Rozdział 27. Liczą się chęci

3.7K 633 378
                                    

- Daj mi chwilę, muszę się ewakuować w miarę daleko od wścibskich uszu.

Ugryzłam się w język, zanim wspomniałam, że owe uszy łakną informacji o naszej relacji z goła innego powodu niż chwalebnie racjonalny strach przed policją.

- Bardzo dobrze, bo mamy ważne sprawy do przegadania - odparł zadowolony.

O, stary, nawet nie wiesz.

Dopiero kiedy pokonałam dwa skrzyżowania, trochę się odprężyłam i przestałam rozglądać dookoła jak paranoik. Brodecki pierwszy nie wytrzymał.

- Dowiedziałaś się czegoś ważnego?

Przekalkulowałam wszystkie za i przeciw powiedzenia mu o Lechu. Ostatecznie uznałam, że korzystniej ze strategicznego punktu widzenia informować go otwarcie, skoro potrzebowałam jego pomocy.

- Matylda podkablowała trenerowi, że Lechu pali trawkę. - Ściszyłam głos, chociaż oddaliłam się już dobre kilkaset metrów od Gajowej. - Nie ogarnęła tylko, że rzucił gandzię parę miesięcy temu, więc testy wyjdą negatywnie i w sumie żadna afera z tego nie wyniknie. Poza tym wiem, co Sebastian robił w sobotę, kiedy zginęła Matylda. W ramach zaliczenia na uczelni został przedszkolanką i teraz daje sobie mazać buzię kredkami, żeby te małe potwory siedziały cicho.

Zrobiłam przerwę, by komisarz miał czas przetrawić nowości. Weszłam właśnie na podwórko pomiędzy dwoma kamienicami, gdzie dostrzegłam samotną ławkę.

- Sprawdzę to - podsumował krótko. - Co to za przedszkole i jaki klub sportowy?

- Przedszkole na Łódzkiej, a Lechu trenuje w klubie uczelnianym na AWF. - Usiadłam na ławce. Na placu było na szczęście całkiem pusto. - Słuchaj, daję głowę, że to żaden z nich.

- Kiedyś był już taki, co chciał za żonę rękę oddać, i co? I teraz chodziłby po świecie bez ręki.

Brodecki fanem polskich filmów? Absolutnie nie mogę go dopuścić do chłopaków z Gajowej, bo nigdy nie skończą się przerzucać cytatami.

- Czas ucieka - ciągnął dalej. - Kontaktowałem się z innymi policjantami. Niestety ostatnio zionę złem i nikt nie jest zbyt skłonny mi pomóc. Jak my tego nie ruszymy, to zamiotą Doniecką pod dywan.

Jeżeli dzwonił do kumpli w niedzielę z takim uporem maniaka jak do mnie, to ja się nie dziwię, że przestali odbierać.

- Mogę im oddać mój dywan. Został trochę orzygany, więc nada się idealnie. - Nie mogłam się powstrzymać, naprawdę. W ciągu ostatniego tygodnia Matylda umościła sobie miejsce na liście ludzi, których darzę sympatią, gdzieś pomiędzy kanclerz Merkel a Fidelem Castro. - Brodecki, mam trochę dość. To wszystko się robi strasznie skomplikowane, a ja mam w domu dosłownie obóz przetrwania.

- Obóz przetrwania jeszcze spoko, gorzej jak karny.

Mężczyźni, zero zrozumienia. Brodecki mnie wkurzał, a nawet nie był naprawdę moim chłopakiem. Czas zostać lesbijką. Chociaż jakbym miała wytrzymać w związku na przykład z taką Gosią... Brr.

- Weź się w garść. Wiem, że dla ciebie manipulowanie znajomymi nie jest najlepszą rozrywką na weekend - dodał po paru sekundach mojego wymownego milczenia. - I rodzi poczucie winy. Ale zanim przejdziesz do fazy maso, masz wytrzymać w fazie sado, jasne?

- Ja to jestem w zaawansowanej fazie sadła od tego zajadania stresów. - Złapałam się z rezygnacją za oponkę na brzuchu. - Nieważne. Dzisiaj jeszcze pogadam z Adrianem. To moje ostatnie ogniwo, ten mail z pogróżkami. Wyczuwam przełom.

Przyjrzałam się moim boczkom jeszcze raz. Już nie ma co udawać, że to seksowne krągłości, a wakacje za rogiem. Czas się za siebie zabrać. Mama mnie nie może zobaczyć w takim stanie, bo przestanie mi wysyłać pieniądze na jedzenie.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz