Rozdział 17. Przeżyć

4.4K 696 193
                                    

- Elka, no dalej! Ruchy, ruchy! Anemik ze złamaną nogą byłby szybszy! - dopingowała mnie Irena, obracając się w czasie biegu, kiedy ja dyszałam jak pies po miesiącu na pustyni.

To jest absolutnie najgorsza chwila w moim życiu.

Irena zatrzymała się i uniosła ręce.

- Dobra, starczy, a teraz skłon i przysiad, skłon i przysiad!

OK. Myliłam się. Ta jest najgorsza.

Moja współlokatorka w różowym dresiku rozciągała to jedną nogę, to drugą. Ja owszem też się rozciągałam - i to wręcz całym ciałem - jak długa na ziemi.

I pomyśleć, że sama skazałam się na takie tortury. Tajemnica zaginionej teczki nie dała mi w nocy wypocząć (na co swoją drogą przecież zasłużyłam, wypełniając wzorowo obywatelskie obowiązki). Byłam na nogach już lekko po szóstej. W sobotę! Kiedy to cały świat studencki jeszcze spał, a jego duża część dopiero się kładła.

Oznaczało to, że się starzeję. Albo zamieniam w Celestynę, która pomachała mi radośnie znad farmaceutycznej książki, leżąc na swoim łóżku. W drugiej ręce trzymała kubeczek z kawą.

- Dzień dobry. - Ziewnęłam. - Powinnaś mieć na nazwisko Skowronek, nie Kanarek.

Wyglądała na nieprzyzwoicie zregenerowaną. Co oni wdychają na tych laboratoriach, że Cela potrzebuje tyle snu, co przeciętna żyrafa?

- Znasz to uczucie, kiedy budzisz się o piątej rano totalnie wyspana, ale myślisz sobie, że nieee, masz jeszcze przecież pół godziny do budzika - spytała filozoficznie. - A potem otwierasz oczy trzydzieści minut później i czujesz się jak wrak człowieka, i chcesz umrzeć?

- O, tak! - Wyskoczyłam z łóżka i rozglądnęłam w poszukiwaniu kapci.

- Ja chciałam uniknąć tego uczucia i zastąpić je czymś przyjemniejszym. Dopóki istnieje na tym świecie kawa, co złego może się wydarzyć?

- Trzęsienia ziemi, pożary, huragany... - Zastanowiłam się. - Kolokwium z terapii uzależnień. Nie, żebym ci coś sugerowała.

- Jak to mawiał mój przyjaciel, Oskar Wilde. - Uniosła kubeczek. - Najlepszy sposób, żeby pozbyć się pokusy to jej ulec.

- Morfinistom też polecasz takie załatwienie sprawy? - Uniosłam brwi.

- Jak zafundują sobie złoty strzał, to w zasadzie problem zniknie permanentnie. - Cela puściła mi oczko i wróciła do czytania.

Ja za to podreptałam do łazienki, żeby się ogarnąć, bo lustro dało mi cynk, że wyglądam jak statystka z planu "Zombie: Przebudzenie".

Po tym jak się wykąpałam, chciałam wymknąć się z domu po śniadanie, ale na korytarzu przyuważyłam Irenę. Nadal mieszkała naprzeciwko nas w pokoju Romana, chociaż nie protestowałaby chyba, gdyby chciał zagrzebać się tam razem z nią.

Ha! Jeśli Cela potrafiła pożytecznie zacząć dzień, to ja też mogę.

Skoro straciłam teczkę, a na Krystynę było za wcześnie, postanowiłam przynajmniej rozwiązać kwestię alibi moich przyjaciół.

- Irena! - Ucieszyłam się. - Właśnie ciebie szukałam.

Wyjęła słuchawki od iPoda z uszu. Różowy dresik, włosy w kok, muzyka - czyli szła na jogging. To była moja szansa. Tylko ja i ona.

- Dostałam dzisiaj znak. - Wskazałam rękami w jej stronę. - Byłam w wannie i dotarło do mnie, że chcę z tobą pobiegać i porządnie się spocić.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz