Rozdział XIV

14.7K 1K 12
                                    

- Aż tak Cię rozpraszam... - powiedział uwodzicielskim głosem,

- Musiał cie mocno walnąć - powiedziałam kpiąco - Marko pomóż mi z tym idiotą.
Szef pomógł mi załadować Willa do samochodu, a potem zawieźliśmy go do jego domu. Marko otworzył drzwi mieszkania Fosterów. Wszyscy pojechali na jakiś koncert po za miasto, więc nikogo nie było. Z przedpokoju Will sam doszedł do kuchni już tylko lekko chwiejąc się na nogach. W pokojach panował mrok puki chłopak nie włączył w końcu światła.
- Sam, poradzisz sobie z nim? Ja muszę wracać po Lily, bo obiecałem, że ją odwiozę. - już był za drzwiami - Pewnie już jest wściekła, że zostawiłem ją samą, cholera. Lece i dzięki! - krzyknął wsiadając do swojego auta.
Nawet nie zdążyłam się odezwać, a ten już odjechał w siną dal. No po prostu pięknie. Weszłam do domu i zamknęłam drzwi trochę za głośno. Stałam tak przez chwile zastanawiając się co zrobić, gdy nagle z kuchni usłyszałam okropny huk i dźwięk tłuczonego szkła. Pobiegłam od razu sprawdzić co się stało.
Na podłodze leżało kilka pobitych szklanek i chyba toster, nie wiem był w kawałkach. Na środku tego pobojowiska stał Foster. Oto moja wersja: Wielmożny Pan Ranny postanowił się napić wody, ale potrzebował do tego szklanki. Sięgając po nią zahaczył o kabel urządzenia. Gdy to spadło na ziemie wystraszony Pan Ranny potłukł kilka szklanek.
Najlepsze jednak w tej historii jest jej zakończenie, gdyż sprawca całego zdarzenia postanowił usiąść na krześle i tam już pozostać.
- Pomożesz? Nie chcę stłuc całej zabytkowej zastawy babci... - dodał szybko.
Wpatrywał się we mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami, czekając na moją reakcje. A ja westchnęłam tylko i zapytałam;
- Gdzie trzymacie miotłę?
Chłopak wskazał mi kąt za lodówką. Już po kilku minutach zniknęły kawałki tostera i pobite szkło. Potem znalazłam jeszcze apteczkę, wzięłam z blatu ręcznik i butelkę wody. Rozłożyłam to wszystko na stole przy którym siedział Will. Nie odezwał się ani słowem ani nie poruszył, gdy dezynfekowałam mu rozcięcie na skroni. Za to nawet na sekundę nie spuścił ze mnie wzroku, jego spojrzenie było aż... krępujące.
Oczyściłam jego twarz z krwi i piasku używając nasączonego wodą ręcznika. Potem zakleiłam plastrami ranę na czole i przeszłam do rozcięcia na dolnej wardze. Delikatnie przetarłam wodą utlenioną skaleczenie, miał takie cudowne usta. Chyba zamyśliłam się nad tym faktem przez chwile, bo te same usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Nie śmiej się. - fuknęłam na niego,
- Dobrze, ale powiedz dlaczego się rumienisz? - znalazł się cwaniaczek, ale zaraz przecież tu jest ciemno...
To znaczy się lampka w kuchni daje jako takie światło, ale na pewno nie mógłby tego dojrzeć.
- Nie rumienie się i zamknij się, bo nie mogę pracować.
- Aż tak Cię rozpraszam... - powiedział uwodzicielskim głosem,
- Jedyne co robisz to to, że znów zaczynasz krwawić.
Zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem, ale tym razem posłuchał i się zamknął.

Mój udawany facetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz