Rozdział 6. Super-szpieg

5.1K 837 259
                                    

Podobno los zsyła nam zwykle tylko takie problemy, z którymi możemy sobie poradzić. Są więc dwie możliwości: albo sobie poradzisz, albo to nie twój problem.

Śmierć Matyldy stała się oficjalnie moim problemem, kiedy Brodecki zasugerował, że maczałam w niej palce (w śmierci, nie w Matyldzie). Jednak gdy już stanęłam przed pokojem szanownej koleżanki-nieboszczki, zastanawiałam się, czy w ogóle pakować się w tą aferę. Może Roman miał rację i należało siedzieć cicho oraz czekać grzecznie aż oficjalnie ogłoszą wypadek?

Mogłabym wtedy odetchnąć z ulgą, zapomnieć o wszystkim i wyjechać na wakacje na Karaiby, żeby popijać drinka z palemką. Oczywiście biorąc pod uwagę stan moich finansów, byłoby to możliwe tylko w przypadku, gdybym ogłosiła "Karaibami" kawałek trawnika w moim ogródku, a palemki kupiła w Lidlu w czasie letniej wyprzedaży.

Tak bardzo spodobała mi się perspektywa błogiego leżakowania, że doprawdy nie miałam pojęcia, jak to się stało, że nagle przekręcałam klucz w zamku.

Kogo ja oszukuję?

Jedyne, czego naprawdę chciałam, to znaleźć odpowiedź na pytanie, czy Matylda rzeczywiście była taka głupia i nie przeczytała napisu na opakowaniu tabletek.

Drzwi ustąpiły z łatwością. Rozglądnęłam się po korytarzu i szybko wkicałam do środka. W zasadzie mogłam się tu włamać też nocą, gdy wszyscy spali, ale byłoby to zbyt ryzykowne. Problem polegał na tym, że miałyśmy swoją własną łazienkę, więc wymówka typu "Wyszłam do toalety i dostałam zatwardzenia" nie zdałaby egzaminu, gdyby dziewczyny się obudziły i zobaczyły, że mnie długo nie ma.

No trudno, stało się, pierwsze koty za płoty. Tylko co teraz, pani super-duper szpieg? Powoli się ściemniało, więc zapaliłam małą nocną lampkę i omiotłam wzrokiem pokój. Policjanci zabrali pościel z łóżka Matyldy, laptopa i torebkę. Jej połowa sypialni była w sumie pusta.

Brodecki chciał dowód, ale jaki dokładnie? Jasne, najlepiej byłoby znaleźć komórkę Matyldy, co ostatecznie zamknęłoby śledztwo, ale nie liczyłam na takie rewelacje.

Za obszar poszukiwań obrałam stare, drewniane biurko, identyczne jak moje własne. Policjanci pewnie je przetrząsnęli, ale nie szkodzi spojrzeć jeszcze raz.

Każdy milimetr kwadratowy zajmowały sterty papierów. Rachunki, notatki z zajęć, stare zdjęcia, więcej notatek, paragony, jeszcze więcej notatek. Nic interesującego, żadnych telefonów.

No trudno, nie udało się. 

Musiałam przyznać, że to całe włamanie było głupim zagraniem. Tylko narobię sobie więcej kłopotów. Miałam grzecznie się wycofać, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi na dole. Kurde mać! Zaraz to ja sobie owszem narobię, ale w majtki!

Ktoś wrócił do mieszkania...

Z wrażenia aż upuściłam trzymany piórnik i długopisy posypały się po podłodze.

Zastygłam w bezruchu, kiedy skrzypnęły schody i ktoś szybko przeszedł na piętrze do pokoju na końcu korytarza. Sebastian, niech go dunder świśnie. Akurat dzisiaj musiało mu się zatęsknić do ogniska domowego.

Wylądowałam na kolanach i wymacałam wszystkie rozsypane rzeczy. Sięgnęłam jeszcze pod biurko, żeby sprawdzić, czy coś się tam nie pokaturlało. I wtem dotknęłam czegoś, co na pewno nie było długopisem.

Matylda bądź Irena musiały tu schować jakąś rzecz, szczwane lisice. Po lekkich akrobacjach wyjęłam ze skrytki teczkę z napisem "ŚCIŚLE TAJNE! NIE DOTYKAĆ! M. DONIECKA".

Matylda, niekwestionowana mistrzyni subtelności.

Otworzyłam szybko aktówkę i przeczytałam nagłówek na pierwszej stronie pliku kartek:

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz