Rozdział 22. Znikąd łaski

4.1K 682 311
                                    


Aha! Żeby nie było - ja bardzo lubię dzieci ;) 



Nie.

Po prostu nie.

Nie wierzę.

Wpatrywałam się w obraz przede mną i autentycznie zastanawiałam, czy czasem nie zostałam przeniesiona do alternatywnej rzeczywistości, gdzie zamiast śniegu padał z nieba brokat, a prowadzącą Top Model była Calineczka.

Obraz chaosu i halucynacji, jaki się przede mną objawił, przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. A pośrodku tego wszystkiego tkwił Seba, dzielnie znoszący ataki małych potworów z niesamowitą dozą wyrozumiałości.

Byłam w przedszkolu. Mniejszym zaskoczeniem byłoby dla mnie trafienie do dziupli rozbierającej kradzione auta lub nawet do prywatnego sanktuarium psychopatycznego mordercy. Jednak Seba postanowił utrzeć nosa moim oczekiwaniom i zamiast Dexterem, okazał się nianią.

Czy ilość tematów dziecięcych, które pojawiają się ostatnio w moim życiu, to jakiś znak od nieba? Przecież nie jestem aż tak stara. Dwadzieścia dwa lata przestało oznaczać w obecnych czasach staropanieństwo, więc to jeszcze nie czas na kupno kota i robienie na drutach tragicznych swetrów z reniferami.

Otrząsnęłam się z rozmyślań, gdy potraciło mnie rozbrykane dziecko. Stałam w drzwiach jednej z sal przedszkola przy ulicy Łódzkiej. Od biedy mogło to być bardzo przyjemne pomieszczenie. Ozdobione rysunkami ściany były pomalowane różową farbą, po podłodze walały się koniki, lalki, piłki, lokomotywy, klocki, więcej klocków, dużo więcej klocków, natomiast całości dopełniały miniaturowe stoliki.

Natomiast obok, nad, między, na i pod stolikami rozpanoszyły się miliardy dzieci. Mniej więcej, bo nie było opcji, żeby stanęły choć chwilę w spokoju i dały się policzyć.

- Prosę paniii! - zawyła z żałością ubrana na różowo dziewczynka z dwoma kiteczkami, która zmaterializowała się nagle przede mną. - Zgubiłam mojego misia!

Spojrzałam szybko na Sebastiana, ale ten na szczęście był zbyt zajęty jakimś chłopcem w okularach, żeby zainteresować się lamentem nad zaginioną zabawką. Na wszelki wypadek schowałam się bardziej za framugę.

- Niestety nie widziałam tu nic takiego - szepnęłam uprzejmie, pomijając specjalnie fakt, że w pokoju było więcej pluszaków niż dzieci. - Może idź popytaj koleżanki?

Dziewczynka zmarkotniała, jej oczka zrobiły się okrągłe jak spodki, a policzki czerwone. O litości, tylko nie to.

Łzy popłynęły gorzkim strumieniem w obliczu pluszakowej tragedii i pokrzywdzona wydarła się wniebogłosy.

- O nie! Przestań! - Spanikowałam i zaczęłam rozglądać się gorączkowo za misiem.

Nie znalazłam akurat żadnego w pobliżu, ale podniosłam z ziemi lalkę Barbie. Próbowałam dać ją płaczącej osóbce, jednak nie była zainteresowana. Wolała torturować moje uszy.

- Przestań, proszę! Chodź, pobawimy się... - Rzuciłam lalką na drugi koniec pokoju. - Aport!

Dziecko tylko się skrzywiło bardziej.

- Nie? To tak nie działa?

Płakała rozdzierająco dalej, więc ukucnęłam i chwyciłam ją za oba ramionka, zastanawiając się, co może pomóc w takiej sytuacji. Przeze mnie będzie miała traumę, cholibcia. Usilnie próbowałam wykombinować, co sama chciałabym usłyszeć na pocieszenie.

Śledztwo na trzy piętraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz