Rozdział XV

14.4K 1K 4
                                    

(...) - Nic Ci nie jest?

W końcu skończyłam. Odłożyłam apteczkę na miejsce i umyłam ręce. Will poszedł właśnie do toalety, żeby zmyć z siebie smugi zaschniętej krwi. Zostawił drzwi otwarte i zajął się sobą. Oparłam się o ścianę pomieszczenia wyłożoną turkusowymi kafelkami i postanowiłam w końcu się odezwać.
- Dzięki za ratunek... - zaczęłam niezręcznie,
- Nie był by Ci potrzebny, gdybyś choć trochę myślała. - odwarknął nadal stojąc przodem do lustra,
- Przyznaje pomyliłam się, ale na początku wydawał się miły... - tłumaczyłam się nie składnie, starając nie wyjść na kompletną idiotkę,
- Nie możesz oceniać kogoś tylko na podstawie pierwszego wyrażenia, Winter! - wykrzyknął zdenerwowany, ale wydawało mi się że nie mówi już o dzisiejszym zdarzeniu.
Wytarł twarz ręcznikiem i podszedł do mnie. Musiałam zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy.
- Pójdę już. Dobrej nocy, Foster. - chciałam odejść, gdy złapał mnie za nadgarstek,
- Nigdzie nie pójdziesz. - oznajmił mi,
- Bo co?
- Bo drugi raz Cię ratować dzisiaj nie będę, odprowadzę Cię. -powiedział to tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod Słońcem,
- Chyba sobie żartujesz... Spójrz na siebie! Przecież ty ledwo stoisz i utykasz na jedną nogę. Dziękuje bardzo za taką eskortę, ale...
- Ale co? - zakpił,
- Idę sama, a ty kładziesz się do łóżka.
- Dobra zrobię to, ale mam warunek. - znów zobaczyłam ten niebezpieczny błysk w jego oczach,
- A mianowicie?
- Daj mi na chwilę swoją komórkę.
Po kilku moich protestach w końcu podałam mu urządzenie. Chwilę później dostałam telefon z powrotem.
- Co teraz? - zapytałam podejrzliwie, gdy nagle usłyszałam znajomą melodię,
- Odbierz.
Zdziwiona nacisnęłam zieloną słuchawkę, a chłopak przyłożył swoją komórkę do ucha.
- Teraz możesz iść do domu.
- Ty chyba żartujesz?
- Ani trochę. Masz się nie rozłączać i iść prosto do domu.
- Jeszcze jakieś życzenia?
- Jak będziesz na miejscu to wyślij mi zdjęcie swojego pokoju.
- Całkiem Ci już odbiło?
- Musze wiedzieć, że nie ściemniasz. - posłał mi zawadiacki uśmiech.
Wypuściłam głośno powietrze starając się opanować i w napadzie furii nie skrócić męk tego rannego idioty.
- Nie ma mowy! - powiedziałam głośniej z powodu rosnącej frustracji i rozłączyłam się.
Ubrałam szybko buty i wyszłam na zewnątrz, rzucając na odchodnym słowo pożegnania. Choć było już ciemno mogę przysiąc, że w jednym z okien widziałam Willa. Czułam jego przeszywające spojrzenie podążające za mną. Na szczęście uczucie to ustało, gdy skręciłam za rogiem.

Miasto wydawało mi się bardziej mroczne i tajemnicze niż za dnia. Zwykłe nadmorskie domki jednorodzinne, które w świetle dziennym tworzyły krajobraz miły dla oka. Teraz ukryte były w cieniu nocy strasząc przechodniów. Czyli tylko mnie, bo nikogo innego nie widziałam po drodze. Była chyba pierwsza w nocy, a jedynym źródłem światła były żółte uliczne latarnie i pojedyncze gwiazdy. Przeszłam może 1/3 drogi cały czas oglądając się niespokojnie dookoła. W końcu byłam tu sama, a jako dziecko bałam się ciemności.
Nagły dźwięk wydobywający się z mojej komórki sprawił, że o mało serce nie wyskoczyło mi z piersi. Na ekranie widniał nieznany mi znikąd numer.
- H-alo? Ki-m j-esteś? - zapytałam drżącym głosem,
- Nie bój się, to tylko ja. - rozpoznałam głos Willa - Nic Ci nie jest?

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz