Rozdział 21. Skądś ja znam tę brodę

4.7K 689 289
                                    

Biedny Krzysio uciekł na górę, a ja zostałam sama z resztą moich współlokatorów. Po chwili milczenia skonsternowany Lechu potrząsnął swoją sportową torbą i trącił Gosię lekko łokciem.

- Szkoda mi chłopaka. Powinien rzucić tą Krystynę i znaleźć sobie inną. - Oczy mu zabłysły. - Wiem! Wyślemy go na nauki do Sebastiana. On się ciągle ogląda za dziewczynami.

Gosia zastanowiła się.

- Może chciałby się malować tak dobrze jak one?

Dość. Potrzebowałam wyrwać się natychmiast z tego wariatkowa, bo niedługo sama zacznę u siebie coś niepokojącego diagnozować. Postanowiłam wyjść i to najlepiej na zakupy.

- Uciekam. - Skierowałam się na schody. - Idę do sklepu.

- Do jakiego? - zawołała Gosia.

- Całkowicie innego niż wy - zastrzegłam. - Z kwiatami. Muszę kupić jakąś uspokajającą, zieloną roślinkę do pokoju. Au revoir!

Na dole założyłam pierwsze lepsze buty i chwyciłam moją zamszową torebkę. Miałam na sobie jeansy i bluzę, więc nie powinno mi być zimno. Roman dogonił mnie bardzo szybko.

- Elka? - zagadnął. - Wybacz, że ci dzisiaj napsułem krwi. Przez tą całą sprawę z ojcem jestem ostatnio strasznie nie w humorze i zrobiłem się podejrzliwy wobec każdego.

Ha! I do kogo on to mówi? Ze swoimi śledztwami i oskarżeniami nawet do małego paznokcia u stopy mi nie dorasta. Gdyby się tylko dowiedział, o co ja mimowolnie ich podejrzewam, to by momentalnie padł na zawał, a nasze mieszkanie zdobyłoby pierwsze miejsce w kategorii "największa częstotliwość pojawiających się nieboszczyków w jednym budynku".

- Nie ma problemu. - Poklepałam go przyjacielsko po ramieniu. - Każdy ma prawo być zdenerwowany. Pamiętaj, że masz we mnie przyjaciółkę. Postaram się wam pomóc jak tylko będę w stanie.

Uśmiechnął się z wdzięcznością, a ja doszłam do wniosku, że lepiej niech się dalej nurza w sprawach korporacyjnych niż miałby mieć do czynienia z przestępcami, bo rozpoznawanie kłamstwa idzie mu strasznie opornie.

Nie przesadzając, ja naprawdę uwielbiałam Romana. Był jednym z najspokojniejszych (cóż, przez większość czasu), najmilszych i najuczciwszych ludzi jakich do tej pory spotkałam. Ale jeśli pomógł Matyldzie kopnąć w kalendarz to niestety wydam go policji pomimo całej mojej sympatii.

- Widzimy się potem - pożegnałam go i otworzyłam drzwi na zewnątrz. - Ja bardzo chętnie podrinkuję dzisiaj z tobą. Też miałam fatalny tydzień.

Wyglądał na podniesionego na duchu. Przynajmniej będzie miał okazję oderwać się od czarnych myśli. Chociaż tyle mogłam dla niego zrobić.

- Czyli też zamierzasz zapić smutki? - Uniósł brwi. - Na psychologii nie uczą jakiegoś innego sposobu na rozładowanie napięcia?

- Proponują to wybiegać, ale po dzisiejszym porannym treningu z Ireną będę leczyć zakwasy na udach przez najbliższe parę wcieleń. - Skrzywiłam się i wyszłam na korytarz. - Także wieczorem pochłonę piwo. Ale najpierw w obliczu spotykających mnie problemów chcę zrobić to, co powinna zrobić każda szanująca się, niezależna kobieta.

Roman oparł się o framugę drzwi.

- Czyżby rozpłakać się?

- Nie. - Obróciłam się na pięcie. - Zadzwonić do mamy.

Roześmiał się serdecznie, ale ja mówiłam całkowicie poważnie. Cała ta sprawa z ojcem Romana przypomniała mi, że już ponad tydzień nie dzwoniłam do mamy. Nie, żeby się o to obraziła. Pewnie w tej chwili jest ze swoją siostrą na jakiejś wycieczce objazdowej po Ciechocinku, ale wypadałoby wreszcie się z nią skontaktować i upewnić, że nie przepuściła swojej pensji i mojego czynszu na figurki kotów w kapeluszach.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz