Rozdział 35. Odrobina prywatności pilnie poszukiwana

3.6K 558 293
                                    

Irena jako pierwsza ocknęła się z zadumy. Przechyliła się przez stół i złapała za obecnie bezpański kieliszek. O, cholera! Jako że moja przyjaciółka ma gabaryty przeciętnego ratlerka, porządny łyk mógłby ją powalić na łopatki.

Z konieczności przejęłam szybko alkohol i wypiłam jednym haustem.

– Dobrze, ustalmy kompromis. – Otarłam usta rękawem bluzy i zwróciłam się do Krystyny i Krzysztofa. – Może wprowadźcie się na razie tylko na czas urządzania nowego mieszkania, żebyście nie musieli dojeżdżać do Wrocławia pociągami? Wyjdzie wam dużo taniej niż wynajem kawalerki, a nadzorowanie stąd remontu będzie łatwiejsze niż z innego miasta. Szybciej go skończycie i żadne paproki wam nie spierdzielą łazienki.

Czekałam, aż Krystyna uniesie się honorem. Po proteście Małgorzaty (jej rodzice na pewno demonstrowali pod stocznią w Gdańsku) naprawdę ciężko będzie oczyścić atmosferę. Krzysztof pierwszy się odezwał, kątem oka zerkając z niepokojem na narzeczoną.

–Może jednak Środa Śląska to lepszy pomysł...

–Absolutnie nie! – odparłam z przekonaniem.

– Dlaczego?

– Bo tamten pomysł jest mój, a ten nie.

Był dużym chłopcem, ale skoro nie potrafił się postawić, musiałam to zrobić za niego. Najwyżej polegnę. Świata nie zbawię, ale nikt mi nie zabroni spróbować.

Pozostali wydawali się tym rozwiązaniem w miarę usatysfakcjonowani. Także Gośka wreszcie westchnęła teatralnie i skinęła głową.

– Niech będzie, jeśli wszyscy mają na tym skorzystać. O ile oczywiście Adrian i Lechu się zgodzą. – Skrzywiła się. – Nie mam serca was zostawić na pastwę PKP zimą.

Krystyna kręciła trochę nosem, ale chyba spodobało jej się uczucie górowania nad Gosią, bo wyraźnie poweselała. Cudownie.

– Dajmy sobie wszyscy czas na ochłonięcie – zaproponowałam rozsądnie. – Omówimy to, kiedy każdy się zastanowi, czego chce i potrzebuje.

Najważniejsze, że kryzys póki co został zażegnany. Doprawdy, w tym domu wypalę się zawodowo, zanim w ogóle zacznę pracować.

– Ja idę do pokoju się uczyć. – Podałam Sebastianowi słuchawki, które cudem przetrwały w jednym kawałku kotłowaninę na sofie. – Dziękować.

– Pomogę ci zanieść toboły. – Roman zaszedł mnie od tyłu i sprawnym ruchem przejął ode mnie rzeczy.

W opinii moich książek i laptopa musiałam być niesamowicie niezdecydowaną osobą, jako że podnosiłam je i odkładałam po raz trzeci w przeciągu kwadransa. Na szczęście, tym razem nikt nie przeszkodził nam kolejnymi entuzjastycznymi wieściami.

Wydostaliśmy się wreszcie z salonu, a Małgorzata, samozwańcza obrończyni niepodległości studenckiej, powlokła się na górę za nami. Zapaliłam światło w sypialni, bo w międzyczasie zapadła już głucha noc.

Pochyliłam się nad budzikiem na nocnej szafce i jednocześnie wskazałam Romanowi, żeby moje pomoce naukowe rzucił na łóżko. Zrobił to i wsadził wolne ręce do kieszeni.

- O której jutro wstajesz?

- O szóstej.

- O Boże, i co będziesz robić?

- Pewnie leżeć do siódmej trzydzieści – westchnęłam i odłożyłam zegarek na swoje miejsce. – Kolokwium mam o dziesiątej, ale muszę się jeszcze przygotować na pogrzeb Matyldy.

Gośka położyła się na swoim łóżku, podniosła wysoko nogi i oparła stopy o ścianę. Włosy zwisały jej zza krawędź aż do ziemi. Bardzo dobrze, niech chociaż trochę pozamiata, skoro przed chwilą narobiła porządnego bałaganu.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz