Rozdział 9. Najlepszy kapo w historii

5.5K 783 272
                                    

Celestyna, Roman, Irena i Małgorzata stanęli zdziwieni, kiedy nas zobaczyli. Krzysio leżał upity dwoma szklaneczkami whisky i załamany stratą ukochanej, Lechu próbował rozlać resztę alkoholu do szklanek z gracją słonia w składzie porcelany, a Adrian zawisnął już prawie na Sebastianie. Hubert czkał dalej, natomiast Tobiasz trzymał mnie za ramiona z desperackim wyrazem twarzy.

- Co.. że.. Impreza? - Małgorzata ogarnęła w lot sytuację. - Beze mnie?

- Celestyna! - ucieszył się Tobiasz. - Ty żyjesz!

Z tej radości puścił łaskawie moje zbolałe ramiona, poderwał się i rozpędził w jej stronę, ale zapomniał zupełnie o progu pomiędzy kuchnią a salonem. Wyłożył się na panelach jak długi, a potem chyba z braku laku (lub był to już pijacki odruch bezwarunkowy wobec wszystkiego, co przypominało muszlę klozetową) objął swoją dziewczynę z ulgą za kostki.

- Nie umieraj, kochanie! Zostań ze mną.. Pij kakao, jest dobre na kości...

Celestyna zdezorientowana obserwowała Tobiasza u swych stóp.

- Oczywiście, że żyję. Co ty bredzisz?

- Oni powiedzieli, że chcesz się zapić na śmierć.

- Z tego, co widzę, to chyba ty - skwitowała z niesmakiem.

- Nie ja. Ty! Kawą.

- Tobiasz. Weź się w garść. - Westchnęła. - Albo chociaż wstań. Roman, pomożesz mi?

Roman zdecydowanie nie wyglądał na chętnego do pomocy, ale miał widoczną słabość do Celestyny. Wobec tego już drugi raz w przeciągu tygodnia został perfidnie wrobiony w opiekuna nieszczęsnych.

Wzniósł oczy do nieba.

- I co jeszcze?

- Jeśli ci mało, to poczekaj, może Krystyna wróci - odparł złośliwie Sebastian.

- Krystyna wróciła?! - Krzysio podniósł głowę ze stołu z nadzieją, która szybko zgasła. - Nie ma jej. On-na nie wróci. Będę pokutował za to do końca życia, umrę op-puszczony i sam-motny, i znajdą moje ciało dop-piero po dwóch tygodniach, na wpół zjedzone prze-ez owczarki niemieckie...

- Stary, coś ty brał? - Hubert chwycił jego szklankę i zaglądnął do środka. - Ja też chcę.

- Hubert. - Głos Małgorzaty miał temperaturę zera bezwzględnego. - Myślę, że powinieneś już wyjść.

Obserwowałam to jedno, to drugie, nie bardzo rozumiejąc, co jest grane. No dobrze, Małgorzata nigdy nie zdobyłaby Nobla w kategorii "pokój na świecie", ale publiczne wyrzucenie swojego chłopaka z imprezy? Oj, coś jest bardzo nie tak.

Pomimo ogromnego zdezorientowania, Hubert uśmiechnął się niepewnie.

- Kochanie, spokojnie. Chcieliśmy się trochę wyluzować, bo ostatnio mieliście tu dużo stresów.

- Tobie nic do tego. - W jej oczach błysnęło coś mrocznego. - A może jednak?

- Co masz na myśli? - Zmarszczył brwi, próbując skupić wzrok.

- To, że idę na górę rozpakować książki. Jak wrócę, ciebie ma nie być. Czy to jasne?

Widać było, że Hubert chce się kłócić, więc Małgorzata zgromiła go wzrokiem.

- Czy. To. Jasne? - Uniosła brew w oczekiwaniu, a kiedy przełknął ślinę, odwróciła się na pięcie. - Wracam za dziesięć minut.

Minęła Celestynę i Romana, którzy sadzali już dobrze nietrzeźwego Tobiasza na fotelu. Kiedy doszła do schodów, Hubert jakby bezwładnie zatoczył się w tamtą stronę. Jakoś udało mu się przebyć drogę z kuchni do przedpokoju bez powodowania kolizji z nikim lub niczym, za co, przyznam, należał mu się szacunek.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz