Rozdział 33. Dwie ważne wskazówki

4.1K 615 436
                                    


- Cóż to za chłopiec i kiedy go poznam?

- Nigdy. - Mój tata i Brodecki w jednym pokoju. Oni się nawet w jednym mieście nie powinni znaleźć. - Czy coś się stało, że dzwonisz? Chcesz mi może złożyć zaległe życzenia z okazji Dnia Dziecka?

- Bardziej niż tobie, powinienem je złożyć twojej matce. Gdyby wziąć pod uwagę wiek psychiczny, a nie metrykę, to mogłaby spokojnie do końca życia świętować pierwszy czerwca.

No i się zaczyna. Skoro nie pohamował się przed wylewaniem żali, musiało go coś niecodziennie zbulwersować. Tata był z natury spokojny i twardy jak skała, nic go nie ruszało na więcej niż pół grymasu.

- Poproszę konkrety.

- Moja krew - podsumował dumnie. - Podaj mi swój numer konta, bo w tym miesiącu wyślę alimenty bezpośrednio tobie. Żeby była jasność, jedne już przekazałem twojej matce, ale przegrała je w karty na jakimś wieczorku pokerowym, na który zaciągnęła ją Leokadia.

Jęknęłam dramatycznie. Moi współlokatorzy z uszami Plastusia byli niedaleko, więc wygrzebałam się spod brązowego kocyka Celestyny i przekicałam przez kuchnię do pralni. Ręką dałam im jeszcze znak, że nic się nie dzieje, bo Roman nadal wyrażał twarzą poczucie winy i pewnie sądził, że przez niego obrywam właśnie po głowie wykładem o upadku obyczajów młodych panien.

- Mama została bez pieniędzy? - Zamknęłam porządnie drzwi i oparłam się tyłem o pralkę. - Jest gdzieś w Polsce na kursie odnowy biologicznej. Może nie stać jej w takim razie na powrót do Cieplic.

- A gdzie tam. - Tata brzmiał na zirytowanego, a nie zaniepokojonego. - Parę dni później odegrała się na podobnym wieczorku i w ostatecznym rozrachunku wyszła jakieś trzysta procent do przodu. Jednak liczy się to, że nie mogę na niej polegać w finansach. Dlatego podaj mi numer konta.

Uf, uf. Masowałam sobie nasadę nosa i i dodatkowo wentylowałam się głęboko. Dobrze, take easy, Ela.

Mama ma w kartach więcej szczęścia niż rozumu. Pewnie ciotka Leokadia pokazywała dekolt w odpowiednich momentach i mama wygrała metodą rozproszenia przeciwników.

- Wyślę ci później dane SMS-em. Na razie próbuję się uczyć.

- Czyżby sesja?

- Coś w tym stylu. - Oprócz zaliczeń na głowie miałam także problemy połowy wszechświata, ale wobec rodziców stosowałam zasadę, że niewiedza jest błogosławieństwem. - Potrzebuję teraz spokoju ducha i warunków do nauki. Wytrzymasz te kilka tygodni bez spięć z mamą?

Byli rok po rozwodzie i nie przepracowali jeszcze do końca swoich emocji. Poza tym musieli się od czasu do czasu kontaktować, ze względu na mnie. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś całkiem szczerze obiecywali przed księdzem, że będą ze sobą na dobre i na złe. Chyba nie przewidzieli, że wydzie im dysproporcja rzędu jeden do miliona.

Cieszyłam się, że się rozstali, bo to małżeństwo było katastrofą. Teraz jedyna sytuacja, w której przebywają blisko siebie jest wtedy, gdy muszę wypełnić rubryczkę "imiona rodziców" w jakimś dokumencie.

- Postaram się powstrzymać przed krzyczeniem na nią. - Tata westchnął z ubolewaniem. - Szczególnie, że w lipcu będziemy się dogadywać w sprawie wesela twojej kuzynki. Podeślę ci od razu pieniądze na sukienkę. Myślałaś już o prezencie ślubnym?

- Tak. - O, cholera. To już za miesiąc...

- I co?

- Cóż, dopiero zaczęłam.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz