Rozdział 1. To wszystko przez żelazko

19.5K 1.4K 1.6K
                                    


- Dlaczego to jest tak, że kobieta nigdy nie ma nic do ubrania, a zawsze dużo do prasowania?

Moje współlokatorki spojrzały na mnie znudzone, a w zasadzie spojrzała tylko Małgorzata, bo Celestyna była zbyt zajęta rysowaniem swoich sześciokątów, żeby wysłuchiwać filozofii życiowych.

Kończyłam właśnie prasowanie stosu bluzek, mogących spokojnie konkurować w kategorii "Najwyższa wieża" z Burdż Kalifa w Dubaju, a i tak byłam pewna, że na jutrzejszą randkę ze Stefanem nie będę miała się w co ubrać.

- Moja szafa stoi przed tobą otworem - mruknęła Małgorzata, wracając wzrokiem do komputera. 

- Mogę pożyczyć na jutro twoje ciuchy?

- Nie, możesz je wyprasować.

Wystawiłam jej język, ale zignorowała całkowicie moje zbulwersowanie, zajęta zaliczeniowym projektem. Ostatnio Małgorzata codziennie miała jakiś projekt na wykończeniu, co wiązało się z nieubłaganie nadchodzącą wizją letniej sesji. Jak zdołałam się przekonać, razem z pozostałymi studentami politechniki zasiadała do swoich zeszytów nie wcześniej, jak w maju. Poczynając od października.

Przynajmniej ten pisała w końcu na trzeźwo. Chociaż nie dałabym sobie za to uciąć głowy, jako że ledwo w zeszłym tygodniu skończyła dawkować sobie więcej niż bardzo, bardzo konkretne ilości alkoholu. Nie zdziwiłabym się, gdyby parowało z niej do teraz. I oczywiście urządziła na koniec w naszym domu imprezę, podchodzącą pod Projekt X. 

- Już mi wystarczy, że po ostatniej domówce zaprzęgłaś mnie do wycierania śladów pawia Huberta z naszego dywanu - mruknęłam z przekąsem.

- Drobnostka! - Małgorzata machnęła lekceważąco ręką.

- I z balkonu.

- Oj, tam. - Kolejne machnięcie.

- Serio! Twój facet zapaskudził dwa piętra w dół! Irena musiała mnie trzymać chwytem Rauteka, jak wychylałam się przez barierkę z czajnikiem, żeby chociaż trochę tego dziadostwa usunąć z tarasów sąsiadów.

- Nie przesadzaj. - Małgorzaty nigdy nie wzruszały opowieści o okropnościach dnia następnego. - Nie jadł przecież kukurydzy.

- Stop. - Celestyna, nagle zainteresowana, podniosła wzrok znad morza kartek z notatkami, w których była okopana lepiej niż Polacy podczas bronienia Wizny w trzydziestym dziewiątym. - Hubert haftował na dywan? Na który dokładnie?

Moje spojrzenie odruchowo powędrowało na ledwie widoczny spod stosu jej notatek brązowy dywan. Chciałabym zaznaczyć, że znajdował się na środku pokoju, a Celestyna siedziała aż przy ścianie - jej notatki zajmowały najczęściej powierzchnię Morza Kaspijskiego, zostawiając mi i Małgorzacie zwykle coś około pół metra kwadratowego wolnego miejsca. Do podziału na dwie.

- Niestety na twój dywan. - Starałam się włożyć w moje spojrzenie dwa razy więcej poczucia winy niż zwykle, jako że musiałam jeszcze zawrzeć w nim przeprosiny od Małgorzaty, która nadal była wygodnie obojętna na otoczenie. - Ale wyczyściłyśmy sodą i octem! Nic nie czuć!

Celestyna ze zgrozą spojrzała w dół, chociaż bardziej prawdopodobne, że martwiła się stanem leżących dookoła notatek. Albo w ogóle zawartością notatek, kto ją wie. W zasadzie spojrzenie pełne grozy towarzyszyło Celi za każdym razem, kiedy patrzyła na podręczniki, polecane na jej wspaniałych studiach. Z biegiem czasu zgroza w spojrzeniu powoli zmieniała się w frustrację, determinację, a na końcu w cichą rezygnację i pogodzenie się ze swoim tragicznym losem.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz