Rozdział XXVII

13.1K 951 11
                                    

- Ponieważ musimy być wiarygodni, bo inaczej nikt nam nie uwierzy.

Staliśmy obok auta i czekaliśmy na tamtą dwójkę, która znikła jakiś czas temu w zaroślach.
- Gotowe! - krzyknęli razem,
- Dzięki chłopaki, to widzimy się za trzy godziny.
Will przybił z Marko coś na kształt żółwika, a potem to samo powtórzył z drugim kumplem. Chłopcy odjechali, a my zostaliśmy zupełnie sami w środku lasu.
- Mam już panikować?
- Wręcz powinnaś. - powiedział niskim głosem.
Zaczęłam biec przez liściasty las byle dalej od potencjalnego mordercy, psychopaty i gwałciciela w jednym. Było ciemno więc włączyłam latarkę w telefonie, po krótkim sprincie zatrzymałam się i zgasiłam światełko. Nie słyszałam by ktoś mnie gonił, a nawet by szedł w moim kierunku. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do panujących ciemności zauważyłam, że niedaleko płonie ognisko. Kierując się dymem i płomieniem szybko doszłam na polane z paleniskiem. Na trawie był ułożony koc, a obok leżał koszyk z jedzeniem i napojami.
- Piknik pod gwiazdami, podoba Ci się? - zapytał mój porywacz wychodząc za mną na polane,
- Ty żartujesz?
- Jestem śmiertelnie poważny.
- A więc porywasz mnie i wywozisz do ciemnego lasu, by urządzić piknik?
- Dokładnie.
- Nie mogłeś mi tego normalnie powiedzieć? Zamiast straszyć mnie gwałtem i morderstwem w leśnej głuszy, gdzie nikt nie usłyszy mych krzyków?
- Nie mogłem.
- Dlaczego Foster?
- Bo nigdy byś się na to po dobroci nie zgodziła.
- Oczywiście, że bym się nie zgodziła, bo Cię nie znoszę.
- No właśnie to miałem na myśli.
- Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, możemy wracać.
- To akurat niemożliwe. Marko przyjedzie po nas dopiero za trzy godziny, a tu nie ma zasięgu.
- Cudownie, a więc jestem na Ciebie skazana?
- Dokładnie.
Westchnęłam zrezygnowana i usiadłam na kocu po turecku ze skrzyżowanymi rękami.
- A jednak skusisz się na piknik?
- Tak, ale nic więcej.
Na jego twarzy pojawił się wyraz triumfu, gdy siadał obok mnie z przygotowanym wcześniej koszykiem.
- Chcesz trochę? - zapytał trącając mnie w ramię.
Wzięłam od niego zapiekaną kanapkę i wodę. Jedliśmy w milczeniu, a raczej ja jadłam, bo Foster pochłaniał jedną przekąskę za drugą. Typowy facet. Najedzona położyłam się na kocu na plecach. Obok mnie płonęło pięknie ognisko. Wokół cicho szumiał gęsty las, a nad moją głową błyszczały gwiazdy. Wszystko było by pięknie, gdyby nie Will leżący obok.
- Znowu się lampisz. - powiedziałam nie podnosząc głowy.
W odpowiedzi tylko się zaśmiał. Nie wiem ile tak leżeliśmy, gdy on postanowił przerwać moją cudowną ciszę.
- Sam?
- Słucham.
- Może chociaż udawaj, że słuchasz?
Położyłam się na boku tak by lepiej widzieć chłopaka.
- Tak lepiej. Masz chłopaka?
- A już myślałam, że chcesz normalnie porozmawiać, ehh. Nadzieja matką głupich.
- Nie filozofuj mi tu, tylko odpowiadaj.
- Mam się już kompletnie upokorzyć? Dalej chcesz wspominać jak zrobiłam z siebie totalną idiotkę w tamtej restauracji?
- Po prostu odpowiedz!
- Nie, nie mam... - powiedziałam w końcu, ale dodałam w myślach - "... i nigdy nie miałam."
- Nie wolno kłamać, Kochanie.
- Nie rozumiem...
- Przecież masz chłopaka, mnie! Nie zapominaj o tym, bo cały plan weźmie w łeb, Sami.
- Po cholerę zadajesz mi takie pytanie i po co właściwie mnie tu przywiozłeś?!? - miałam serdecznie dość tego cyrku.
Kłócąc się nieświadomie się do siebie przybliżyliśmy.Dzieliły nas centymetry i dopiero po chwili uświadomiłam jak blisko jesteśmy. Przestraszona próbowałam się odsunąć, jednak Will sprawnie mi to uniemożliwił. Na ułamek sekundy musnął mój policzek swoimi ustami. Zamarłam.
- Ponieważ musimy być wiarygodni, inaczej nikt nam nie uwierzy.

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz