28. Bloody Days

545 54 18
                                    

- Nie złość się na siebie...- zwracam mu uwagę.
Chłopak podnosi wzrok na mnie. Wyczytuję zdziwienie, niedowierzanie...
- Nie umiem- stwierdza patrząc mi w oczy.
- Umiesz... Jestem pewien.
Na mojej twarzy w końcu pojawia się emocja. A dokładniej blady uśmiech.
Golden myśli.
Po chwili jakby wybudza się z tych swoich myśli.
Odwraca głowę w przeciwną stronę i zakrywa rękoma twarz.
- Nie wstydź się. Przecież ja i tak już wiem...- mówię powoli.
Chłopak gwałtownie wyrywa się z moich objęć i wręcz ucieka.
" Nie no... Ta rozmowa jest trudniejsza niż sobie wyobrażałem"- stwierdzam.
Nie wołam za nim.
W końcu jakoś zdaję sobie sprawę z tego, że nic to nie da.
Sam wychodzę z tej ciemnej nory.

***

Ech... Mija kolejna noc a ja wracam ze swojej krwawej "roboty".
Ci strażnicy mają pecha. Nawet nie wiedzą za co giną.
Chociaż taki jest efekt, gdy nie nakręcą mojej pozytywki.
Jak obiecałem, gdy ktoś wpada w moje ręce ze strażników zapada natychmiastowy wyrok. Śmierć.Nightmare'y chwalą to. Jednak nie zależy mi na ich opinii.
A reszta? Na początku byli zdziwieni.
Wyjaśniłem im całą sprawę (jedynie Goldena nie było).
Opowiedziałem przypadek o Jeremy'm.
Więcej nie było potrzebne... Sami poczuli wściekłość.
Ech w końcu czarne oczy mówią same za się.
Jednak to było tylko na chwilę.
Tym sposobem między nami a Nightmare'ami narodziła się strategia. O dziwo dogadaliśmy się.
Może, jako rodzeństwo nie przepadali za sobą, ale już w kwestii zabicia strażnika nocnego świetnie się dogadywali.
Tak na prawdę każdy ma swój styl ściśle opracowany.
Oj tak lubią zaskakiwać.
Nie pojawią się przy strażniku jako duchy.
Ujawniają się jako nawiedzone roboty.
Teraz to kwestia przyzwyczajenia.
Nawet ja, gdy wychodzę ze swojego pudła z melodią śmierci na ustach jestem Marionetką.
Czuję się pewniej przy tym.

Powiesz, że równie dobrze moglibyśmy się ujawnić.
Ino co by z tym faktem zrobili ludzie?
Wyobrażasz sobie jaką by to sensację wywołało?
Nie tylko wśród ludzi, ale i mediów.
A zanim sąd by cokolwiek załatwił, nasz kochany oprawca spieprzyłby na drugi koniec świata.
W tym wypadku Vincent i my się zgadzamy (aż nie wierzę, że to mówię).
Sprawa mimo wszystko nie może wyjść spoza naszych rąk.
Nikt ze świata zewnętrznego nie może się o tym dowiedzieć.
Albo raczej nikt kogo nie znamy.
Od wypadku Jeremy'ego ściśle trzymamy się tej zasady.
I wiesz co?
Rzadko kiedy, ale do naszego przedstawienia przyłącza się również i Shadow.
Jak mi wytłumaczył wszystko zależy od jego humoru.
Jeśli jest w dobrym humorze po prostu odpuszcza, daje spokój i tak już nieźle wystraszonemu strażnikowi.
A jeśli nie...?
Stosuje bardzo podobną metodę do Goldiego.
Znaczy tą samą metodę w innym efekcie.
Jak się okazuje Shad, poza wnikaniem w cienie, sam umie je wytworzyć z ciemności.
Dzięki temu stwarza różne postacie itd.
Jest to swego rodzaju halucynacja, iluzja...
Coś co tak na prawdę nie istnieje.
Naszego strażnika straszy, ale nie osobiście.
Ukrywa się w cieniu, a z ciemności panującej chociażby w korytarzu tworzy kształt przypominający naszego królika i miśka, nazwanych w późniejszym czasie Shadow Freddy i Shadow Bonnie.

Po naszej pięknej, krwistej nocy pełnię swoje obowiązki Marionetki.
Kto by pomyślał, że zabawka, która ma przynosić dzieciom radość i szczęście, w nocy staje się maszyną do zabijania? A no właśnie.
Dowód na to, że nic samo w sobie złe nie jest dopóki człowiek tego nie wykorzysta źle.
Chociaż i tak to wszystko obraca się wokół motywów.
My motywujemy się zemstą i chęcią pozbycia się wszelkich szpiegów od Vincenta.

Kiedy mają już zamykać powoli pizzerię okazuje się, że dyrektor pizzeri urządza zebranie personelu.Noooo aż muszę wpaść. Pod maską niewidzialności, ale muszę. To czysta ciekawość.
Poza tym mam zasadę taką, że muszę wiedzieć o wszystkich ważniejszych aspektach życia pizzeri.
I nie mam tu na myśli zarobku. Niee.
Szczerze? Takie kwestie są dla mnie nic nie warte.
Bardziej chodzi o losy pizzeri, jakieś reformy, zmiany w pracownikach itd.
A w szczególności jestem ciekaw co będą mówić o ostatniej masakrze na personelu.
Przede wszystkim to zdarzenie nie dotyczyło tylko strażników.
Nie spowodowałem tego ja.
Nie spowodował tego Vincent.
Nie spowodowały tego animatroniki.
Tylko Shadow.
A właściwie Blooden, który znikąd się pojawił i teraz muszę na niego uważać.
Jednak to co zrobił, czyli wybił połowę personelu zwróciło uwagę mediów.
W końcu trudno ukryć morderstwo 15 osób w tym samym dniu przed... nie tylko ludźmi, ale i mediami.
I za tą wścibskość nie cierpię wszelkich dziennikarzy i innych.
Kiedy tylko mam okazję dopaść Vincenta wyskakuje jakiś taki dziennikarz co zadaje pytania na jednym wydechu. I to zawsze. Ino za każdym razem jakiś inny.Ech te cudne przypadki.

Ale wracając do tego zebrania dyrektor nic nie mówiąc rzuca ocalałej 15 gazetę z artykułem o tym masowym morderstwie.
Sam się przyglądam artykułowi.
Jedyne co zauważam, to to jak bardzo dziennikarze węszą w tym kierunku.
Stawiają jakieś dziwne teorie.
O jakiś samobójstwach, o klątwie ciążącej na właścicielu pizzeri, porównują tą sytuacje do tragedii. Po pierwszych linijkach odechciało mi się tego czytać.
Potem nastaje długa rozmowa.
- A i jeszcze jedno- mówi szef- Nie mamy kogo posadzić na miejsce strażnika nocnego. Dlatego wybrałem spośród dziennych strażników i zostaje nim Vincent.
- Cooooooooo??? Jak?- bezcenna reakcja.
- Normalnie Vin. Ktoś musi.
- Ale... Ale... To niemożliwe- mówi blady podczas, gdy reszta wychodzi.
- Nie panikuj.
- Nie panikuj?! Przecież tam wszyscy giną!
- Słuchaj znam cię, wiem, że sobie poradzisz. Zresztą to żadne wyzwanie.
Vincent podnosi rękę i widać, że już chce coś powiedzieć, kiedy to szef mija GO pogwizdując sobie jak gdyby nigdy nic.
Przyglądam się temu z ironicznym śmiechem.
ON chodzi w kółko i myśli na głos:
- Przecież oni mnie zabiją... To niemożliwe... Jasne najlepiej zgonić wszystko na najlepszego pracownika!- kopie w stół i wychodzi.
Jednak los nam sprzyja.
W końcu stało się coś, dzięki czemu będziemy mogli GO dopaść.
Mimo, że to nie będzie łatwe, to jednak jest szansa.
A na szczęście świetnie zdaję sobie sprawę, że Vincent sam z siebie nie zrezygnuje, mimo że ich szefuncio wręcz wepchnął go na siłę w nasze ręce.
Wracam z tego spotkania strasznie zadowolony.

Pustki na korytarzu więc spokojnie widzialny dla oka chcę wrócić do swojego room'u.
Ktoś mocno chwyta mnie za lewe ramię, obraca w swoją stronę i przyciska do ściany.
Jestem zaskoczony, mimo że nie pokazuję swoich emocji.
A jednak musiał mnie dopaść. Blooden...
Moja siła prawie natychmiast mnie opuszcza.
Nie rozumiem czemu on powoduje u mnie taką "słabość" że zapominam o swoich siłach?
W jego oczach widzę ogień.
Nie taki jak u Shadowa.
Mam wrażenie, że gdyby mógł po prostu by mnie najlepiej spalił.
- W końcu cię dopadłem- do moich uszu dociera suchy, szorstki i chłodny głos.
- I co w tej sytuacji zamierzasz zrobić?- pytam łagodnie.
- Gdyby nie Shadow już dawno bym się z tobą zabawił- stwierdza zagryzając wargi.
Chyba się domyślam, o co mu chodzi.
- A co ma Shadow do tego?- pytam.
- Dużo. Jestem do niego przywiązany, a więc liczę się z jego zdaniem. I póki co nie mam prawa cię tknąć. Także masz szczęście. Ale spróbuj go tylko skrzywdzić to pożałujesz!
Blooden odchodzi.
Szczerze odetchnąłem z ulgą.
Przynajmniej jego mam z głowy na najbliższy czas.
Ino właśnie przypomniał mi o wciąż nierozwiązanej sytuacji z Goldenem i Shadowem. Ech...

Just Save Them /FNAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz