Rozdział 2. Szok pourazowy

7.2K 975 378
                                    


Chwilę (albo równie dobrze wieczność) później poczułam straszny smród pod nosem i zaczęłam się budzić. Otworzyłam oczy, ale chwilę zajęło, nim odzyskałam choć cząstkową ostrość widzenia. Przede mną stała najprawdopodobniej Celestyna i podsuwała mi pod nos łyżeczkę od herbaty.

- Fuj! - Skrzywiłam się i odepchnęłam jej rękę. - Co to jest? Pachnie, jakby umarło co najmniej dwa razy.

- Siarczek srebra, wytworzony po kontakcie ze starym jajkiem - wyjaśniła grzecznie i położyła łyżeczkę na stół. - Zawsze działa na ocucenie.

Półprzytomna, próbowałam rozejrzeć się dookoła, ale opornie mi to szło, bo wszystko było jeszcze zamazane. W końcu wzrok wrócił mi na dobre, a mózg się uruchomił. Podczas mojej nieświadomości zniesiono mnie na parter i rzucono na fotel w salonie. Dookoła, w różnych miejscach, znajdowali się prawie wszyscy moi współlokatorzy z bardziej lub mniej ponurymi minami. No tak, poza Matyldą.

Przypomniałam sobie wszystko.

Roman w garniturze stał z założonymi rękami przy oknie i w skupieniu szukał czegoś w ciemnościach. Małgorzata siadła obok przy stoliku. Podpierała bok głowy ręką i poruszała rytmicznie stopą, uśmiechając się do mnie.

- Witamy, śpiąca królewno!

- Matko... - Złapałam się za głowę, było mi słabo. - Ale grzmotnęłam... Co się stało? Ile straciłam?

- Niewiele - odezwał się Adrian, nasz prawie informatyk, siedzący na sofie. - Matylda leży i nadal nie żyje. Nic nie ruszaliśmy, bo Lech nawrzeszczał na nas, że na filmach policja zawsze się czepia, kiedy ktoś coś przestawi na miejscu zbrodni.

- Stary, widziałem wszystkie odcinki W11. - Lech siedział obok Adriana, a teraz wziął się pod boki. W sumie nigdy nie widziałam, żeby opuścił do końca łokcie. Może parę dawek "teścia"temu dałby jeszcze radę, ale teraz miał taki biceps, że ręce tworzyły mu prawie że kąt prosty. - Jak ruszycie cokolwiek, to będą nas maglować trzy dni, żeby się dowiedzieć, jak to wcześniej wyglądało, a potem jeszcze dla zasady oskarżą o niszczenie dowodów i współudział w zbrodni.

- Lechu, panikujesz. - Zbył go Sebastian, ostatecznie wykurzony ze swojej nory. Miał na rękach pełno rzemyków, długie do ramion brązowe włosy pozostawały w standardowym nieładzie, a ubranie wyciągnął psu z gardła najdalej godzinę temu. Do tego był nieogolony, czyli generalnie wyglądał jak zwykle. - Tu nie było żadnej zbrodni, więc nie ma się czego bać.

- Łatwo ci mówić! - Adrian nerwowo przeczesał włosy. - Nie ty masz w domu towar, którego zdecydowanie nie chcesz pokazywać policji. Myślicie, że zrobią przeszukanie?

- Nie mam pojęcia.- Wzruszyłam ramionami. - Jeśli tak, to na pewno zaczną od pokoju dziewczyn.

Chwilę wcześniej Celestyna poszła do kuchni i teraz wróciła ze szklanką wody, którą przyjęłam z wdzięcznością. Po sporym łyku moje gardło funkcjonowało o niebo lepiej.

- A gdzie oni w zasadzie są?

- Na pewno nie tu. - Roman szarpał krawat i ze złością świdrował mrok za oknem. - Nawet nie w okolicy. Ciężko ich było w ogóle przekonać, że to nie żart. Musiałem się w końcu powołać na ojca, żeby się przejęli.

Ojciec Romana był bardzo wpływowym biznesmenem, dyrektorem firmy Emerson Development Group, zajmującej się handlem międzynarodowym. Miał kontakty dosłownie na całym świecie. Pan Emerson był też Amerykaninem, który stracił ponad dwadzieścia lat temu głowę dla Polki i teraz rozwija swoje królestwo tutaj, zamiast w Nowym Jorku. Zwykle jego nazwisko otwiera wszystkie drzwi, chociaż Roman zawsze się wścieka, kiedy ktoś patrzy na niego przez pryzmat bogatej rodziny. Natomiast nie jest świadomy ile razy już z dziewczynami, jako narzeczone Pana Emersona Juniora, załatwiłyśmy sobie stolik w restauracji. 

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz