Pod koniec ostatniej lekcji czuję, jakbym miała w kieszeni wibrator, a nie telefon. Grzecznie czekam do końca, aż pan O'Brien daje znak, że możemy wyjść z klasy. Dopiero na korytarzu odblokowuję telefon. Wszystkie wiadomości i nieodebrane połączenia są od Michaela, więc zamiast przeczytać każdą z nich, lub ewentualnie odsłuchać, po prostu do niego dzwonię.
- Nad?
- Nie. Królowa Anglii.
- Najmocniej przepraszam, wasza wysokość. Chciałbym tylko wiedzieć, jak długo mam jeszcze na ciebie czekać? Nie powiedziałaś o której kończysz. Najwyraźniej przyjechałem za wcześnie.
- Istnieje takie coś zwane telefonem, co w tym momencie trzymasz w ręce, i co mogłeś użyć rano, aby zapytać mnie, do której mam lekcje.
- Nie pomyślałem o tym.
- To zbyt skomplikowane na twój mały móżdżek.
- Kupiłem ci nutelle.
Nie miałam pojęcia, że z tym wyskoczy. To co mówię w odpowiedzi, jest nieświadomie.
- Mówiłam, że cię uwielbiam?
W słuchawce słyszę śmiech Michaela. Na moje policzki wpływa rumieniec.
- Jestem w taksówce przed szkołą, mogłabyś się trochę ruszyć? Już jedna dziewczyna mnie rozpoznała. To niezręczne, biorąc pod uwagę, że przyjechałem zabrać cię na (nie)randke.
- Mówiłam, żebyś się przebrał.
- Mam czapkę skrzata na głowie, powinno wystarczyć.
Powstrzymuję się przed walnięciem głową w ścianę.
- Zaraz będę.
Nie czekając na odpowiedź, rozłączam się i chowam telefon do kieszeni. Najszybciej jak umiem zbiegam do szatni i zmieniam obuwie.
Robiąc to, uświadamiam sobie, że przegrałam zakład. I co dziwne, wcale nie jestem z tego powodu smutna. Powinnam przejść się do psychologa.
Gotowa wychodzę na dziedziniec. Od razu zauważam żółtą taksówkę po drugiej stronie ulicy. Szybko pokonuję drogę do bramy i już mam przechodzić przez pasy, gdy dogania mnie Eva. Najpierw słyszę jej wołanie, dopiero po chwili ją zauważam. Biegnie w moją stronę cała czerwona na twarzy.
- Nad! - Staje przede mną i dyszy ciężko.
- Co się stało?
- Zapomniałam oddać ci długopis.
Ona sobie robi ze mnie jaja, tak? Wróciła się tylko po to, żeby oddać mi długopis? Biorąc pod uwagę, że jest bardziej leniwa niż ja, a mi na pewno nie chciałoby się wracać, to musi chodzić o coś więcej.
- Tylko tyle? - pytam dla pewności.
- Tylko. - Prostuje się i wyjmuje z torby długopis. Podaje mi go. - Dziękuje.
- Okaay.
- To ja już lecę. - Szybko ściska mnie na pożegnanie i ponownie przedziera się przez tłum.
To zdecydowanie nie było w jej stylu, ale nieważne.
Mam szczęście, bo jest zielone i mogę przejść przez ulicę. Szczerze ciekawi mnie, jak widzi mnie teraz Michael. Idę z głową opuszczoną. Włosy po całym dniu potargały mi się, a mundurek pogniótł. Na pewno nie wyglądam teraz atrakcyjnie. Odpycham te myśli na bok.Staję przed taksówką, nie wiedząc, czy powinnam wejść, co jest głupie. Wiadomo, że powinnam, ale denerwuję się tak bardzo, że nie myślę jasno. Nawet nie wiem, dlaczego się denerwuję i przez to moje nerwy rosną jeszcze bardziej. Po prostu świetnie.
Stoję jak słup tak długo, że Michael wychodzi z taksówki. Nim zdążę zareagować, on już trzyma mnie w uścisku.
- Dobrze cię w końcu zobaczyć - szepce mi na ucho.
Wypuszczam z ulgą powietrze. Nawet nie miałam pojęcia, że je wstrzymuje. Jak cholera bałam się cały dzień tego spotkania. Mimo że próbowałam o tym nie myśleć, gdzieś w głowie ciągle do tego wracałam. Teraz stojąc w objęciach Michaela, całe napięcie zniknęło.
- Gdzie moja nutella?
Mike odsuwa się ode mnie i wybucha śmiechem.
- Dostaniesz dopiero, gdy stwierdzę, że na nią zasługujesz.
- Ach, więc to tak?
- Mhm. I pragnę cię poinformować, że wygrałem zakład - oznajmia z uśmieszkiem.
- Jestem tego świadoma.
- Nie rzucasz talerzami, nie przeklinasz całego świata, ani nic? - pyta zdziwiony.
- Może chciałam, żebyś wygrał.
Mimowolnie uśmiecham się. Uświadomiłam sobie, że od początku chciałam, żeby wygrał.
- Może?
- Może - odpowiadam.
Piękna i urocza chwila, nieprawdaż? Kto mógłby zepsuć ją lepiej od twojej przyjaciółki, biegnącej z aparatem do ciebie i jej idola?
Wiedziałam, że za powrotem Evy stało coś więcej niż oddanie długopisu. Nie wiem skąd dowiedziała się o moim spotkaniu z Cliffordem, ale nie mam zamiaru pozwolić jej, zwrócić na nas uwagę innych.Nie do końca wiedząc, co robię, wsiadam do taksówki i ciągnę za sobą Michaela.
- Proszę ruszać - mówię do kierowcy.
- Co się stało? - Michael jest zdezorientowany.
- Później ci wyjaśnię.
- Gdzie was zawieźć? - Kierowca zerka w naszą stronę.
Michael podaje mu jakiś adres.
Oddycham z ulgą, dopiero gdy szkoła znika z naszych oczu. Sadowię się wygodniej w fotelu.
- Gdzie jedziemy? - zwracam się do Michaela.
- Do mnie.
Do mnie. Powtarzam to kilka razy w myślach, żeby zrozumieć sens jego wypowiedzi.
Do mnie. To znaczy do niego.
Jedziemy do jego domu.
O cholera.
•••
Przez dwa tygodnie nie dałam rozdziału. Pierwsze próby napisania go wyszły do kitu, lub się usunęły. A później brak weny. Niefajnie. Przepraszam.
No, ale już jest. Mam nadzieję, że się podoba i wytrwale poczekacie na dalszą część spotkania Michaela i Nadii.
CZYTASZ
I wanna pizza | M. C.
Fiksi PenggemarMikey: czyli przyjmujesz zakład? Me: wygraną mam w kieszeni Mikey: nie bądź taka pewna Mikey: jeśli wygram, pójdziemy na randkę Mikey: jeśli Ty wygrasz, dam Ci spokój Me: dobra, masz miesiąc Mikey: miesiąc? Mikey: wystarczy mi tydzień *fragment roz...