Wokół mnie krążą jacyś ludzie.
Słyszę muzykę.Podnoszę się szybko.
Ktoś na mnie wpada. Nie tak jak zawsze... Ta osoba przelatuje przeze mnie. Cholernie dziwne uczucie pustki.
Otrząsam się i standardowo rozglądam.
Widzę taką dosyć małą scenę.
Stoją na niej jakieś 2 nieznane mi animatroniki.
Jeden to złoty królik. ?
Przypomina mi dziwnym sposobem tego, którego przed chwilą miałem przyjemność spotkać.
Ino ten nie jest zniszczony.
W łapach trzyma złotą gitarę.
Obok niego stoi misiek. Też złoty.
W pierwszej chwili myślałem, że to Golden Freddy za czasów swojej świetności.
Ale nieeee... Ten jest jakiś taki większy i nie ma czarnego kapelusza oraz muszki tak jak GF.
Te muszki i inne są takie fioletowe bardziej.
Podchodzę pod scenę.
Spostrzegam grupę ludzi z maskami obecnych animatroników, czyli Foxy'ego, Freddy'ego, Chici, GF i Bonnie'ego... Coś jest na rzeczy i to aż za bardzo.
Widzę jak gościu przebrany za lisa prowadzi jakiegoś małego chłopca w wieku jakiś 5 lat na scenę. Mały chce się wyrwać.
Zaś goście z maskami GF i Bonnie'ego prowadzą innego chłopca. J
est starszy. Na oko jakieś 11 lat?
Tak bym stawiał.
Kojarzę go z kimś, ale nie mam bladego pojęcia z kim.
11-latek spogląda co chwila smutnym, zatroskanym wzrokiem na 5-latka.
W głowie słyszę głosik " To bracia ".
Ten gościu z maską lisa mówi do 5- latka coś w stylu "No chodź bliżej do Fredbear'a".
Mały strasznie się boi.
Łzy napływają mu do oczu.
Po chwili są już przed sceną.
Chłopaczek płacze a te zamaskowane niedojeby mają ubaw.
Zaczyna mnie to wkurzać mimo wszystko.
Jednak jestem w pełni świadomy, że nic nie mogę zrobić... Stają obok mnie.
Mały blednie natychmiast, jego brat też.
" - Ej Randy! Chcesz dać całusa Fredbear'owi?"- pyta ten, który go trzyma i nie pozwala mu uciec.
On z jeszcze większym płaczem przeczy i krzyczy:
"-Nie! Nie! Nie... P-proszę..."
Na nic krzyki jego.
Chłopak z głową Chici i ten lis podnoszą go do góry.
W tym momencie ludzie zwracają uwagę.
Jednak jest za późno na jakąkolwiek reakcję.
W tym momencie również 11-latek wyrywa się z krzykiem "Nie!".
Ale to na nic...
Lis i ptak rzucają 5-latka tak, że dziwnym trafem ląduje on w paszczy Fredbear'a (czyli tego misia na scenie).
Mały dostaje okropnej histerii.
Mam wrażenie, że mu głowa utknęła.
Jego brat wbiega na scenę chcąc mu pomóc.
Z twarzy 5-latka płyną łzy. Nagle staje się coś okropnego.
Szczęka robota się zaciska mocniej.
Fragment głowy dzieciaka zostaje zmiażdżony.
Widać ślady krwi.
Powstaje zamieszanie.
Ludzie dzwonią na policje i na pogotowie.
Odwracam się, już nie mam sił na to patrzeć.
Teraz widzę łóżko szpitalne. Jest na nim ten pięciolatek.
Podpięty pod rozmaite urządzenia. Mnóstwo kabli. Jednak żyje.
Głowę ma obandażowaną.
Nagle ktoś wchodzi.
Widzę jego brata oraz rodziców.
Pytają się o stan. Diagnoza jest okropna- śpiączka.
Dorośli wychodzą.
Chłopak zostaje przy bracie.
Delikatnie go przytula i wręcz zaczyna płakać.
Nagle urywa z okropnym śmiechem:
"- Nie martw się bracie... Oni wszyscy pożałują."
Zaraz doznaję olśnienia. Ten 11- latek to Vincent...
A więc tak to się zaczęło? Ta chora historia?
Z wrażenia ląduję na podłodze. Zamykam oczy.
Na prawdę nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć... Nie po tym.
W mojej głowie coś pika. I to co raz głośniej. Jak z monitora, który sprawdza, czy serce bije... Nie mogę wytrzymać. To pikanie aż boli. Zakrywam twarz dłońmi.
Nastaje dziwna cisza.
Słyszę tykanie zegarka na przemian z jakąś ala kołysanką.
Otwieram oczy...
Wtf...?! Gdzie ja jestem?
To wygląda jak pokój dziecka.
Przede mną są różne zabawki oraz duża szafa.
Zaglądam do niej. Jest tam lis. Ale nie taki jak Foxy...
To wygląda jak czysty koszmar.
Wystraszyłem się nie powiem...
Zamykam mu przed japą drzwi i czekam.
Jednak ciekawość bierze górę.
Zasłaniam twarz jedną ręką na wszelki wypadek.
Rozsuwam drzwi. To co widzę w środku to przytulanka Foxy'ego.
- Serio?! - krzyczę na cały pokój.
Bosh.... To był błąd i to najwyższy jaki zaistniał w tych wizjach...
Po mojej frustracji czuję oddech na swoich plecach.
Opanowuje mnie strach.
Już o milion % wolę widzieć tego szpetnego lisa aniżeli nie wiedzieć co za mną jest.
Rozlega się mroczny śmiech.
Tak bardzo podobny do śmiechu Freddy'ego...
Zaczynam się modlić o to żeby to był misiek którego znam.
Cisza.
I nagle jebut.
Wyskakuje na mnie mega straszny czarny miś i przewala na łóżko z wielkim wrzaskiem.
Zaczynam drzeć się tak, że jestem pewien, że poza domem to słychać.
Boziu...HELP!!!!!!!! ;-;________________
I tym miłym akcentem kończę na dzisiaj wstawiać części huehue.
Nie mogłam się powstrzymać wam powiem ;3 bo moim zdaniem ten rozdział i rozdział 2 najlepiej mi wyszły.
Ale to już pozostawiam wam moi drodzy do oceny ;)
~MangleTheGirlFox
CZYTASZ
Just Save Them /FNAF
FanfictionTim Waterson- nastolatek z depresją i bliznami na rękach. ON- psychopata, który nigdy się nie zawahał. Wieczni wrogowie- wieczna walka.