Rozdział XLVI

12.4K 727 42
                                    

To wszystko było takie nierealne. Ja i Will, parą? Musiałam chyba oszaleć, a on wraz ze mną. Mimo wszystko jednak dobrze wiedziałam co robie całując go w tedy na plaży.
Zawsze uważałam go za swego wroga numer jeden, więc co mi teraz odbiło. Odpowiedź jest jedna kompletnie zwariowałam. Zwariowałam na jego punkcie.
Mam tyle pytań, które aż huczą mi w głowie.
- Od kiedy Ty... no wiesz. - zaczełam nieśmiało,
- Już nawet nie pamiętam, ale chyba pierwszy raz był w tedy w drugiej klasie gimnazjum.
- Wylanie na mnie tego świństwa było naprawde świetnym pomysłem na romantyczną znajomość, wiesz? - powiedziałam z sarkazmem,
- Ale to nie ja to zrobiłem.
- Przecież widziałam właśnie Ciebie i jeszcze jakiegoś chłopaka.
- To był Garry. Zawsze miał durne pomysł, ale wtedy przesadził. Chciałem go powstrzymać jednak zareagowałem o sekunde za późno, a to mnie znienawidziłaś.
Wtuliłam się w niego mocniej.
- Przepraszam, powinnam Cię o to zapytać wcześniej może inaczej by się to wszytko potoczyło.
- Już tak bardzo Ci przeszkadza moje towarzystwo?
- Nie, przecież ja właśnie...
- A gdybym wyjaśnił Ci całe zajście w tamtym momencie, to może nie leżeli byśmy teraz razem.
Nagle usiadł na piasku kawałek dalej odemnie by móc obserwować spokojne morze. Zapadła miedzy nami cisza, a ja zaglębiłam się we własnych wspomnieniach. Wszytkie te zaczepki, komentarze, odprowadzanie do domu... To wszytko nabrało dla mnie nowego znaczenia. Nie myślałam już o nim jak o irytujacym dupku. Teraz był... ale zaraz chwila. Nie tego mu nie odpuszcze tak łatwo.
- Nie zastanawiaj się nad przyszłością. Mi teraźniejszości najzupełniej odpowiada.
- Oj już, zamknij się.
- Niby, dlaczego Kochanie?
- Dlatego Cukiereczku, że strasznie filozofujesz w tym momencie i mam z Tobą do obgadania jeszcze jedną kwestie.
W jednej chwili znalazłam się na chlopaku. Usiadłam na nim okrakiem i unieruchomiłam mu ręce, by mnie nie rozpraszał. Zniżyłam twarz do jego poziomu i skamiennym wyrazem twarzy. Patrzyłam jak niepeninie chlopak wierci się pod moim spojrzeniem.
- Nigdy, ale to nigdy więcej nie pocalujesz żadnej innej dziewczyny.
Will znieruchomiał na chwilę po czym na jego twarz znów wrócił ten cwaniacki uśmiech, który tak kocham. Zaraz co... Ach no tak, wciąż nie moge uwierzyć że naprawde kocham tego idiote.
Skoro o idiotach mowa to właśnie taki jeden łaskocze mnie bez końca.
- Ty okropna istoto, wystraszyłaś mnie na śmierć.
- Oj naprawde, ale chyba się nie postaralam skoro wciąż dychasz. - wyksztusiłam pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
W końcu przestał i opadł na mnie bezwladnie oczywiście  przygniatając mnie.
- Zlaź.
- Ale jak mi tu wygodnie.
- Za to mi nie.
- To już trudno.
- Jesteś zły.
- A ty zazdrosna.
- Skoro już sobie wszytko tak mówimy to... - zrobiłam dramatyczną przerwę,
- To?
- Kocham Cię Mój Ty Idioto.
- Ze wzajemnością Sami.
Ja go kiedyś zabije, przysięgam Wam.
- Przecież miałeś tak na mnie nie mówić!
- I widzisz zepsułaś tak piękną chwilę.
- Zamknij się już, bo też Ci coś zepsuje...

The End ^^

Trochę długo mi to zajęło, no dobra nawaliłam, ale właśnie oddzyskalam swoja wene i nic mi tego już nie zepsuje. Dzięki wielkie tym, którzy zerkneli na tą moją pisanine. Mam nadzieje, że umililam Wam troche czas ;)

Poszukiwaczka

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz