Wpatrywali się we mnie, jakbym im co najmniej oznajmiła, że rzucam studia i zostaję ninja. Uparcie trwałam w milczeniu i czekałam, aż to przetrawią. Nie było sensu zmieniać wersji wydarzeń, bo tylko pogorszyłabym sytuację.
Nie, żeby już nie była beznadziejna, ale nadal wieczór mógł się skończyć zupełnie fatalnie, czyli demaskacją.
Pierwszy ogarnął się Lechu, być może dlatego, że jako jedyny był trzeźwy.
- Wiedziałem, że to ściema z tym kupowaniem kwiatka! - Klasnął triumfalnie w dłonie. - Ostatnie dwa padły pod twoją opieką tak szybko, że Małgorzata nie zdążyła zmienić faceta.
Gosia łypnęła na niego złowrogo, ja natomiast żachnęłam się i założyłam ręce na ramionach.
- Już nie przesadzaj.
- Ela, to były kaktusy.
Przewróciłam lekceważąco oczami.
- Ela, sztuczne kaktusy.
Wyrzuciłam sfrustrowana ręce do góry.
- Każdy zasługuje na drugą szansę - upierałam się, ale po chwili przyznałam pojednawczo: - Może poza saperem.
- Boże ratuj... Tym razem taki suchar, że prawie się najadłam - westchnęła Gosia.
Zmieszana Celestyna położyła dłonie płasko na stole i pochyliła się do mnie z wypiekami na twarzy.
- Stop, stop, stop - przerwała nam stanowczo. - Wróćmy do meritum. Ty i komisarz Brodecki? Jak to możliwe? Przecież on jest starszy od naszej kuchenki, a ona pamięta jeszcze epokę gierkowską.
Dobrze. Należy po prostu grać zakochaną trzpiotkę. Nie wolno mi nabijać się z Brodeckiego, a wręcz powinnam reagować oburzeniem wobec ataków na mojego króliczka. Da się zrobić.
- Starszy to mądrzejszy. Sama masz imię jak z czasów Poniatowskiego, a się czepiasz. - Interesujące doświadczenie. Zwykle jedynie przypatrywałam się tego rodzaju kłótniom, a tu proszę, byłam w samym epicentrum. - Zresztą, wiek nie ma znaczenia wobec takiego uczucia.
Tym razem Adrian, który zwykle pozostawał niewrażliwy na nasze babskie ploteczki, poczuł się zobowiązany dorzucić trzy grosze. Odchylił się na krześle i delikatnie (co w innej sytuacji bym doceniła) zauważył:
- Wiadomo, że życzę ci szczęścia, ale... - zawahał się. - Z tego, co ustaliłem, to on ma żonę.
Good damn it, mistyczna żona Brodeckiego. Miejmy nadzieję, że moi współlokatorzy okażą się na tyle lojalni, że nie wyślą jej do domu anonimu z tą sensacją.
Wiem, że w świetle ostatnich świństw, jakie im zrobiłam, obiektywnie nie zasługiwałam na dochowanie moich sekretów... Ale póki co pozostawali w błogiej nieświadomości, więc istniała na to szansa.
Poza tym naprawdę nie chciałabym się narażać kobiecie, która i tak miała przecież wystarczająco ciężkie życie z takim Brodeckim.
- Żona nie ściana, da się przesunąć. - Wzruszyłam obojętnie ramionami.
- I do tego facet jest dupkiem - podkreśliła Małgorzata, kiwając głową ze znawstwem. - To nawet wyższy level dupkowstwa niż reprezentował sobą Hubert.
Niespodziewanie w mojej obronie stanęła Petronela. Oddaję honor, bo nie sądziłam, że ta prawie przeźroczysta mimoza będzie miała odwagę publicznie wyrazić swoje zdanie.
- Hej, zostawcie ją. Ja ją rozumiem, też potrzebuję czasami miłości i czułości. - Pocieszała mnie z sympatią. Po sekundzie zmrużyła oczy, bo przekalkulowała sprawę. - Ale może być też nowa para butów.
CZYTASZ
Śledztwo na trzy piętra
Mystery / ThrillerNo pięknie! Wrocławska kamienica zamienia się niespodziewanie w scenę zbrodni, z żelazkiem w roli głównej. Spokojny wieczór, o ironio!, nabiera życia właśnie, gdy pojawia się trup. Zupełnym przypadkiem Eleonora znajduje swoją...