- Sally? Proszę cię! Weź przekonaj Slendera żeby nas stąd wypuścił!- zwracam się do dziewczynki, która gra w kalambury z jakimś elfem, podczas gdy obok nich leży pies z szerokim uśmiechem. Taki Szczerzuś nr. 2.
Dziewczynka zirytowana wstaje z podłogi.
- Jeszcze cię pokonam! Kiedyś...- rzuca elfowi gniewne spojrzenie, na co on znika- Ale Papa powiedział, że was nie wypuści...- zwiesza głowę.
- Jak to nas nie wypuści?!
- Tak mi powiedział.
Gwałtownie wstaję z kanapy, na której aż do teraz spędzałem całe popołudnie. Wnerwiony z energicznym krokiem zmierzam do biura mackowatego gościa. Bez pukania otwieram drzwi z hukiem, tak, że przy okazji jeden z dziwnych obrazów w biurze spada ze ściany.
- Masz. Nas. Wypuścić! Nie jesteśmy tutaj na twoje pierdolone usługi!- nawet nie zwracam uwagi na to czy moja postać diametralnie się zmienia czy nie.
- "Spokojnie. Wody?"
- Tak...- biorę kilka wdechów. Czarna macka wysuwa się w moją stronę ze szklanką, do której wyciągam rękę. Po chwili garniak przechyla ją i cała zawartość ląduje na mnie.
- " To dla ostudzenia emocji"- dam sobię głowę uciąć, że to zdanie gościu wypowiada z ironicznym uśmieszkiem.
Zgarniam oklapnięte włosy z twarzy.
- Ależ na prawdę nie trzeba było. Uwierz ale wkurwiony duch to rozpierdol w domu więc mów o co z tym chodzi, że nas nie wypuścisz?!
- " Wypuszczę, ale oczekuję czegoś wzamian. Raz: sprowadzisz tutaj Hoodiego, Masky'ego i Eyeless Jack'a. Dwa: Pomożesz mi uporać się z pewnym osobnikiem, który wykazuje zbyt duży bunt i atakuje moich proxy. A i przypominam ci- nie próbujcie uciekać używając swoich sztuczek. Dom został zabezpieczony barierami i jeśli bez mojej zgody je przekroczycie to się skończy marnie"
- Jasne... Pamiętam... W szczególności po takim przypadku jaki miał nasz fioletowy "przyjaciel"- trudno zapomnieć.
Tsa... Vincent miał nieciekawą przygodę odnośnie tych barier. Przez kilka dni musieliśmy jakoś składać go dosłownie do kupy, bo tak jakby jego dusza się rozszczepiła. To nie było najciekawsze, ale udało się go przywrócić.
- " Nie martw się, nie dostaniecie misji odnośnie zamordowania kogoś. Wiem doskonale co potraficie i za pewne bylibyście w stanie uśmiercić nawet i któregoś z moich wysłanników"
- Jasne...- przytakuję niepewnie- Czyli mam rozumieć, że komuś nakopiemy do dupy wystarczająco mocno i jesteśmy wolni?
- "Coś koło tego"
- Kiedy?
- " Za... Tydzień... Dzisiaj tylko uwolnisz tą trójkę, którą poznałeś w psychiatryku."
- Wątpię żebym się z nimi zaprzyjaźnił...
- "Nie musisz. Po prostu ich tu sprowadź. Zresztą rób co chcesz z nimi, ale tylko ich nie zabij przypadkiem."
CZYTASZ
Just Save Them /FNAF
FanfictionTim Waterson- nastolatek z depresją i bliznami na rękach. ON- psychopata, który nigdy się nie zawahał. Wieczni wrogowie- wieczna walka.