Rozdział 38. Mówcie mi Meredith Grey

3.7K 589 383
                                    


Prawie zabrałam Matyldzie show w dniu jej własnego pogrzebu, bo byłam bliska zejścia z tego świata przez nadmiar wrażeń.

Podskoczyłam w popłochu na pełen zaskoczenia okrzyk Małgorzaty, która zaszła mnie od tyłu i objęła ciasno ramieniem. W drugiej ręce trzymała szklankę wypełnioną whisky.

– O, proszę! Wolałabym, żeby celem tego najścia było aresztowanie tego pięćdziesięcioletniego straszydła w szpilkach za wysoką społeczną szkodliwość czynu, ale zapewne to wizyta nieoficjalna? – Uniosła brew.

Społeczną... Co?

Najwyraźniej Gosia i Roman knuli już z satysfakcją jakiś perfidny spisek przeciw Teresie, żeby przynajmniej w duchu ulżyć swojemu cierpieniu.

– Dzisiaj nie będę używać moich kajdanek, chyba że Ela znajdzie dla nich jakieś ciekawe zastosowanie. – Brodecki puścił Gosi oczko. – Jestem tu jedynie w charakterze wsparcia dla mojej kobiety.

Tobiasz zaczął się śmiać, ale nie dane było mu przybić nowemu znajomemu piąteczki, bo dostał z łokcia w brzuch od Celestyny. Rozmasował żołądek z uśmiechem, jako że kick-boxing w jej wykonaniu mógł go co najwyżej załaskotać na śmierć.

Małgorzata zignorowała ich oboje, uważnie obserwując najnowszego intruza.

– Skoro dzisiaj nie jesteś policjantem, to mogę bezkarnie kazać ci spieprzać? – zapytała, szczerze zaciekawiona.

– Chciałam powiedzieć to delikatniej, ale także doradzam opuszczenie tego domu – poparła ją Celestyna, zakładając ręce na ramiona.

– Niestety, nie ma takiej opcji. – Komisarz przybrał minę pełną żalu. – Nie zostawię mojej Eli.

Wyraźnie czułam, że powstał kłopot z ustaleniem relacji towarzyskiej. Moi współlokatorzy nie zdołają długo używać w rozmowie formy bezosobowej, a mówienie Brodeckiemu na „pan" straciło dla nich sens, odkąd postrzegali go jako mojego potencjalnego męża.

Uniosłam ręce w proteście. Koniec, trzeba położyć kres temu szaleństwu.

– Doceniam twoją troskę, ale sama sobie poradzę. - Niemal zgrzytnęłam zębami, choć głos miałam słodki. – Ty mój... misiu-pysiu. Także możesz już iść.

– Nonsens. – Machnął ręką, jakby ciął powietrze, a potem uśmiechnął się szeroko. - Psychologowie potrzebują wsparcia psychicznego równie mocno, jak szewcy butów.

Pokręciłam głową z tak żwawo, że energii wiatrowej starczyłoby do zasilenia małego radia. Komisarz zmrużył oczy, ale trwało to zbyt krótko, by ktokolwiek oprócz mnie ogarnął nieme ostrzeżenie.

– Kochanie, nie musisz już grać niedostępnej. Czas zbudować stabilny związek na zaufaniu i szczerości.

To jakiś koszmar. Małgorzata ścisnęła moje ramię, namawiając mnie niewerbalnie do wygłoszenia impertynenckiego komentarza, który poszedłby Brodeckiemu w pięty, a potem może dzięki temu poszedłby sobie i sam Brodecki.

– Jeśli tylko chcesz, możemy zorganizować zaraz Lecha – podkreśliła znacząco.

Szkopuł w tym, że nie chciałam wywoływać większego zamieszania, niż do tej pory. Nieopanowana kłótnia z Brodeckim to gwóźdź do trumny dla śledztwa.

Nigdy nie nadawałam się na pozostawanie tak długo w centrum zainteresowania, a od ponad tygodnia zabierałam innym cały czas antenowy. Najwyższa pora wrócić do cienia i stamtąd planować skrytobójcze intrygi.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz