Rozdział XVII

14.2K 1K 7
                                    

- Wiesz co Ślicznotko lepiej chodźmy do mnie (...)

Do Foster;
Żyje idioto.
PS. Skasuj mój numer.

Po wysłaniu tego SMS schowałam telefon, by zapukać do drzwi domu Lily. Musiałam pukać trzy razy by w końcu ktoś mi otworzył.
- Cześć, mam małą spinę w domu, więc przyszłam na śniadanie, a potem pójdziemy razem, zgoda?
- Niby gdzie?
- Co? - zapytałam nie do końca rozumiejąc to myślenia przyjaciółki,
- Niby gdzie mam z Tobą iść?
- Jak to gdzie? Do szkoły.
- Brałaś coś? Sam, do cholery co ty ćpałaś?!?
- Teraz to ja już nic nie rozumiem... - powiedziałam zrezygnowana,
- Winter ogarnij się! Dzisiaj jest niedziela! Powtórzę jeszcze raz, żebyś w pełni to pojęła;
N-I-E-D-Z-I-E-L-A!
- Dobra zrozumiałam! - krzyknęłam by w końcu się zamknęła,
- A teraz przeproś. - uniosła głowę z powagą,
- Niby za co?
- Obudziłaś mnie z samego rana i to w niedzielę.
- Dobra... Przepraszam!
- Tak lepiej moja panno.
- Cicho już, mamo.
Rodzice dziewczyny pojechali w piątek na jakiś ważną delegację. A ponieważ wracali dopiero dzisiaj późnym wieczorem miałyśmy cały dzień dla siebie. Po śniadaniu zarządziłyśmy sobie babski dzień, czyli maraton filmowy. Niestety do spełnienia naszego pomysłu potrzebny był nam popcorn, napoje i oczywiście słodycze. Koło 10 wybrałyśmy się do sklepu. Jak na niedzielę przystało w supermarkecie nie było prawie żywej duszy. Z racji tego, że lodówka Lil świeciła pustkami musiałyśmy też kupić spożywkę. Wzięłyśmy duży koszyk i wyruszyłyśmy w wędrówkę pomiędzy regałami.
Oczywiście to ja byłam tą, która pchała wypchany po brzegi już wózek, a Lily skakała od regału do regału zwiększając jego zawartość. O zapakowaniu napoi stał się tak ciężki, że musiałam jechać bardzo powoli, przez co przyjaciółką postanowiła mnie zostawić i sama wyruszyła w poszukiwaniu kolejnych produktów. Jeszcze mi za to zapłaci, franca jedna! Zostawiła mnie samą z ważącym tonę wózkiem, a sama biega po całym sklepie szukając jeszcze Bóg wie czego!
Ledwo panując nad mym "pojazdem" skierowałam się w stronę gdzie spodziewałam się znaleźć koleżankę. Za nim mi się to jednak udało napotkałam małą przeszkodę i przez durną nieuwagę oczywiście w nią wjechałam. Tą przeszkodą jak się po chwili okazało był następny wózek jakiegoś faceta. Uderzenie sprawiło, że kilka rzeczy z mojego wózka upadło na podłogę. Rzuciłam do poszkodowanego cicho przepraszam i zajęłam się zbieraniem zakupów z posadzki.
- Może pomóc?
Mężczyzna kucnął obok mnie i po chwili wszystkie zakupy były na miejscu.
- Dzięki... - powiedziałam z uśmiechem i spojrzałam na niego.
Zmierzyliśmy się spojrzeniem i wybuchliśmy śmiechem. Przede mną stał mój kochany kuzynek Sam ( wiem ciocia ma dziwne poczucie humoru ).
Jest synem siostry mojej mamy, czyli jej kompletnego przeciwieństwa, przez co mój Sam jest najbardziej zdziwaczałym chłopakiem pod Słońcem. Gdy my turlaliśmy się w konwulsjach śmiechu nagle nadeszła moja zaginiona przyjaciółka.
Sam po sekundzie spoważniał i stając z powrotem w pozycji prostej wyciągnął do niej rękę.
- Witaj Piękna! Jestem Sam i nie znam tej wariatki sikającej właśnie ze śmiechu. Dasz mi swój numer...
- Sami z bastuj, plizzz! - przerwałam mu płacząc już ze śmiechu, ale ten nie odpuszczał,
- Wiesz co Ślicznotko lepiej chodźmy do mnie, bo ta wariatka nie da nam spokoju.
- Raczej nie, Sami... Mam chłopaka, a ta wariatka sikająca ze śmiechu to moja Best Friend.
Dosłownie wiłam się ze śmiechu, gdy Sam w końcu zajarzył co tu się właściwie stało.

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz