Rozdział 34. Matki, ciotki i wujkowie

3.7K 576 295
                                    

Po raz milionowy wracałam do prostego wniosku, że trzeba znaleźć teczkę. Zrobił się z niej prawdziwy pierścień Saurona. Brakowało tylko, żeby Roman, Krzysztof i Brodecki biegali po okolicy sycząc: „My precious".

W tym wypadku pojawiały się dwa ważne pytania. Czy teczka zniknęła, bo ktoś zobaczył okazję na szantaż, co sugerował Roman? Czy raczej dlatego, że w środku były niebezpieczne informacje, których należało się pozbyć?

A może jednoznacznie wskazywała na zabójcę, a ja miałam odpowiedź tuż przed oczami? Wpadka mojego życia. I niby to Matyldę oskarżano o brak umiejętności czytania napisów ze zrozumieniem.

Niestety, nie miałam cienia szansy na dorwanie tych drogocennych dokumentów, ponieważ utknęłam w naszym salonie bardziej niż jako dziecko w zepsutej windzie.

Co więcej, utknęłam także na kanapie, bo Sebastian rozłożyłby się na wznak, gdybym choć na chwilę opuściła moją resztkę miejsca.

Po parunastu sekundach ciszy odezwała się komórka Romana.

- Halo, słucham? – Rozejrzał się po naszych twarzach z telefonem przy uchu. – Czekamy w salonie. Ja, Gośka, Elka, Irena, Sebastian i Cela. Hm? Oni poszli po swoją ziołową ukochaną.

Rozłączył się i wsunął telefon do kieszeni. Na nasze wyczekujące spojrzenia wzruszył ramionami.

- Mówi, że jest już pod domem.

Jak na komendę zamek szczęknął i drzwi wyjściowe otworzyły się. Nie widziałam, kto wszedł, ale słyszałam, że w przedpokoju kotłowały się co najmniej dwie osoby. Do zatłoczonego już salonu w niedługim czasie wparowali rozanieleni Krzysztof z Krystyną. Trzymali się za ręce i uśmiechali od ucha do ucha.

Krystyna miała na sobie powyciąganą tunikę, zapewne kupioną w dziale dla ciężarnych. Jako że był to dopiero pączątek stanu błogosławionego, zwisała na niej jak nienapompowany balon. Objętości nie brakowało jej kręconym, rudym włosom, które odzyskały również swój blask. Wyglądała dużo lepiej niż podczas naszego ostatniego spotkania, być może dlatego, że wreszcie zdecydowała się zrobić makijaż.

- Cześć wszystkim! – wykrzyknęła. – Chcielibyśmy coś ogłosić.

Krzysztof wpatrywał się w nią, jakby go trafił piorun sycylijski. Zaraz pewnie obwieszczą swoje zaręczyny, bo co innego mogło by ją wprowadzić w taką ekstazę? To było słodsze niż moja czekolada.

A właśnie.

Chwyciłam resztę tabliczki i zachomikowałam w dłoniach. Skoro mam zawalić psychopatologię jednostki, potrzebuję dużo serotoniny na poprawę humoru.

- Poczekajmy jeszcze na Adriana i Lecha – zaproponował Krzysztof.

Oderwał wzrok od Krystyny i popatrzył na nas roziskrzonymi oczami. Niestety, jego uwaga pechowo skupiła się na mnie.

- Ela, jesz czekoladę? – Wyciągnął szyję, całkiem zbity z tropu. – Ostatnio zarzekałaś się, że przechodzisz na dietę. A co z twoją wagą?

- Odstawiłam ją do kąta. Będzie tam stać tak długo aż przeprosi.

Irena parsknęła z dezaprobatą na mój posiłek, więc posłałam jej skruszone spojrzenie.

- Tak wyszło. – Rozłożyłam bezradnie ramiona. - Poszłam do sklepu po jarmuż i kiełki, ale nie było, więc wzięłam czekoladę i ciastka.

- Mogłaś chociaż kupić Oreo – mruknęła. – Przynajmniej jest wegańskie.

Krystyna ruszyła w moim kierunku, ale nie puściła Krzysia, więc przydreptał posłusznie za nią. Ułamała sobie kawałek mojej kakaowej przyjemności.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz