Me: Michael?
Mikey: nie ma mnie
Me: jesteś
Mikey: nie
Me: przecież odpowiadasz
Mikey: zaraz przestanę
Mikey: bo wyobraź sobie, czekałem całą noc, aż napiszesz, że cała i zdrowa dotarłaś do domu
Mikey: i wiesz co?
Mikey: nie doczekałem się
Mikey: jestem teraz zły
Mikey: bardzo
Me: przepraszam
Me: mama się wkurzyła, bo
Me: a) moja szkolna koszula jest już bezużyteczna
Me: b) wróciłam później niż powinnam
Me: c) ją wkurza wszystko
Me: od razu po jej kazaniu, padłam na łóżko i zasnęłam
Mikey: wiesz, wystarczyło głupie "idę spać"
Mikey: przynajmniej wiedziałbym, że żyjesz i nie mam powodu się martwić
Me: wynagrodzę Ci to
Me: tylko nie bądź zły:(
Mikey: ta, ciekawe jak?
Me: coś wymyślę
Mikey: mhm
Me: ey, no
Me: naprawdę
Me: nie fochaj się już
Mikey: muszę się nad tym zastanowić
Me: musisz to zaraz do mnie zadzwonić i zaśpiewać
Mikey: a zasłużyłaś?
Me: a co Ty Mikołaj?
Mikey: jeśli chcesz mogę nim zostać ^^
Me: dlaczego mam przeczucie, że w tym momencie myślisz o czymś nieodpowiednim?
Mikey: nie mam pojęcia ^^
Me: Michael...
Mikey: już się ogarniam haha
Mikey: zaraz zadzwonię
Me: czekam
Mikey: innego wyboru nie masz x
Przewracam oczami, uśmiechając się pod nosem. Mimo wczorajszej nie miłej paplaniny mamy, mam dobry humor. Dzięki Michaelowi. Co prawda, powinnam napisać do niego już wczoraj, ale byłam zbyt zmęczona, by choćby przejąć się szlabanem, który dała mi mama. Zero książek do końca miesiąca. Dziwna kara, nie? Normalnie jednak strasznie bym się przejęła, ale teraz to co innego. Zamiat czytać, mogę spotkać się z Cliffordem, co jest o wiele lepszym spędzaniem czasu. Naprawdę dobrze się wczoraj z nimi bawiłam. Chociaż teraz przypomniwszy sobie, jak bardzo się denerowałam, czuję się jak idiotka.
Przez Michaela czuję, jakbym miała rozdwojenie jaźni. Pisząc z nim jestem opanowana i na pewno nie zachowuję się jak psychopatka. Za to stojąc na przeciwko niego, nie wiem co mówię, robię czy myślę. Wychodzę na mało inteligentną.
Wstaję od biurka, gdzie odrabiałam lekcje i padam na łóżko. W tym samym momencie dzwoni mój telefon. Odbieram.
- Słucham?
- Nie mów słucham...
- Michael...
- No co? Trzeba czasem pożartować.
- Czasem. W twoim przypadku z naciskiem, najrzadziej jak się da.
- Ha, ha. Jakaś ty zabawna.
- To co mi zaśpiewasz? - zmieniam temat.
- Baby Justina.
- To żart, tak?
- Dlaczego tak myślisz? - pyta ze śmiechem. - Ta piosenka jest super. Patrz.
You know you love me
I know you care
Just shout whenever, and I'll be there
You want my love
You want my heart
And we will never, ever, ever be apartAre we an item?
Girl, quit playing!
We're just friends,
What are you saying?!
Said there's another,
and look right in my eyes
My first love broke my heart for the first timeAnd I was like
Baby, baby, baby, oh
Like
Baby, baby, baby, no
Like
Baby, baby, baby, oh
I thought you'd always be mine- Rockowe brzmienie bardziej ci pasuje - stwierdzam ze śmiechem.
- No, weź. Baby w moim wykonaniu jest perfekcyjne!
- Haha, może.
- Może?
- Może.
- Chciałbym jeszcze z tobą pogadać, kwiatuszku.
- Ale?
- Muszę coś zrobić.
- Mhm.
- Będę tęsknić.
- A ja nie.
- A mogło być tak romantycznie.
Wybucham śmiechem.
- Idź już.
- Dzisiaj ty mnie wyganiasz, co?
- To ty masz coś do załatwienia.
- Racja. Ugh.
- Do później, Mikey.
- Pa, kwiatuszku.
![](https://img.wattpad.com/cover/50618714-288-k177270.jpg)
CZYTASZ
I wanna pizza | M. C.
FanficMikey: czyli przyjmujesz zakład? Me: wygraną mam w kieszeni Mikey: nie bądź taka pewna Mikey: jeśli wygram, pójdziemy na randkę Mikey: jeśli Ty wygrasz, dam Ci spokój Me: dobra, masz miesiąc Mikey: miesiąc? Mikey: wystarczy mi tydzień *fragment roz...