Od ugryzienia Foxy'ego minęło kilka dni.
Pizzeria została zamknięta na czas nieokreślony.
Wiesz pozwali naszą placówkę rodzice tej dziewczyny.
Super. Piękne bagno.Chociaż strażnicy dalej tutaj są.
Żeby w razie czego zapobiec kradzieżom i innym nie powołanym zdarzeniom.
Wszyscy mamy swobodę jak i w dzień tak i w nocy.
Mimo to dalej w dzień wolimy być ostrożni.
A noc?
Jeremy nas pilnuje. Robimy co chcemy.
Niby ok, ale jednak wciąż pozostaje pytanie jak zabić Vincenta.W naszych głowach totalna pustka.
W tym czasie Jeremy jako tako "zaprzyjaźnił się" z NIM.
Dowiedział się, że faktycznie ma brata w śpiączce.
Czyli wszystko elegancko składa się do kupy pod tym względem.
Tej nocy mam zamiar znowu wyciągnąć jakieś informacje chociażby dotyczące tego co zamierza zrobić szef pizzeri.
Chociaż sprawa jest o tyle istotna, że w odwiedziny zmierzamy wszyscy.
- Słuchajcie! Mega ważne istotne wieści!- zanim weszliśmy do biura Jeremy już z góry mówi nam o czymś interesującym.
Wszyscy rozsiadają się gdzie się da.
2 osoby na biurku. 3 pozostałe na podłodze.
- No mów czego się dowiedziałeś?- pytam po chwili.
- Pizzerie przenoszą!
Wszyscy są lekko zaskoczeni.
- Ale jak to?- pyta Andy.
- Normalnie. Przenoszą ją o kilka kilometrów stąd. Podobno to będzie identyczne pustkowie.
A i co istotne: będą nowe animatroniki.
- No to cieszcie się- zwraca się Golden do pozostałej 4- Będziecie mieli towarzyszy przy pracy.
- Hmm... Nie. Nie do końca.
- Jak to?- pyta z frustracją Max.
- Owszem będą nowe atrakcje itd. Ale nie będzie was. Podobne te nowe roboty będą wykonane z części tych obecnych.
- A wiadomo może co zrobią z tymi, gdy już ich użyją?- pytam.
- Słyszałem od szefa, że zostawią stare animatroniki w jakimś ala sekretnym pokoju, czy schowku... Coś w tym stylu. A was- pokazuje ręką na mnie i Goldiego- nie tkną. Jeden z was wróci do pracy. Chodzą pogłoski, że Marionetka odzyska swoją sławę. A drugi nie mam pojęcia. Całkiem możliwe że zupełnie skasują GF z pizzeri.
- COOO???- pyta zdziwiony Less.
- Nom.
- Ej... To gdzie ja się podzieję?- ma czystą rozpacz w głosie.
- Ej słuchaj Golden, nie będzie tak źle... Jakby tak zrobili zawsze możesz zostać moim Cupcake'm- mówi Jennifer.
Wszyscy wybuchają śmiechem na ten pomysł.
Jeremy aż się popłakał.
No oczywiście nie wliczając Lessa, który się aż pali ze wstydu.
W sumie to uzasadnione, jakby wyczaić w tym podtekst.
Ale niee... U Jennifer tego być nie może.
W końcu z tego co mi wiadomo zeszła się z Maxem.
Ale nie wnikam.
- Ej przestańcie- zabieram głos po opanowaniu się- Jen, to niezły pomysł. W końcu Cupcake Chici to animatronik.
- Nie no wy se kpiny chyba robicie. Żebym miał być babeczką? Jeszcze różową? I to taką co się nie rusza? Już wolałbym być miotłą bo przynajmniej by mnie używano.
- Haha serio?- śmieje się Peter- Jakoś wątpię żebyś chciał aby tobą ktoś wycierał podłogę.
- Ej. Dobra to tylko jakieś niepotwierdzone do końca informacje- stwierdza Jeremy ledwo powstrzymując kolejny napad śmiechu.
- Uff- odetchnął Golden.
- Istnieje jeszcze wersja, że dadzą cię do piwnicy.
- Ale samemu?
- No chyba tak- stwierdza Jeremy podczas gdy mina Goldena przypomina takie coś ;-; Aż mi go żal.- Jednak mówią jeszcze coś o jakimś animatroniku, który tutaj działał przed wami.
- Mhm... A co dokładnie mówią? - dopytuję, zastanawiając się czy przypadkiem nie chodzi albo o Fredbear' a albo o tamtego żółtego królika.
- Że go znaleźli, ale gdzie nie wiadomo, i że nie włączą go jako atrakcja. Chyba go ukryją jako taki grat, czyli albo będzie w piwnicy właśnie, albo w sekretnym, znanym tylko personelowi i wam roomie.
- Jeszcze pojawiły się jakieś plany? - pytamy jednocześnie.
- Na razie poza rozmieszczeniem pokoi itp to nic. Jednak cały personel świętuje. Nikogo nie zwalniają. WSZYSCY zostają. A więc wasze szanse na zemstę nie przepadną- podsumowuje puszczając do nas oczko.
Szczerze odetchnęliśmy z ulgą.
Oczywiście poza Goldenem.
On się najbardziej przejął swoim losem.
Reszta w szczególności ja, nie narzekała.
Oni zasadniczo chcieli odsapnąć trochę.
- Słuchaj i ty sobie mnie wyobrażasz jako babeczkę?- zwraca się do mnie Golden dalej z tą swoją miną wyrażającą jego dramat w tej sytuacji.
- Emm... Wiesz to trudne do wyobrażenia. Ale w sumie przynajmniej cię nie odizolują za bardzo. - chcę go pocieszyć.
- Kurde aż ci zazdroszczę...
- W sumie...- zastanawiam się czy zaprzeczyć- nie dziwię się, że zazdrościsz. Ja przynajmniej mam swego rodzaju spokój, gdy mnie włączają do pracy. Bo tylko od czasu do czasu do mnie przychodzą.
- No i widzisz? Ech serio aż bym się zamienił.- stwierdza- Chociaż zasadniczo nie mam cierpliwości za dużej więc może lepiej nie- uśmiecha się pod nosem.
Reszta na dobre się rozgadała.
Powstał niezły szum.
Normalnie jakby zamiast 7, gadało 30 osób.
- Ej Jeremy- zwracam się do chłopaka- Czyli co? Dalej z nami zostajesz?
- Na to wygląda- mówi.
- No i fajnie. Nie chciałbym zabić bądź użerać się z jakimś nowym.
- Tia. A ja szczerze nie chciałbym zmieniać pracy. Mimo, że jesteście duchami to dobrze mi tu- stwierdza chłopak.
Wyjmuje tabliczkę czekolady.
Nagle rozmowy cichną.
Wszyscy wlepiają wzrok w czekoladę i Jeremy'ego.
Oj sobie narobił chłopak biedy.
Wszyscy rzucają się z krzykiem na niego jak tamte ptaki z " Nemo" z tekstem:
- Daj!!!
Nasz tłum zwala go z krzesła.
Jednak on dalej broni dzielnie swojej czekolady.
Niestety kto pierwszy ten lepszy.
Czwanym sposobem wyrywam mu czekoladę z ręki i dzielę między nami.
Wszyscy czują się jak w niebie.
No co się dziwić?
Spory kawałek czasu nie widzieliśmy czekolady, a co dopiero jeśli chodzi o to czy ją jedliśmy.
Fajnie, że możemy czuć smak. Na prawdę.
Nie musimy jeść ale taki przywilej żeby poczuć ten smak jedzenia.
I mało tego jedzenie przez nas nie przelatuje.
Dziwne troszkę skoro no jednak jesteśmy sobie duchami a nie ludźmi z układem pokarmowym.
Ale dobra. Nie mamy prawa narzekać.
W zamian za to Jeremy już narzekać może.
