Rozdział 18. Kupidynowa akcja ratunkowa

4.6K 706 218
                                    

Dobrze, trzeba się skupić. Wracałam własnie do mieszkania z Ireną, która niosła produkty na śniadanko i analizowałam moją listę sprawunków na sobotę.

Przede wszystkim, muszę jechać do Krystyny i przekonać ją, że jest jedynym kwiatuszkiem Krzysia, dzięki czemu już dziś poznam tajemnice firmy Emersons Group. Miałam spore powody sądzić, że moją (no dobrze, Matyldy) teczkę zabrał Krzysztof, który przestraszył się zdemaskowania. Jednak na razie będę udawać, że wszystko jest w porządku, żeby grzecznie współpracował.

Poza tym muszę dorwać Adriana oraz sprawdzić alibi Romana i Seby. Roman pewnie jest teraz w pracy, ale Sebastiana przycisnę. Czy jeden z nich wrócił wcześniej, przyniósł ciasto Matyldzie, poczekał aż umrze i posprzątał dowody zbrodni?

Jestem taka zmęczona, a nie było nawet poniedziałku.

Zaraz. Do jasnej ciasnej, byłam taką idiotką! (Pacnik mentalny).

- Ireno? - zagaiłam dwie ulice od domu. - Mam małe pytanie. Pamiętasz może to ciasto marchewkowe z soboty?

- Jasne, czemu? - spytała.

- Czy Matylda zjadła je przy tobie?

- Wcześniej rano, tak. - Irena zastanowiła się głęboko. - Z tego, co pamiętam, to nawet chyba jako pierwsza. Wieczorem tuż przed moim wyjściem dałam wszystkim po drugim kawałku, ale była tak zdenerwowana tym całym Hubertem, że nawet swojego nie tknęła... Chociaż nie pamiętam, żeby policja coś o tym wspominała, więc raczej je zjadła. Pewnie to był jej ostatni posiłek - zakończyła smutno. - Dlaczego pytasz?

- Tak sobie pomyślałam, że znowu mam na nie ochotę - powiedziałam aż zbyt wesoło.

- Nie dziwię ci się. - Wypięła dumnie pierś. - To ciasto jest zabójczo smaczne.

O, Irenka, nawet nie wiesz, jak bardzo.

Dopiero dostrzegłam, jak ważną rzeczą mogą być wszystkie te alibi. Przecież, gdyby zabójca zatruł całą blachę już wcześniej, Matylda mogła mu paść w każdej chwili (nawet na naszych oczach) i sytuacja od razu by się zrobiła podejrzana.

Nie, on czekał na właściwy moment, przyszedł do niej do pokoju i tylko tą ostatnią porcję zapaskudził aspiryną. Potem posprzątał resztki ciasta i talerzyk. Jedynie okruszki na twarzy wskazywały, że umarła podczas jedzenia albo krótko potem. Tak przynajmniej tłumaczył mi to Brodecki, a nie miałam powodu, żeby mu nie ufać w sprawach policyjnych.

Ale to fantastycznie, bo w zasadzie muszę jedynie dowiedzieć się, co każde z moich lokatorów robiło pomiędzy dziewiątą i północą, zamiast desperacko szukać motywów, które piętrzą się i piętrzą.

Tylko po co w takim razie ja się ładowałam do tego kontenera za śmieciami Seby? No trudno, pozostaje wyprzeć to wydarzenie z pamięci.

Ale ogólnie jest bardzo dobrze. Irena z głowy, Cela i Gosia tak samo. Ja z oczywistych (choć nie dla Brodeckiego) względów też wypadam z listy. Zostawali sami faceci. Ach, no właśnie.

Wyjęłam telefon i napisałam SMS do mojego prywatnego komisarza:

"Sprawdź byłego chłopaka Gosi."

Odpisał mi prawie natychmiast.

"Do niego właśnie jechałem. Zeznaje, że był całą sobotnią noc w barze i może to potwierdzić dziesięć osób. Wierzę mu."

A miałam takie nadzieje z nim związane. Z Hubertem, nie z Brodeckim - Brodecki jest beznadziejny.

Cóż, nie szkodzi, nadal miałam jeszcze pięciu podejrzanych. Nie wiem, czy to sport naprawdę daje taki zastrzyk endorfin, ale byłam pełna wiary i nadziei.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz