Rodział XXXVII

12.8K 925 22
                                    

(...) Mam racje, Słonko?

- Nawet dobre... - przyznał dziwnie miło,
- Dzięki za komplement. - powiedziałam zaskoczona,
- Wiesz, że beze mnie nie stworzylabyś tego cuda?
I oto powraca znany mi gbur.
- Ale z Ciebie narcyz!
Ten facet chyba nigdy się nie zmieni, ech...
Siedzieliśmy w kuchni jedząc spokojnie samodzielnie zrobiony obiad, gdy nagle usłyszałam odgłos samochodu wieżdzającego na nasz podjazd.
- O cholera... - wymskneło mi się,
- Co się stało, Sami?
- Moi Starsi wrócili, musisz stąd spadać, teraz!
Szybko zebrałam już puste tależe i schowałam je do zmywarki.
- Ale czemu? - chłopak spojrzał na mnie wciąż niczego nie rozumiejąc,
- Nie dadzą mi przez Ciebie żyć przez najbliższe stulecie, wynocha!
- No dobra dobra, już sobie idę. - podniusł ręce w obrończym geście.
Zawiesił swój plecak na ramieniu, założył szybko buty i już miał chwytać za klamkę, gdy złapałam go za rękę.
- Nie głównym wejściem, zobaczą Cię.
Ciągnąc go przez dom zaprowadziłam go do tylnego wyjscia wychodzącego na podwórze od strony lasu, nie widoczne od ulicy. W ten sposób miałam pewność, że nikt nie widział jak wypycham Willa z domu.
- Wiesz, że to nawet zabawne...
- Niby co?
Staliśmy w drzwiach domu. Oparłam się o framugę, a on stanąl na przeciw mnie. W jego pięknych tęczówkach dostrzegłam dobrze znany mi błysk, jak że inaczej. On znowu coś kombinuje!
- Dwoje nastolatków, ukrywa się przed rodzicami dziewczyny...
Chyba mam tak zwane "deja vu"?
- Niech zgadne, jak w filmie romantycznym?
- Dokładnie! Skąd wiedzialaś?- zapytał zaskoczony,
- Kiedyś już to mówiłeś, ale ja nie widzę nic romantycznego w naszej sytuacji.
- A TO, że trzymasz mnie wciąż za ręke? - zaraz co???
Momentalnie spojrzałam na nasze splecione dłonie. Faktycznie, nie puścilam go od momentu, gdy wyprowadziłam go z domu. Starałam się szybko naprawić to przeoczenie, ale on tylko wzmocnił uścisk.
- Puszczaj, Idioto! - krzyknełam na co tylko się zaśmiał,
- Samantho wróciliśmy!
Moi rodzice weszli właśnie do domu, czyli już po mnie. Nie miałam wyboru, musiałam się poświęcić, dla świętego spokoju.
- Dobra co mam zrobić, żebyś poszedł?
- Mam u Ciebie bezterminowego Cośka. - opowiedział od razu,
- Cokolwiek, tylko idź już. - powiedziałam prosząco.
Nagle przyciągnął mnie do siebie przez co nasze twarze dzieliły jedynie centymetry. Przyglądał mi się dokładnie z ciekawością w oczach. Już myślałam, że planuje coś nieczystego, gdy po sekundzie mnie puścił. Zmarszczylam skonsternowana brwi, na co strzelił mi uśmiechem pokazując swe białe i równe uzębienie.
- Na razie Koleżaneczko! - krzyknął na odchodnym,
- Pajac!
Zamknełam szybko drzwi i nie zważając na rodzinkę siedzącą już przed telewizorem schowałam się w swoim pokoju. Na szczęście nie zainteresowali się tym co robiłam w kuchni, na co odetchnełam z ulgą.
Rzucilam się na łóżko chcąc mieć w końcu chwilę odpoczynku, ale przeszkodził mi w tym przysłany właśnie SMS.

Od Foster;
Uwielbiam Cię...

Że niby co???

Od Foster;
...drażnić :))

Do Foster;

Jesteś dupkiem.

Od Foster;
Po co zaraz używać kropki nienawiści, Sami? Wiem, że też mnie uwielbiasz. :3

Do Foster;
Niby skąd taki wniosek?

Od Foster;
Sama się przyznałaś do tego że nie możesz beze mnie żyć w tedy na plaży... :P

Do Foster;
Nie odwracaj kota ogonem!

Od Foster;
Trafiłem!

Do Foster;
O czym Ty mówisz idioto?!?

Od Foster;
Zawsze, gdy nie chcesz wyjawić co naprawde czujesz zaczynasz się wymigiwać i mnie obrażać. Mam racje, Słonko?

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz