalej z moich myśli nie odchodzi złoty chłopak, jednak staram się nie być już tak chłodnym względem Shada.
Ino hmm cały czas trzymam go na dystans.
Nie pozwalam mu na nic więcej niż całus w policzek.
Dzisiaj po raz kolejny widzę jego zniecierpliwienie tym wszystkim.
Ile już jesteśmy razem? Miesiąc.
A ja z każdym dniem dochodzę do wniosku jakim błędem jest ten związek.
Tak na prawdę obydwoje cierpimy.
- Może... Powiesz mi w końcu co jest nie tak?- pyta Shad, gdy mamy możliwość bycia sam na sam.
- Sam nie wiem...
- Może przestaniemy się oszukiwać? Widzę to jak na niego patrzysz...
- Niby jak patrzę?
- Tak jak ja na ciebie...- zamurowuje mnie.
- Przepraszam cię, ale chyba nie mam siły by dłużej to ciągnąć... Chyba nie... Nie możemy być razem... Widzę jak chłopaka to boli.
Mi zaś nogi miękną przez to wszystko.
- Masz rację... Nie możemy... Ja sam nie mogę naciskać na to żebyś ze mną był...
- Chcę ci powiedzieć, że jesteś wspaniałą osobą, wspaniałym przyjacielem... Ale na prawdę chyba nie mogę się dłużej oszukiwać, że jesteś dla mnie całym światem... Domyślam się, że bardzo cię to boli i... przepraszam, że ci zrobiłem nadzieje...
Chłopak patrzy mi w oczy.
Widzę, że jest bliski płaczu.
- Powiedz mi... Gdyby nie Golden to miałbym jakieś szanse?- pyta niepewnie.
- Miałbyś... I to ogromne.
Twarz chłopaka wykrzywia się w uśmiechu.
- Dobrze wiedzieć... Ale... Możemy dalej być przyjaciółmi, prawda?
- Jasne, że tak- przytakuję i przytulam go, ale już po przyjacielsku.
Wcale nie widzę po nim jakby był rozczarowany.
Mam nadzieję, że nie będzie tego tak bardzo przeżywał.
- To powiedz mi co powiesz Goldenowi?- pyta po chwili z szerokim uśmiechem.
- To, że jestem wolny.
- No tak. Wiesz co spróbuj chociaż z nim być. Może was prędzej łączy jakaś "chemia" niż mnie z tobą...
- Wiesz co... Myślałem, że gorzej zareagujesz, że mnie znienawidzisz czy coś... - stwierdzam zdumiony wręcz.
- Mówiłem ci, że cię kocham. A jeśli się kogoś kocha trzeba raz, że dać tej osobie wolność wyboru, to dwa trzeba się cieszyć jej szczęściem- stwierdza chłopak- Ale spróbuj mi tylko teraz z nim nie być to osobiście ci wtłukę.
Wybucham śmiechem.
Kamień z serca. Na prawdę.
Lepiej sobie wyobrazić nie mogłem tego rozstania.
- Szczerze kamień z serca mi spadł.
Chłopak tylko odwzajemnia uśmiech.
Czyli mam drogę wolną.
Lecimy do wszystkich.
Z tego co wiem grają w karty w końcu za jakąś godzinę zamykają pizzerię.
- Można się dołączyć?- pyta Shad na wejściu.
- Jasne! Siadajcie!- zaprasza nas Jen.
- Ja nie mogę. Ja tylko przyszedłem po Goldiego. Mam bardzo ważną sprawę- zwracam się do chłopaka, który już stoi przede mną.
Kątem oka widzę jak Shadow posyła mi oczko i siada do gry.
- Długo to będzie trwało?- pyta Gold dosyć zaniepokojony.
- Hmm możliwe...- wzruszam ramionami.
- Dobra to nie czekajcie na mnie z grą!- zwraca się do reszty.
Chwytam chłopaka za rękę i idziemy.
Do roomu gdzie Mangle powinien być.
Ale wiem, że go nie ma.
Raczej urzęduje z resztą Toy'ów.
Chłopak podpiera się o ścianę.
Chce o coś spytać, ale uprzedzam go i natychmiast całuję.Jest zaskoczony.
Po chwili odrywam się od niego.
- A-ale...?- wykrztusza mocno się rumieniąc.
A ja? Czuję się szczęśliwy! Na reszcie!
Posyłam w jego stronę ciepły uśmiech.
Po chwili chłopak rzuca mi się na szyję.
- Teraz może być tylko lepiej...- wyszeptuję.
Niesamowite szczęście rozpiera mnie od środka.
Najszczęśliwszy dzień mojego cholernego życia.

***

Muzyczka cały czas gra.
Czekam na moment, w którym będę mógł wyjść.
Dziwi mnie to, że nie słyszę dźwięku restartowania melodii.
Po chwili słyszę jak coś syczy, skwierczy.
W kącie pudła widzę światełko.
Przyglądam się temu z niezwykłą fascynacją.
Jednak światło rozprzestrzenia się.Po chwili wręcz mnie otacza.
Zaraz zaraz... To ogień!
I to z każdej strony.
Wyskakuję z pudła w ostatniej chwili zanim ogień dosiąga animatronika.
Przyglądam się temu zjawisku z niemałym zdziwieniem.
To dziwne uczucie, gdy widzisz jak twoje dotyhczasowe, zastępcze "ciało" płonie i zamienia się w pył.Nie wiem co jest grane... I to kompletnie.
Wylatuję na korytarz.
Spotykam szczątki Baloniarza.
Jest totalnie rozwalony.
Ale ducha tego osobnika nie ma... Jakby wyparował...
Idę dalej.
Spotykam zapłakaną Jen nad szczątkami już wcześniej zniszczonej Chici.
Ino, że dziewczyna jest teraz tą 10-latką, którą wtedy spotkałem tuż po ich śmierci.
Jest cała szara.
Z jej oczu płynie czarna ciecz.
Podbiegam do niej.
- Jen?- dziewczyna podnosi głowę. Spotykam puste, czarne oczy ziejące bólem i nienawiścią- Co się stało?
- ON! Niszczy animatroniki... Chce się nas pozbyć.
Chwytam ją za rękę i puszczamy się biegiem w poszukiwaniu reszty.
Odnajdujemy Peter'a nad rozwalonym Bonniem. I on nie jest w lepszym stanie. Tak samo jak u Jen jego oczy zioną pustką i złością. Tak samo jest dzieckiem...
Jen chwyta go za rękę.
A ja dalej ich ciągnę za sobą w poszukiwaniu reszty.
Mijamy Mangle i T. Chicę leżące na podłodze.
Przy biurze spotykamy załamanego Andy'ego.
A znacznie dalej tuż przy Parts Service odnajdujemy Max'a.
Nie rozglądam się za resztą Toy'ów.
Prowadzę ich wszystkich za sobą w ciągu.
Odnajdujemy mydło, które sunie w naszą stronę.
Gdy dzieli nas odległość połowy drogi wyskakuje z niego Less.
- Tim? Co się dzieje?- podbiega do nas.
- Nie wiem... Nasz morderca coś kombinuje.
- To, że kombinuje to ja wiem. Przed chwilą gonił mnie z siekierą. Chyba go zgubiłem.
Powoduje to u mnie ogromną wściekłość.
Czuję jak zalewa mnie ogień.
Pewnie w tym wypadku wyglądam nie lepiej niż reszta.
Gold tylko cofa się o kilka kroków w tył.
- Nie-e, nie zgubiłeś mnie!- z ciemności wyłaniają się oczy pełne szaleństwa.
Vincent faktycznie trzyma siekierę.
Puszczam rękę Jen i staję na przeciwko mordercy.
- To koniec! Nie uciekniesz nam!- po korytarzu roznosi się mój głos. Nie jest naturalny. Jest roztrojony. Moje słowa to wyrok na NIEGO.
Za mną staje pozostała 5. Równie wściekła jak ja.
Jednak milczą.
Po chwili wyrywam siekierę z ręki naszemu oprawcy.
Już przestaje być tak pewny siebie kiedy na JEGO oczach przełamuję ją.
Zabawę czas zacząć!
Let's play!

_____________
Ekhem taki jest efekt, gdy człowiek zacznie słuchać przy pisaniu rozdziału heavymetalowego kawałka xD
Na prawdę ta muzyka dodaje wigoru ;v i zachęca do podjęcia w opku takiej akcji jak na koniec ;D


~MangleTheGirlFox

Just Save Them /FNAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz