Trzy tygodnie później, sobota
Do jasnej ciasnej!
Wydałam z siebie długi, pełen sfrustrowania jęk, który po poprowadzeniu w wysokie tonacje krzyku, zakończyłam finezyjnym kwikiem bardzo smutnego prosiaczka.
Od trzech tygodni, czyli od aresztowania Ireny na stypie, wszystko czego się dotknęłam, zamieniało się w kupkę nieszczęścia. Stałam się, kurczaki, takim odwrotnym królem Midasem.
W tej chwili wytrzeszczałam oczy na rozgrywające się wewnątrz pralki pobojowisko. Sama pralka, marki Mille, zawsze zachowywała się nienagannie, więc wina za tragedię na pewno nie leżała po jej stronie.
Przez moment na wszystko padł cień, kiedy światło, które dobiegało przez otwarte drzwi z kuchni, zasłoniła ludzka sylwetka.
- A co tu się stało? – Małgorzata podeszła bliżej i wybuchła śmiechem, gdy kuchenna żarówka znowu oświetliła pokój. – O kurde!
Z otwartego bębna wysypywała się lawina małych, pociętych gąbeczek, koloru żółtego, które wypełniały jeszcze godzinę temu moją podusię na krześle od biurka, bezpieczne i błogo nieświadome niebezpieczeństwa.
- Rozerwał się szew. – Wyciągnęłam winowajczynię zamieszania i zaczęłam zaglądać do środka pralki za ciuchami, które nieopatrznie wsadziłam tam razem z poduszką. – Ale bajzel narobiłam. To naprawdę trzeba mieć talent.
Moje działania ratunkowe przyniosły jedynie taki skutek, że zgraja gąbek poczuła powiew wolności i wysypała się radośnie na podłogę, powodując już nie tylko inwazję poliuretanu, ale i powódź. Małgorzata zaśmiała się, kiedy uniosłam na wysokość wzroku pełną kłaczków skarpetkę.
- Co to za okrzyki? – Zaciekawiona Cela zajrzała do nas zza framugi. – Aż się boję spytać.
Gosia zajęła stanowisko za moim ramieniem, żeby złapać lepszy kąt do zrobienia snapa.
- Ela wsadziła skarpetki do pralki razem z poduszką, która eksplodowała.
- O, rety! I co teraz?
- I teraz mam ocieplane - westchnęłam. – No nic, będę trzepać.
Gosia kontynuowała robienie zdjęć, gdy z Celą ogarniałyśmy otoczenie. Kiedy już sytuacja była w miarę opanowana, śmieci dopchane nogą, a mop wyciśnięty, zabrałam się za wytrząsanie skarpetek za oknem w salonie. Szło opornie, bo nie były nawet porządnie odwirowane.
- Elka, co się z tobą dzieje? – Celestyna usiadła na krześle, przy stoliku pod oknem i przypatrywała mi się uważnie. – Od aresztowania Ireny wszyscy jesteśmy trochę rozstrojeni, ale ty chodzisz jak naćpana.
Jeśli farmaceuta mówi ci, że wyglądasz jak naćpany, to jest naprawdę źle.
- Wszystko w porządku. – Machnęłam na nią niedbale skarpetką. – Potrzebuję po prostu odpoczynku po sesji.
Nie mijało się to specjalnie z prawdą, bo nauka dała mi ostro w kość (szczególnie ogonową). Na szczęście zdałam egzaminy, wliczając kolokwium zaliczeniowe z psychopatologii jednostki. Udało się dzięki dobrej woli profesora i pomocy boskiej. Nie widziałam innego wyjaśnienia trói w indeksie. Moje odpowiedzi bardzo przypominały bredzenie szaleńca, więc jedyne, co wykładowca mógł uznać za plus, to naprawdę wysoki poziom wczucia się przeze mnie w temat.
Byłam roztrzepana głównie z innego powodu. Brakowało mi Ireny, a to uczucie przeplatało się na dokładkę z poczuciem winy i poczuciem klęski. Trochę czasu spędziła w areszcie, ale nie wiedziałam, co się dokładnie działo, bo po rzeczy przysłała wrogo nastawioną ciotkę.
CZYTASZ
Śledztwo na trzy piętra
Mystery / ThrillerNo pięknie! Wrocławska kamienica zamienia się niespodziewanie w scenę zbrodni, z żelazkiem w roli głównej. Spokojny wieczór, o ironio!, nabiera życia właśnie, gdy pojawia się trup. Zupełnym przypadkiem Eleonora znajduje swoją...