Czekolada w minutę znika.
- Matko... Wykończycie mnie- stwierdza chłopak, rozkłada ręce dalej leżąc na ziemi.
- To było nie być tak samolubnym i przynieść więcej- stwierdzam rzucając celnie papierkiem do kosza. - A skąd mogłem wiedzieć, że duchy zeżrą mi czekoladę jak tylko ją wyciągnę- mówi z przekąsem.
Po chwili wybuchamy śmiechem.
Jako, że nasze zebranie się kończy idziemy wszyscy w różne strony.
Ja ostatecznie ląduję na scenie w sali głównej.
Siadam sobie na niej jak gdyby nigdy nic obok animatroników obecnie wyłączonych.
Zaczynam gorączkowo myśleć nad nową pizzerią oraz jak to będzie wyglądało.
Z zamyślenia wyrywają mnie czyjeś śmiechy.
Spoglądam w stronę z której dobiegają.
Ech to Max i Jennifer.
Taka z nich szczęśliwa parka.
Nie zauważają mnie.
Po chwili mogę dostrzec jak się całują.
- Heh...- wzdycham na myśl o Lili.
Ciekawy jestem co oni czują, gdy się całują? Może jakoś to inaczej wygląda? Może oni coś czują, gdy to robią?Wysnuwam swoje teorie przez które robi mi się smutno.
- Hejjj- z moich rozmyślań wyrywa mnie Less. Tia on to wie kiedy się pojawić. Muszę mu to przyznać.
- Hej...- mówię smutno.
- Co się stało?- pyta widząc moją minę.
- Zasadniczo nic.
- Mhm...Nie przeszkadza ci to?- pyta dostrzegając w kącie Jen i Maxa.
- Średnio. Po prostu myślę o swojej starej przyjaciółce...
- Uuu... Rozumiem. A co z nią?
- Z nią wszystko ok- stwierdzam, jednak po chwili wyrażam swoją frustrację- Tylko smutno mi bo raz nigdy się nie zobaczymy już a dwa kochałem ją...
- Co nie zdążyłeś jej powiedzieć?
- Znaczy i tak i nie. Nie zdążyłem powiedzieć przed śmiercią. Powiedziałem to jako duch, mimo że obecnie łączy mnie z nią tylko przyjaźń.
- Noo rozumiem.
- I mało tego nie możemy być razem. Raz Vincent a dwa no to jakoś się nie zgrywa żeby człowiek i duch byli parą.
- A co ma Vincent do tego?- pyta nie za bardzo rozumiejąc.
- Chciał ją zabić, bo się dowiedział, że to ważna dla mnie osoba.
- No rozumiem. Ech zasadniczo mam podobny problem. Nie taki sam, ale podobny- zaznacza.
Mam wrażenie, że lekko się przy tym rumieni.
- To dlaczego nie spróbujesz?- pytam.
- Bo nie... To chyba nierealne...- mówi z zastanowieniem- Zresztą jestem przeświadczony, że ta osoba nie chciałaby być ze mną.
- Ech... - rozpatruję w myślach wersję, że chodzi o Jennifer.
- Pewnie myślisz, że chodzi o Jennifer?- pyta.
- Nom...
- To jesteś w błędzie...
Zaskakuje mnie.
Po chwili jakby zdając sobie sprawę z tego co powiedział ulatnia się biegiem.
Nawet nie idę za nim.
W sumie chyba tak lepiej. W końcu sam mam swoje sercowe rozterki.
Ino ciekawi mnie kogo on ma na myśli.
Może jakąś kelnerkę albo cholera wie kogo z personelu? Ech...
_________
Musiałam xD :v Pisałam to w nocy po północy i mnie naszło na bekowy rozdział lekko ;)
~MangleTheGirlFox
CZYTASZ
Just Save Them /FNAF
FanfictionTim Waterson- nastolatek z depresją i bliznami na rękach. ON- psychopata, który nigdy się nie zawahał. Wieczni wrogowie- wieczna walka.